Są takie fakty w historii, (zresztą liczne), które obrastają w legendy. Są też legendy, które powtarzane po tysiąckroć stają się faktem. Czasami dotyczą zdarzeń nie tak znowu odległych w czasie. Kiedy dodatkowo związane są z fragmentem historii przez lata dla władzy niezbyt wygodnej, w podręcznikach właściwie pomijanej i w powszechnej świadomości niejednoznacznej, wtedy nawet najsprawniejsze oko różnicy pomiędzy legendą a faktem jednoznacznie rozpoznać nie może. Niektóre z tych wydarzeń doczekały się trwałych symboli. Tak też się stało z domniemaną potyczką czy też bitwą pod Popowem.

W miejscu bitwy stanął Obelisk na Popowskich Termopilach poświęcony 28 maja 2010 r. Głaz został umiejscowiony na styku gmin Międzychód, Sieraków i Kwilcz z inicjatywy Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej.

Zdarzenie, o którym mówią legendarne przekazy, to bitwa pod Popowem, co do której równie dużo jest pytań, jak mało jest pewnych wiadomości.

Warto zapoznać się z działaniami konfederatów barskich w powiecie międzychodzkim (czy może raczej według ówczesnego podziału administracyjnego w powiecie międzyrzeckim, a na ziemi międzychodzkiej).

Konfederacja barska jest przez niektórych historyków uważana za pierwsze polskie powstanie narodowe. Można spotkać się także z poglądem, że była rebelią „rozdziadowionej” bezsiłą króla elekcyjnego i własnymi przywilejami szlachty, niezadowolonej z perspektyw jakichkolwiek zmian. Ten związek szlachty polskiej, a właściwie dziesiątki różnych związków zawiązywanych na całym obszarze kraju, co do idei stawał w obronie wiary katolickiej i niepodległości Polski. Skierowany był on przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i kurateli carycy Katarzyny, powszechnie podówczas uważanej za królewską kochankę umiejętnie nim manipulującą, podjął działania skierowane przeciwko wojskom rosyjskim popierającym i ochraniającym władzę królewską. Celem konfederacji było zniesienie ustaw w powszechnym przekonaniu narzuconych przez Rosję, szczególnie zaś tych dających równouprawnienie innowiercom. Ogólną nazwą konfederacji barskiej określa się 66 lokalnych konfederacji Korony i Litwy. Dziwny to był zaiste czyn zbrojny. Pełen samowoli, mniejszych i większych przegranych przeważnie potyczek, zbójnickiego wybierania podatków, nieudolności dowódców i niepotrzebnych ofiar. Był też wielką próbą podjęcia walki z narastającą wszechwładzą rosyjską i zawłaszczaniem kraju. Tyle celem wprowadzenia w realia epoki.

Kluczową postacią konfederacji barskiej w Wielkopolsce i dowódcą operującym swoim oddziałem także na ziemi międzychodzkiej był Ignacy Skarbek Malczewski. Człowiek dość słabego charakteru i w obliczu wroga często dyskusyjnego bohaterstwa wykazywał jednak, bez wątpienia, wielką siłę woli i talent organizacyjny. Kazał wybierać podatki na rzecz konfederacji, a szlachtę zmuszał do zaciągania się do oddziałów konfederackich. W początkowej fazie działań nawet starszych posesjonatów, nie mogących o własnych siłach walczyć, kazał wsadzać na bryczki i wozić za obozem. Pierwsza krew konfederacka popłynęła w okolicy 30 listopada, kiedy miała miejsce potyczka pod Wronkami. Wtedy to konfederaci starli się z oddziałami podpułkownika Bocka i przegrali. Parę dni później, 4 grudnia w kolejnej pod Łobżenicą, już z oddziałami dowodzonymi przez Drewiczem, także przegrali głównie przez nieudolność Malczewskiego, który zaniedbał wywiadu i ubezpieczenia. Kronikarz i komentator działań konfederackich Jędrzej Kitowicz pisał wprost:

Malczewski, starosta spławski, płochego i porywczego geniuszu człowiek, chudej i szczupłej kompleksji a przy tych talentach, robocie przedsięwziętej przeciwnych, serca zajęczego.

Cała Wielkopolska stanowiła wielkie pole bitwy czy raczej pole mnóstwa drobnych utarczek, które, choć często pomyślne dla Rosjan, nie dawały im jednak ani przewagi, ani kontroli nad dzielnicą.

Wreszcie zniecierpliwieni Rosjanie postanowili większymi silami spacyfikować konfederatów, wysyłając ponad 3500 żołnierzy liczący oddział pod dowództwem Drewicza. [Iwan Grigoriewicz Drewicz, Driewicz (Johann von Drewitz), imię spolszczane jako Jan, nazwisko spisane jako Drewiez (ur. 1733 lub 1739, zm. W maju 1783 lub po ok. 1800) – daty urodzenia, śmierci, pochodzenie i narodowość są niejednoznaczne. Według popularnej wersji był Niemcem urodzonym w Dreźnie, według innej wersji był Serbem pochodzącym z serskiej szlachty, rosyjski generał, dowódca wojsk pruskich, który po dezercji pod Szczecinem przeszedł na służbę rosyjską, biorący udział m.in. w walkach przeciwko konfederatom barskim. Żołnierz zawodowy, sprawny i okrutny. Znany łupieżca i kat.].

W pogoni za konfederatami Drewicz dotarł w końcu w międzychodzkie. Tutaj na pograniczu Polski i Brandenburgii konfederacja nie płonęła samoistnym żarem. Co prawda, w wielu majętnościach konfederaci „wybrali podatki” czy nałożyli kontrybucje szczególnie tam, gdzie właściciele ziemscy byli innowiercami (między innymi w Sierakowie na szkodę Piotra Mikołaja von Gartenberga de Sadogórskiego) czy też dokonywali poboru do oddziałów, to jednak nie były to wydarzenia głośne. Dopiero „sprawa skwierzyńska” naprawdę rozpaliła emocje. Otóż dnia 8 i 9 marca odbywał Malczewski sądy nad zbuntowanymi mieszczanami w Skwierzynie. Mieszczanie skwierzyńscy w znacznej części dysydenci, to znaczy protestanci i Niemcy, dokonali publicznej zdrady stanu. Burmistrz Jakub Berendt kazał publicznie przy iluminacjach i lamp paleniu czytać po mieście wiersze pełne kalumnii przeciwko narodowi polskiemu i wierze św. katolickiej, a tych, którzy nie okazywali przy tym należnego aplauzu, nakazał karać. Odmówił także dostarczenia rekrutów do armii konfederackiej. Co więcej, zadenuncjował Moskalom zwolenników konfederacji, pośród których był starosta wschowski, Franciszek Kwilecki. Ten wraz z innymi został aresztowany przez Moskali. Kiedy tylko odzyskał wolność, wypuszczony po interwencjach możnych znajomych, spowodował z kolei aresztowanie Berendta i osadzenie go w zamku międzyrzeckim. Wobec tego faktu niemieckie pospólstwo Skwierzyny podniosło bunt i szantażując miejskich radnych groźbą śmierci, zażądało uwolnienia burmistrza. Sytuacja się tak zaogniła, że nawet Moskale nie chcieli mieszać się do tej sprawy. Wówczas niemieccy mieszczanie przywołali zza granicy dragonów pruskich, którzy na koniec Berendta oswobodzili. Przestępstw przeciwko polskiej władzy nazbierało się dość na kilka nawet wyroków. Malczewski zorganizował w Skwierzynie sąd wojenny, który sześciu z buntowników, w tym i burmistrza, skazał na śmierć przez powieszenie.

Wyrok wykonano. Doprowadziło to do rozlania się prawdziwej rzeki protestów wobec rzekomej polskiej nietolerancji i w całej Wielkopolsce zaogniły się stosunki pomiędzy protestantami a katolikami. Pozostając zbyt długo w jednym miejscu, Malczewski dał czas Drewiczowi i na zbliżenie się, i na przygotowanie akcji zbrojnej. Kiedy Malczewski zorientował się, że Drewicz jest blisko, a było to 10 marca, wymaszerował do Międzychodu, stamtąd zaś na Sieraków. Tu przeszedł na drugi brzeg Warty, niszcząc za sobą most. Zanim jednak przeprawiła się konfederacka armia, doszło do tragicznej potyczki pod Popowem.

Jak mówią przekazy, trzystu konfederatów, osłaniających odwrót Malczewskiego, poległo. Ich dowódca dostał się do niewoli i został przez kozaków bestialsko zamordowany. Oddział konfederatów, tak sromotnie pobitych pod Popowem, nie był armią ani zdyscyplinowaną, ani jednolicie wyposażoną, a nawet umundurowaną. Dzięki barwnym opisom Kitowicza wiemy, że w pierwszej fazie konfederackiej wojny w ekwipażu konfederatów pełno było:

…gałganów początkowych, słomianych kulbak, czyli worów słomą wypchanych, mizernych szkapin, szabel w węgorzych pochwach, owczarskich bandoletów, myśliwskich ruśnic z potrzaskanymi łożami i lada jakimi zamkami, pistoletów na smyczy [na luźnym rzemieniu] z szyi wiszących i innych wojennych gratów, w które się konfederaci z początku, jak mogli, armowali [zbroili], a które częstokroć zamiast obrony stawały się im zgubą, mianowicie pistolety, których po kilka par wozili około siebie towarzystwo i oficjerowie: w olstrach parę, na tasaku z jednego boku parę, na smyczy parę; te ostatnie w nagłym biegu, mianowicie przez bory w ucieczce, bujając około jezdca, zawinąwszy się o drzewo, ściągały go z konia i przytrzymały doganiającemu nieprzyjacielowi, a inne obciążonego lichego szkapinę mordowały i sedniły.

Warto też wiedzieć, że ci, którzy walczyli pod Popowem, tylko po części byli szlachtą. Ze szlachty bowiem rekrutowało się „towarzystwo” i oficerowie oraz naczelni dowódcy. Reszta, to często byli ludzie przypadkowi, składający się na grono „gemejnów”, prostych żołnierzy, częściowo branych najzwyczajniej w rekruty i służących z przymusu, częściowo wojujących na ochotnika. Chociaż ochotników nie brakło w szeregach, to mało kto umiał się bić z regularną armią, a dyscyplina czy regulaminy działania były pojęciami nieomal abstrakcyjnymi.

Lecz to bynajmniej konfederacji nie umniejszało – pisze złośliwie Kitowicz, sam przecież oficer konfederacki – bo: …płaca dobra, żywność hojna i bezpłatna, rozpusta i debosz, rozkazywanie absolutne i panowanie nad obywatelami, uniżoność od panów największych okazywana nawet tym konfederatom, którzy niedawno sługami ich byli – nęciła na potęgę do siebie wszystkich golców, służalców dworskich, mieszczanków i wieśniaków krnąbrnych albo pracy nie lubiących. Oprócz zaś takich i osiadłą szlachtę, którzy woleli rozkazywać niż być pod rozkazami. Za jednę lub dwie godziny strachu w potyczce i ucieczce wytrzymanego dosyć było nagrody bujać wygodnie po kraju w ozdobie obrońcy wiary i wolności, i do tego być dobrze płatnym. Tych zaś, którzy dostali się w niewolą i w tej wiele biedy znosić musieli, a częstokroć i batogi ciężkie na przywitaniu odbierali albo też tyrańsko od Moskalów pomordowanymi zostali – ci, którzy na ten los nie przyszli, uważali jako męczenników za wiarę; ku któremu męczeństwu przypaść na siebie mogącemu ożywiali się heroizmem chrześcijańskim, unikając go jednak ile możności.

Poległym pod Popowem wojennej przygody przeżyć się nie udało, tak samo jak konfederatom nie udało się zatrzymać pożogi zmian, które ogarnęły Polskę ogniem pierwszego, a potem i drugiego, i trzeciego rozbioru. Chociaż fakt bitwy o takiej skali nie został właściwie nigdzie odnotowany, a badania terenowe, także prowadzone onegdaj (wtedy, kiedy było to jeszcze dopuszczalne) wykrywaczami metalu, nie pozwoliły odnaleźć śladów potyczki o tej skali ani miejsca pochowku poległych, to w pamięci miejscowych bitwa przetrwała, a wraz z nią i legenda o niej. Niezależnie jednak jak wielka była to potyczka i czy z biegiem lat nie urosła jak szczupak w opowieści wędkarza, pod Popowem stawali naprzeciw wroga dzielni konfederaci i na pamięć naszą zasłużyli. W miejscu bitwy stoi obelisk, a inskrypcja na tablicy (wykonanej według projektu artysty plastyka Zbigniewa Jakubowskiego) głosi:

Przechodniu powiedz Polsce
tu leżym jej syny
prawom jej do ostatniej posłuszni godziny

Na tych polach 10 marca 1769 roku
stawiając zaciekły opór oddało swe młode życie
300 Konfederatów Barskich
stanowiących straż tylną
zgrupowania Ignacego Skarbka Malczewskiego
rozniesieni na szablach kozackich
rosyjskiego korpusu interwencyjnego
płk Johanna von Drewitza.

Społeczeństwo Powiatu Międzychodzkiego
2009 r.

Liczba 300 sprawiedliwych, ofiarujących swe życie dla ocalenia idei, której służyli, jak i pozostałych towarzyszy walki, przywodzi skojarzenie z oddziałem 300 Spartan, broniących pod wodzą króla Leonidasa suwerenności swej Ojczyzny pod Termopilami w roku 480 p.n.e. Sparafrazowany epigram Simonidesa oddaje hołd poległym tutaj Konfederatom, a miejsce to ochrzczone zostało mianem „Popowskich Termopil”.

Źródła: wykład wygłoszony pana dr hab. Jacka Kowalskiego w Sierakowie; Saryusz-Wolski K., Album Konfederacji Barskiej, Kraków 1899;

Autor:
Roman Chalasz
Sieraków Historia Nieznana

Skip to content