Dzisiaj nie znajdziemy w Prusimiu śladu po wcześniej istniejącym tam zapewne zameczku czy warowni typu motte (resztki umocnień ziemnych związanych z tego typu warowną siedzibą rycerską widoczne są na mapach powierzchni ziemi [LIDAR] w Kolnie). Być może kolejne pokolenia właścicieli stawiały swoje siedziby w miejscu dawnych. A jednak istniała tam siedziba rycerska. Ze sławy rycerskiej dawnych wojów pozostała tylko nazwa wsi Prusim. Pierwotnie brzmiała ona z pewnością Prusy i wiązać ją należy z osiedlonymi w niej Prusami. Byli to zapewne jeńcy, traktowani wówczas jak łup wojenny. Jest wielce prawdopodobne, że znaleźli się między Kolnem a Kamionną w rezultacie jednej ze zwycięskich wypraw wojennych Nałeczów, aby zasiedlić ich rozległe, ale jednak mało ludne, a zatem i mało produktywne, posiadłości. Pytanie tylko czyje? Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć.

Pierwsza wzmianka o Prusimiu pochodzi z 1386 roku. Jest to zapis w księgach sądowych, dotyczący Mirosława Prusimskiego. To pozew „zbiorowy”, w którym Andrzej Poniecki (z Poznania) pozywa Grabskiego, Prusimskiego (spod Kamionny) i Iwana z Komorowa (na wschód od Pniew nad jeziorem Bytyńskiem w pobliżu Kiączyna i Koźla). Sięgnął on po trzech dłużników od razu, gdyż wiązało ich zobowiązanie i mieszkali w jednej i tej samej okolicy; Callier E. Akta grodzkie poznańskie z lat 1386-1399 pod względem geograficznym objaśnił, Poznań 1889, s. 46-47, 94. W roku 1389 pozwał Mścigniew Brodziszewski Piotrka z Połajewa do grodu poznańskiego o 40 grzywien, zabezpieczonych na Prusimiu.

Najpewniej zatem to Mirosław Prusimski lub jego ojciec byli tymi, którzy osiedlili na swoich włościach Prusów. Przestrzeń między Kamionną (tam była ich kasztelania) a Kolnem, gdzie mieli warownię, nadawała się do tego celu idealnie. Po Mirosławie wsią władał Mikołaj, zapewne jego syn. Tenże był kasztelanem starogrodzkim, dziedzicem Nojewa, Bytynia, Młodawska i innych włości. Był też bratem Dzierżysława Grocholi, kasztelana santockiego. Ten zaś jest pierwszym znanym nam dziedzicem Ostroroga i protoplastą późniejszych Ostrorogów. Kilka znanych nam faktów z jego życia kreśli obraz człowieka wojowniczego i nadzwyczaj mobilnego. W roku 1385 złupiwszy w Kłecku mieszczan żnińskich, poddanych arcybiskupa gnieźnieńskiego, ściągnął na siebie klątwę kościelną. Pod koniec tegoż roku znajdował się w Krakowie, w orszaku królowej Jadwigi, a następnego roku w Poznaniu, gdzie prawując się z Szymonem Strzępińskim o sto i trzydzieści grzywien, powierzył tę sprawę swojemu bratu Mikołajowi. To niego dotyczy wzmianka z 1393 roku o Mikołaju z Prusimia, który został pozwany przez Trojana ze Żdżar (w powiecie gnieźnieńskim) o niespłacenie długu Żydowi Muszkowi z Pyzdr.

Ogromne zamieszanie związane z identyfikacją osób występujących w dokumentach należy jasno zdefiniować.

W wieku XV (oczywiście także wcześniej) nazwiska szlacheckie w Polsce nie były jeszcze unikalne. Każdy brał zwykle swoje imię od nazwy włości głównej siedziby, w sprawach zaś sądowych, granicznych itp. od tej wsi, do której czynność właśnie się odnosiła. Boniecki (tom III s. 141) pisze:

Nie zwyczajni u nas w Polsce starodawnych familii ludzie, rozrodziwszy się, różne nazwiska od zamków swych przedniejszych albo dóbr dziedzicznych, które się im po ojcu należały, każdy swoim, a różnym, nazwiskiem się szczycił. Z nazwiskiem ojcowskim zwykle tylko ten z synów po nim występował, który i jego siedzibę odziedziczył; ale że toż zwykle dzielono się z osobna każdą majętnością (sortes), więc mnożyło się nazwisk bez liku.

Stąd gmatwanina, którą tylko za pomocą żmudnego porównywania akt jednych z drugimi można rozplątać.

Nie wdając się szerzej w metodologię wywodu, można stwierdzić, że pierwotnymi właścicielami Prusimia, jakich możemy zidentyfikować, byli protoplaści rodu Ostrorogów herbu Nałęcz.

Kolejnym znanym nam właścicielem Prusimia jest Sędziwój syn Dzierżysława i Bornety. Czy odziedziczył wieś w spadku po wuju Mikołaju, czy też stało się to drogą jakiejś innej transakcji? Nie wiadomo.

Sędziwój z Ostroroga kontynuował wojenne tradycje rodziny. On to z chorągwią swoją lub znaczniejszym pocztem rycerstwa wielkopolskiego podążył do Kijowa, gdzie Wielki Książę Litewski Witold przysposabiał wyprawę na Tatarów. Zebrane wojsko ruszyło z Kijowa ku wschodowi, przebywszy liczne dopływy Dniepru, spotkało się w dniu 12 sierpnia 1399 roku na obszernej równinie, gdzie płynie rzeka Worskla, z Tatarami, którymi dowodził chan Timur-Kutluk. W wielkim starciu dwóch odrębnych światów, zachodu ze wschodem, Pani Vistoria sprzyjała bardziej wschodowi. Po zaciętej walce zwycięstwo przechyliło się na stronę Tatarów. Wojska Wielkiego Księcia Litewskiego poszły w rozsypkę, zostawiwszy po bojowisku wielu poległych rycerzy. W tej krwawej rozprawie zginął Sędziwój z Ostroroga, syn Dzierzysława Grocholi, ojciec Sędziwoja, późniejszego wojewody poznańskiego, i Dobrogosta z Kolna, kasztelana kamieńskiego.

Tak opiewał śmierć Sędziwoja napis nagrobkowy, znajdujący się niegdyś w kościele ostrorogskim, tak twierdzi też Paprocki, powołując się na Kromera. Kromer tymczasem i Długosz podają zgodnie, że Ostroróg Sędziwój i Szamotulski Dobrogost ocalili się ucieczką. Mamy zatem w bitwie dwóch Sędziwojów z Ostroroga, ojca i syna. Ten starszy, którego niektórzy mienią Świdwą, może być hipotetycznie identyfikowany z wojewodą poznańskim, niknie nam w roku 1399 z widnokręgu dziejowego.

Synowie Sędziwoja Dobrogost i Sędziwój pozostawali w bliskiej braterskiej więzi. Obaj mieli także równie wojownicze jak ojciec charaktery. Walczyli pod Grunwaldem (Tannenbergiem) 15 VII 1410 roku. Pod Grunwaldem wśród 51 polskich chorągwi, czyli oddziałów jazdy rycerskiej (25 ziemskich i 26 rodowych), znalazły się dwie chorągwie wystawione przez Nałęczów: 28. chorągiew Sędziwoja z Ostroroga i 41. chorągiew Dobrogosta Świdwy z Szamotuł, dowodzona przez niego osobiście. Chorągwie rodowe składały się z rycerzy należących do jednego rodu i pieczętujących się tym samym herbem. Trzeba tu dodać, że organizowali je i dowodzili nimi tylko najbogatsi możnowładcy, którzy mogli pozwolić sobie na uzbrojenie i wyposażenie oddziału.

Oboje wsławili się w walce, stając na czele chorągwi wielkopolskich. Sędziwój z Ostroroga wraz z Piotrem Niedźwiedzkim z rozkazu króla Władysława Jagiełły dowodził w bitwie pod Koronowem 10 X 1410 roku, odnosząc wielkie zwycięstwo. Tam, jak opisuje Długosz, przed znakiem srebrnej nałęczy w krwawym polu prysnął wielki mistrz Henryk Reuss von Plauen i hufce cesarza Zygmunta, a późniejszy następca Plauena, Kilckenmeister von Sternberg w niewolę został wzięty.

Długosz, pisząc o oblężeniu zamku kowalewskiego w ziemi chełmińskiej w roku 1422, wzmiankuje: Poimany jednak został od nieprzyjaciół Dobrogost kasztelan kamieński, szlachcic herbu Nałęcz, ten sam, który przed wyprawą gołubską przez niedbalstwo swoje dał się Krzyżakom ubiec i zająć zdradą zamek królewski Drahim, puszczony mu w dzierżawę. Jednak w roku 1422 kasztelanem kamieńskim był Andrzej z Danaborza; Dobrogost z Kolna objął tę kasztelanię dopiero ok. 1427 roku, zatem Długosz musiał się tutaj minąć z prawdą. W 1430 roku występuje Dobrogost z Kolna, kasztelan kamieński, na walnym zjeździe w Jedlnej, gdzie król Władysław Jagiełło potwierdził wszystkim stanom dawne prawa i swobody.

Niespokojne te czasy opisał Sienkiewicz w Krzyżakach, a za sprawą ekranizacji dokonanej przez Aleksandra Forda wszyscy mamy przed oczyma obraz wojen polsko-krzyżackich przed oczyma. Niezależnie od ogromu fikcji literackiej w tych trudnych czasach Polacy wielokrotnie stawiali czoła potędze zakonu. W zmaganiach tych odnieśli zwycięstwa nie tylko pod Grunwaldem.

Zapomnianą, ale pamiętną wielką wiktorię odniósł Dobrogost Koliński, brat Sędziwojowy, pod Nakłem na polach wsi Dąbki 13 września 1431 roku wraz z innymi dwoma rycerzami, na czele swych hufców i wsparci przez okolicznych włościan, porazili na głowę wojsko krzyżackie.

Bitwa ta jest powszechnie mało znana, warto więc skorzystać z zachowanych jej opisów, tym bardziej że znajdziemy w nich drugi związek Prusimia z Prusami.

Niewzruszeni wielką ilością wrogów Jan Jarogniewski z domu Orla, Bartosz Wissemburg z domu Nałęcz i Dobrogost Koliński zbierają i gromadzą wojsko złożone jedynie z wieśniaków, choć liczebnie bardzo wielkie, jednak pod względem siły i wyćwiczenia bezbronne i nieprzywykłe do walki, odpowiedniejsze bardziej do robienia zasiewów w polu i żywienia bydła, niż do chwycenia za broń. Zamierzali oni walczyć raczej w dogodnych warunkach, gdy chodzi o miejsce i czas, niż zapalczywie. Wojsko inflanckie, które pustoszyło Polskę ogniem i mieczem, zostaje niemal w pień wycięte. Wojsko inflanckie, którym dowodził marszałek Teodoryk Kroe z innymi komturami inflanckimi, i które prowadził w drodze powrotnej do siebie komtur Tucholi Jodok z Hogenkerhe, z pochodzenia Bawar, oddzieliwszy się od wojska mistrza pruskiego, jakby mało dokonało okrucieństw wobec wroga, przybyło do części Królestwa Polskiego, która nosi nazwę Krajno, żeby ją spustoszyć. Już wielu rycerzy kujawskich i dobrzyńskich, zmieniając konie, szybko jak na skrzydłach wróciło do widm swych spalonych domów, a ból, który się zrodził już dawno pod wpływem opowiadania o okrucieństwie wrogów, powiększał sam wygląd dymiących dotąd wsi.
Przeto dzielni i nieustraszeni rycerze, Jan Jarogniewski, Bartosz Wissemburg i Dobrogost Koliński, zebrawszy oddział wieśniaków, najszybciej jak mogą, podążają za wojskiem inflanckim, a dopędziwszy je w pobliżu Nakła, nad rzeką Wyrszą, na polach wsi Dąbki, przed uroczystością Podwyższenia Krzyża z największą zawziętością, którą potęgował świeży gniew, nie bez wielkiego podziwu i strachu Inflantczyków, skąd się pojawiło tak wielkie wojsko, uderzają. A zakończywszy śpiew patriotycznej pieśni »Bogurodzica«, której donośne brzmienie odbiło się od lasów i pól, małe grupki z wielką masą, goli z ubranymi, chłopi z rycerzami walczą do tego stopnia zdecydowanie i mężnie, iż uznałbyś, że walczą raczej weterani z młodymi żołnierzami niż wieśniacy z wprawnymi wojami. Następuje wielka klęska wrogów, a kiedy w okrutny sposób wytracono tych, którzy zostali postawieni w szyku bojowym, natychmiast cale wojsko inflanckie rzuciło się do ucieczki, pozostawiwszy swoje obozy, z których walczyło, oddało zwycięstwo Polakom. Uciekali w różnych kierunkach, dokąd kogo los prowadził, ale straszniejsza była klęska tych, co uciekali. Polak bowiem nastawał na ogarniętych strachem, srożąc się wobec rozproszonych. I nie brano tam do niewoli, ale wszędzie zabijano wszystkich, bo Polacy, a szczególnie wieśniacy, zachęcali się nawzajem, by krwią wrogów ugasić pożary swych wsi i rzezią wrogów zadośćuczynić swym braciom zgładzonym niegodziwą śmiercią. Zdobyte cztery znaki, czyli sztandary wrogów, zaniesiono na znak tak wielkiego zwycięstwa do katedry krakowskiej. Polacy, zdobywszy obóz wrogów, znajdując tam wielki łup, rozgrabiają go i znacznie się na nim bogacą. A ponieważ wszyscy Inflantczycy, którzy uciekli, nie znali ani miejscowości polskich, ani języka polskiego, dlatego rozproszywszy się tu i ówdzie w lasach i nie znajdując drogi do ucieczki w pozbawionych dróg, nieznanych i pokrytych lasami miejscowościach, niektórzy osłabieni głodem i zimnem, poszukiwani przez wiele następnych dni i złapani przez wieśniaków albo ginęli zabici, albo dostawali się do niewoli.

Wieść o tym zwycięstwie, która doszła najpierw do króla Władysława, a potem do Krakowa, wywołała wielką radość wśród ludu, radość, którą miasto Kraków poświadczyło biciem w dzwony i wzniecaniem po całym mieście ognisk. A w wojsku Inflantczyków było siedmiuset konnych, także wojska i rycerze z Kurlandii oraz ze Swiecia, Tucholi i Słuchowa oraz mnóstwo znakomitych żołnierzy. Komtur z Osterrode Szwor i komtur Dynborga Walter de Lo zostali zabici, komtur kuroński Walter z Kirchdorf, wójt z Kokenhausen Jerzy z Gutsliche, Gehan de Hande, dzierżawca i włodarz z Bytowa uciekli – świadkowie polskiego zwycięstwa nie wcześniej zaprzestali ucieczki, aż przybyli do Tucholi, a potem do Marienburga, by donieść mistrzowi krzyżackiemu Pawłowi z Russdorff nowinę pewną, lecz przykrą: o klęsce swoich.
Poległ w bitwie komtur tucholski, Jodok de Hogerkerche, inicjator i przewodnik tej wyprawy, tak samo Szwor – komtur ostródzki, Walter de Lo – komtur dyneburski, komtur mitawski i wielu innych komturów inflanckich i pruskich; sam zaś główny wódz, marszałek inflancki Werner von Nessekode, a z nim Walter de Gelsze – komtur feliński, komtur Goldyngi, hauskomtur człuchowski, wójt z Graben, Paschke von Landeck, innych siedmiu komturów i około 50 rycerzy zostało pojmanych i pognanych do Poznania, a później koło Krakowa. Oni potem z wyjątkiem marszałka Teodoryka zmarli w Krakowie, w godnej pożałowania niewoli.

Według relacji o bitwie, przekazanej przez wielkiego mistrza generalnemu prokuratorowi Zakonu do Rzymu i przedłożonej w lutym 1432 r. papieżowi, udział w niej brało 800 zbrojnych Zakonu, z których 100 dostało się do niewoli wraz z dwoma dowódcami, przy czym jednego z nich zabito (komtura tucholskiego), a jego najbliższych podwładnych spalono (niewątpliwie uczynili to chłopi wielkopolscy), drugiego zaś (marszałka inflanckiego) trzymano jako jeńca.

Dowódca sił polskich Dobrogost Koleński zabranych do niewoli osadził w więzieniu w swojej wsi Prusy (Prusim), żądając za nich wysokiego okupu. Liczba poległych lub utopionych w mokradłach nie jest bliżej znana, w każdym razie była chyba dość znaczna. Sporo było rannych, którzy wraz z innymi zbiegami uszli z pola bitwy, szukając ratunku w różnych kierunkach i przedzierając się do Tucholi czy Debrzna. 16 września dotarło tam aż 150 rannych uciekinierów. Chłopi wielkopolscy urządzali formalne polowania na ukrywających się zbiegów krzyżackich.

Bitwa pod Dąbkami zakończyła się więc decydującym sukcesem – rozbiciem ostatniej dywersyjnej grupy krzyżackiej niszczącej ziemie północnej Polski, sukcesem odniesionym w znacznej mierze siłami prostych chłopów wielkopolskich i krajeńskich. Bodźcem do walki stało się głównie zagrożenie życia ich własnych rodzin oraz unicestwienie plonów ziemi i mienia ze strony krzyżackiego najeźdźcy, przy okazji niejako rozbudzające świadomość narodową.

Sukces bitwy uczciła stolica Polski, Kraków, biciem w dzwony i iluminacją. W katedrze na Wawelu zawieszono obok chorągwi krzyżackich spod Grunwaldu i Koronowa pięć zdobytych chorągwi inflanckich, które opisał potem Jan Długosz, a odmalował Stanisław Durink w Banderia Prutenorum. Do Krakowa przewieziono też z Poznania jeńców inflanckich i pruskich.

W roku 1432 podpisał Dobrogost z Kolna, kasztelan kamieński, razem z ojcem Dobrogostem z Ostroroga i inną szlachtą wielkopolską w Poznaniu zapewnienie następstwa na tron polski jednemu z synów króla Władysława Jagiełły.

Znany nam już pod czterema nazwiskami Dobrogost był sygnatariuszem pokoju brzeskiego z krzyżakami zawartego w roku 1436. Ten dokument podpisał jako Dobrogostius de Kolno castell. camenensis.

Król, bawiąc następnego roku w Koninie, pozwolił Wojciechowi z Tuliszkowa wykupić Pobiedziska z rąk Dobrogosta Kolińskiego, kasztelana kamieńskiego, który w 1436 roku podpisał z innymi dostojnikami pokój zawarty z Krzyżakami w Brześciu kujawskim, a w roku 1438 potwierdzenie królewskie praw i swobód Narodu, ułożone w Piotrkowie Trybunalskim. Ten sam Dobrogost znajdował się w orszaku króla Władysława Warneńczyka, który tegoż roku 1438, bawiąc w Krakowie, nadał Rafałowi z Gołuchowa przywilej na założenie miasta w dobrach jego przygodzickich i zapewnił Dobrogostowi 200 grzywien na starostwie babimoskim. Tegoż roku widzimy też między świadkami Dobrogosta w Prusimiu, gdzie wobec Rafała, starosty wielkopolskiego, Jan z Koźmina sprzedaje bratu swemu Wojciechowi połowę działu swego na Koźminie, wsi leżącej w pobliżu Babimostu, w powiecie kościańskim. Następnego roku w Babimoście, gdzie wobec Stanisława z Ostroroga, starosty wielkopolskiego, Sędziwój z Ostroroga zamienia rzeczony Koźmin na Mnichy i Miłostowo, posiadłości klasztoru paradyskiego. W roku 1440 dopisał król Dobrogostowi sto jeszcze grzywien na starostwie babimoskiem i tegoż roku towarzyszył królowi do Węgier Dobrogost z Ostroroga, czyli z Kolna Koliński. Nie dostrzegłszy w powyższym zestawieniu żadnych rażących sprzeczności, uzupełnimy te szczegóły domysłem, że Dobrogost od roku 1440 nie opuszczał, wyjąwszy może niektórych poselstw i poruczeń, orszaku królewskiego aż do śmierci, którą razem z królem znalazł pod Warną w 1444 roku.

Dobrogost, po ojcu założycielu miasta, otrzymał w dziale Lwówek i stąd pisał się także Lwowskim. Jego syn Dobrogost Koliński przejął po ojcu kasztelanię kamieńską i dzierżył ją od roku 1444 do 1466, a gnieźnieńską aż do śmierci w roku 1478. Z Anną Nowomiejską miał syna Dobrogosta, który był kasztelanem międzyrzeckim od roku 1485 do 1500, a następnie poznańskim aż do roku 1504.

W źródłach z początku lat 40 XV wieku figurują jeszcze zapisy o Dobrogoście podsędku poznańskim (zapis z 1441 roku) i Dobrogoście kasztelanie kamieńskim (zapis z 1442 roku). Nie ma pewności czy mowa o jednej osobie, czy o dwóch (ojcu i synu) o tym samym imieniu. Z notatek sądowych można się dowiedzieć, że oprócz Prusimia pod władzą Dobrogosta znajdowała się połowa wsi Mnichy, Gralewo, Miłostowo. Druga część Mnichów była własnością opada paradyskiego. Wiadomo, że w 1435 roku Dobrogost procesował się z Mikołajem i Andrzejem z Kamionny o granice między Kolnem i Prusimiem a Kamionną. Zapewne chodziło o rozgraniczenie i podziały ojcowizny, jako że wszyscy trzej byli braćmi niedzielnymi.

Tu warto wyjaśnić, kimże byli bracia niedzielni. Po śmierci ojca powstawał tzw. niedział braterski, a jego właścicieli nazywano braćmi niedzielnymi. Wbrew tej nazwie od XIII wieku do własności zbiorowej dopuszczone były także niezamężne kobiety. Niedział to pojęcie prawne oznaczające formę własności zbiorowej wspólnoty rodzinnej na nieruchomości. Uczestnicy niedziału nie mieli indywidualnej własności idealnych części ułamkowych rzeczy, a władali wspólnie całością rzeczy. Prawa własności zbiorowej były także niezbywalne. Niedział nazywany był też własnością pospólnej ręki. Miał te zalety, że śmierć jednego właściciela nie miała wpływu na prawo podmiotowe pozostałych. Nie było więc sytuacji, jaka miała miejsce w przypadku spadku, że dana rzecz chwilowo nie miała właściciela, ani jak w przypadku współwłasności, ułamku własności zmarłego współwłaściciela nie otrzymywali proporcjonalnie pozostali współwłaściciele.

Dobrogost miał na swoim koncie także napad na Tuczępy, kradzież koni w Gralewie, atak na Rogaczewo i napad na mieszczanina Henryka z Poznania. Barwna historia związana z Dobrogostem dotyczy również konfliktu z Teodorykiem z Międzychodu. Tenże Teodoryk miał napaść na Dobrogosta razem z sześcioma rycerzami i dużą grupą kmieci i ukraść mu 4 połcie mięsa.

Burzliwe czasy wydobywają na światło dzienne burzliwe osobowości, gwałtowne charaktery i łatwo skłaniające się ku przemocy postawy. Zwycięzców historia zazwyczaj nie osądza. Ta niewielka praca ma być pewnym przyczynkiem do dalszych badań. Nałęcz powiewała bowiem na wielu jeszcze sztandarach. Za sprawą Nałęczy pojawili się w dawnym powiecie poznańskim Prusowie, a ich obecność dała nazwę wsi istniejącej do dzisiaj.

Źródła: Callier E. Akta grodzkie poznańskie z lat 1386-1399 pod względem geograficznym objaśnił, Poznań 1889 , s. 46-47, 94; Słownik historyczno-geograficzny województwa poznańskiego w średniowieczu Oporowo – Pniewo ; Część III zeszyt 3; Callier E. Ostroróg: monografia w głównych zarysach, Poznań 1891, s.5; Boniecki Adam, Herbarz polski: wiadomości historyczno-genealogiczne o rodach szlacheckich. Cz. 1, t. 10, Warszawa 1907, s. 346; Gorzeński Z. Dobrogost Ostroróg z Kolna kasztelan kamieński i pomniki Ostrorogów. w: Dziennik Poznański, 1 listopada 1865, nr 250, s. 1-2; Biskup M., Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521, s. 169-171; Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Ks. 11, Ks. 12, 1431-14 […], s. 51-53; Lewicki A., Powstanie Świdrygiełły, s. 149-150; Polska encyklopedja szlachecka. T. 5, [Wykazy polskich rodzin szlacheckich]. T. 2; 1936;

Autor:
Roman Chalasz
Sieraków Historia Nieznana

Skip to content