Wielkopolanie na przełomie wieków XIX i XX wiedli życie trudne, naznaczone walką o swoją tożsamość narodową, osobistą wolność, ekonomiczny byt i gospodarczą niezależność. Przez lata opierając się germanizacji i prześladowaniom, udowadniali, że polski duch jest silny w całym regionie. Później czas walki zbrojnej pokazał, że ramiona Wielkopolan wciąż potrafią podnieść broń i zwyciężyć. Kiedy jednak opadł bitewny kurz, odsłaniając wygraną upragnioną wolność, trzeba było ruszyć dalej. Po bez mała półtora wieku bezustannej walki o przetrwanie na każdym możliwym polu nadeszła pora, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości i przekuć miecz na lemiesz. Uprawa wolnej polskiej ziemi w burzliwych czasach, gdy huk armat jeszcze dobrze nie przebrzmiał nad granicami, a jej kształt nie był jeszcze do końca jasny, miała okazać się kolejnym wyzwaniem tak już przecież doświadczonego pokolenia. Ogromne doświadczenie, odwaga, zdecydowanie, dobra organizacja i umiejętność rzetelnej pracy Wielkopolan, które pomagały im w walce o wolność, umożliwiły również sprawne organizowanie gospodarczego i ekonomicznego życia w niepodległej Polsce.

W narracji historycznej dotyczącej złożonego procesu odzyskiwania przez Polskę niepodległości, przede wszystkim zaś, gdy mowa o jego kulminacyjnym okresie w latach 1917-1922, najczęściej uwaga i relacje skupione są przede wszystkim na aspektach militarnych tych dziejowych wydarzeń. Nie można zaprzeczyć, że to walka zbrojna ukształtowała ostateczne granice odrodzonej Rzeczypospolitej. Na kolejnym miejscu pod względem popularności znajdują się zapewne kwestie natury politycznej i międzynarodowej, które formowały niepodległość niemal w równym stopniu co zmagania wojenne. Zdecydowanie mniej uwagi poświęca się z kolei zagadnieniom, jakie z pewnością w tamtym czasie mogły mieć większy wpływ na codzienność mieszkańców Wielkopolski, lub które przykuwały uwagę niemal tak samo mocno, jak wielkie wydarzenia polityczne czy militarne. Nawet nasza współczesna egzystencja, jeśli się nad tym zastanowić, pokazuje nam, że kwestie codziennej pracy, utrzymania siebie i rodziny, zapewnienia ekonomicznego bytu skutecznie absorbują naszą uwagę, odwracając ją od wielkich wydarzeń tego świata. Nie inaczej było 100 lat temu – życie musiało toczyć się swoim rytmem niezależnie od warunków. Najlepszymi symbolami czasów, jakie badamy, są życiorysy ludzi ówczesnych. Pokazują nam, choćby częściowo blaski i cienie prawdziwego, codziennego oblicza swej epoki, która ich kształtowała, i którą kształtowali oni. W tym przypadku zwrócimy baczną uwagę na Wielkopolan, wir dziejowych wydarzeń wciągnął ich w zbrojną walkę o niepodległość, a następnie rzucił na zupełnie inne odcinki działalności – te, których wymagała zarówno chęć umocnienia świeżo zdobytej wolności, ale również, po prostu, konieczność codziennej egzystencji, jak i ponoszenia kosztów życia.

W jednym z artykułów, ukazanych już na portalu Wielkopolska Historycznie, z podobnej perspektywy szczegółowo zostały przedstawione losy gnieźnieńskich działaczy niepodległościowych, trudniących się handlem lub rzemiosłem, którzy odznaczyli się swymi działaniami na wszystkich polach w kluczowych dla procesu odzyskiwania i umacniania polskiej niepodległości latach 1917-1922. Na ziemi gnieźnieńskiej nazwiska Kasprowiczów czy Grabskich wciąż wiele mówią i są żywe. Takich przykładów znajdziemy jednak wiele też w innych zakątkach Wielkopolski, a stanowią je zarówno postacie znane nieco szerzej, jak i te wspominane jedynie lokalnie lub nawet w ogóle zapomniane. Pochodzili z różnych warstw społecznych, byli w różnym wieku, ich życiorysy podążały rozmaitymi ścieżkami – mniej lub bardziej krętymi – jednak łączy ich wszystkich przede wszystkim wytrwała i rzetelna praca dla pożytku własnego, swoich najbliższych, regionu i całej Polski.

Pochodzący z Łubnicy w powiecie grodziskim Bolesław Płócieniak swoim życiorysem doskonale obrazuje losy tysięcy innych Wielkopolan w początkach XX wieku. Urodzony 10 marca 1886 w rodzinie rolniczej, edukację kończył w niemieckiej szkole. Pracował jako nauczyciel w Boguszynie w powiecie leszczyńskim. Po wybuchu I wojny światowej jako rezerwista został powołany do służby w armii niemieckiej. Polacy w tamtym dramatycznym momencie nie mieli innego wyboru niż wypełnić obowiązki nałożone na nich przez prawo zaborczego państwa – w przypadku uchylania się od służby nakładano na winowajcę i jego rodzinę dotkliwe kary i represje. Szczęśliwie, przez większą część służby przebywał w rozmaitych ośrodkach szkoleniowych dla artylerii i na kursach bojowych, unikając wielu niebezpieczeństw długotrwałego przebywania na pierwszej linii frontu, jak również wynosząc z niemieckich szkoleń bezcenną wiedzę wojskową. Przez cały czas pozostawał polskim patriotą. W listopadzie 1918 roku powrócił do Wielkopolski. Od razu włączył się w nurt niepodległościowych przygotowań w Śmiglu, gdzie został członkiem Powiatowej Rady Ludowej. 18 grudnia został mianowany przez Naczelną Radę Ludową w Poznaniu komendantem Straży Ludowej w powiecie śmigielskim. W chwili największej próby, po wybuchu powstania wielkopolskiego, Płócieniak udowodnił, że doświadczenie wojskowe nabyte od zaborców potrafi wykorzystać w polskim interesie. Doskonale zorganizował działania wojskowe na podległym sobie terenie, wystawiając wiele dobrze wyekwipowanych oddziałów powstańczych, utrzymując porządek i spokój w mieście i powiecie, sprawnie przejmując władze z rąk niemieckich. W styczniu 1919 roku zareagował na ruchy Niemców – lokalne oddziały pod jego dowództwem m.in. 11 stycznia zajęły Krzycko Małe oraz zdobyły po walce dworzec w Lipnie Nowym. 5 lutego 1919 roku zrezygnował z piastowanej w Straży Ludowej funkcji i postanowił wstąpić do oddziałów frontowych. Po pewnym czasie i awansie na stopień podporucznika (25 kwietnia 1919), zgodnie ze swoim wojskowym przeszkoleniem, trafił do 1. Pułku Artylerii Polowej Wielkopolskiej. 14 grudnia 1919 roku został przydzielony do pracy nad organizacją dywizjonu pociągów pancernych w 15. Dywizji Piechoty, wykazując się po raz kolejny wielkimi umiejętnościami i doświadczeniem. Od 5 stycznia walczył w pociągu pancernym „Danuta” podczas działań wojny polsko-bolszewickiej, toczącej się już na wschodnich rubieżach odradzającej się Rzeczypospolitej. Szczególnie zapisał się w działaniach podczas walk odwrotowych Wojska Polskiego oraz Bitwie Warszawskiej. Pod Żabinką wspaniała interwencja pociągu pancernego uratowała polskie oddziały przed odcięciem przez bolszewików. Pod Brześciem dzielni artylerzyści z „Danuty” pod kierunkiem Bolesława Płócieniaka celnym ogniem prowadzonym podczas brawurowego kontrataku przez most na Bugu otworzyli polskim oddziałom drogę do odzyskania miasta i twierdzy oraz wypchnięcia bolszewików na przeciwległy brzeg. W tej akcji załoga pociągu zdobyła 24 działa i 14 karabinów maszynowych. Za swój wkład w ogromny sukces i męstwo w boju Bolesław Płócieniak został uhonorowany Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari V Klasy. Oprócz tego najwyższego odznaczenia był ponadto kawalerem Krzyża Walecznych. W sierpniu 1920 roku nasz bohater zachorował na tyfus, po którym na krótko powrócił do wojska w listopadzie. 22 stycznia 1921 roku otrzymał awans na stopień porucznika, a 4 kwietnia przeszedł do rezerwy. Po powrocie w rodzinne strony natychmiast zajął się pracą – wydzierżawił majątek w podleszczyńskim Grzybowie. Gospodarzył również od 1922 roku w Dąbiu, ciesząc się dużym szacunkiem. Był uznawany za świetnego gospodarza, co potwierdza fakt – późniejszy co prawda – oddania mu w roku 1929 w zarząd majątek w Długich Starych przez hrabiego Dunin-Karwickiego. W pierwszych latach gospodarowania na odzyskanej wielkim wysiłkiem ziemi leszczyńskiej aktywnie włączył się w umacnianie polskiego społeczeństwa oraz rozwój gospodarki i rolnictwa. Był jednym z czołowych działaczy leszczyńskiego oddziału Wielkopolskiego Towarzystwa Kółek Rolniczych. Nie zaniedbywał też innych pól działalności społecznej, od 1923 roku uczestniczył w działaniach Powiatowego Komitetu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego na terenie Leszna i Rydzyny. Przez cały okres swojej działalności był żywym dowodem tego, że wielkopolski bohater ma dwa oblicza, które świadczą o tym samym. W czasie walki – czy to o wolność wielkopolski, czy o bezpieczeństwo granic Rzeczypospolitej – odznaczała go wielka odwaga i poświęcenie godne Krzyża Virtuti Militari. W okresie pokoju, zaraz po wojennych trudach, zamiast odpoczynku wybrał rzetelną, ciężką pracę i gospodarowanie na zdobytej i obronionej ziemi. Bolesław Płócieniak zmarł 4 kwietnia 1932 roku w Lesznie jako znany, szanowany obywatel i gospodarz, wkładający wiele pracy i serca w rozwój oraz uprawę ziemi leszczyńskiej, na której dane mu było spocząć. Jego grób znajduje się na cmentarzu przy ul. Kąkolewskiej w Lesznie.

Kolejny wielkopolski tytan pracy i patriota to Franciszek Alwin. Urodzony 8 lipca 1879 roku w Wąsoszu pod Szubinem w gospodarskiej rodzinie. Można uznać go za jednego z czołowych regionalnych „self-made-men’ów”. Jako młody człowiek, po ukończeniu podstawowej edukacji w rodzinnych stronach, wyjechał do Berlina, aby kształcić się w tajnikach przemysłu alkoholowego. Niedługo później otworzył tam własną fabrykę wódek i likierów, która dzięki jego wiedzy i umiejętnościom szybko zapewniła mu pokaźny majątek. Jednym z jego najsłynniejszych produktów, wielokrotnie nagradzanych na niemieckich wystawach, była Cherry Brandy. Do Wielkopolski Franciszek Alwin wraz ze swoją rodziną powrócił w roku 1912. Na rodzinnej ziemi szubińskiej zakupił destylarnię, fabrykę octu, cegielnię oraz spory kawałek ziemi. Od razu po powrocie włączył się również w działalność patriotyczną lokalnego polskiego społeczeństwa. W momencie dziejowych wydarzeń, w listopadzie 1918 roku, Alwin był jednym z czołowych przedstawicieli społeczeństwa polskiego w Szubinie i na terenie powiatu. Używał swoich kontaktów, aby utrzymywać łączność z Radami Robotniczo-Żołnierskimi w Łabiszynie i Inowrocławiu, a 17 listopada należał do grona założycieli szubińskiej Rady, która miała przejąć władzę cywilno-wojskową nad okolicą. Po wybuchu powstania wielkopolskiego od samego początku wspomagał polskie działania zbrojne. Po wyzwoleniu Szubina, po 11 stycznia 1919 roku, pracował jako kancelista w sztabie frontu północnego, jednocześnie używając wszystkich swoich możliwości dla sprawy polskiej. Swoje zabudowania przemysłowe udostępnił na potrzeby powstańców, magazyny przekazał w zarząd wojsku. Doposażał lokalnych powstańców, m.in. przekazując zdobytą od Niemców broń i amunicję, a także swoje konie. Niestety, jego majątek znacznie ucierpiał na skutek działań zbrojnych – niemieccy żołnierze opanowali m.in. jego dom, który zdewastowali i ograbili. Na szczęście jednak powstańcze wysiłki wspierane przez szubińskiego fabrykanta doprowadziły do utrzymania tego rejonu w polskich rękach i włączenia go do odrodzonej Rzeczypospolitej. W wolnym Szubinie Franciszek zarządzał wieloma różnymi przedsiębiorstwami. Nadal funkcjonowała jego cegielnia, prowadził też firmę handlową zajmującą się przede wszystkim dystrybucją węgla i zboża. Co więcej, w Szubinie otworzył restaurację. Należał do najbogatszych mieszkańców powiatu. W jego dobrach hodowano m.in. konie. Nie zaniedbywał również działalności społecznej – jak w okresie zaborów tak i w wolnej Polsce wspierał funkcjonowanie lokalnego Towarzystwa Kupców i Przemysłowców. Był jednym z założycieli Bractwa Strzeleckiego oraz pełnił funkcję prezesa. Wspaniały rozwój przerwała dopiero II wojna światowa, podczas której Alwinowie po wielu represjach zostali wysiedleni do Generalnego Gubernatorstwa. Po jej zakończeniu rodzina powróciła do Szubina, jednak znaczna część majątku została zniszczona i upaństwowiona przez komunistyczne władze. Franciszek Alwin zmarł 9 września 1961 roku i spoczął na szubińskim cmentarzu.

Innym przykładem obywatelskiej i patriotycznej postawy prawdziwego Wielkopolanina jest Kazimierz Kubicki. Urodził się 17 bądź 19 grudnia 1869 roku w Dobrojewie w powiecie szamotulskim, jednak najwspanialsze rozdziały swego życia zapisał w Środzie Wielkopolskiej, do której przeniósł się w 1887 rok, po ukończeniu Wyższej Szkoły Handlowej we Wrocławiu. W Środzie rozpoczął pracę w firmie handlowej należącej do jego ojca – Karola. Dobrze prosperujący interes i kupiecki talent umożliwiał rozszerzenie swojej działalności na inne pole oprócz zawodowego. Kazimierz był założycielem gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Środzie Wielkopolskiej. Przez wiele lat pełnił również funkcję jego prezesa, pomimo wiążących się z tą jawną patriotyczną polską postawą zagrożeń i represji. Starał się aktywizować i jednoczyć wszystkie warstwy lokalnego polskiego społeczeństwa, uznając pracę organizacyjną za jedną z najlepszych metod. W najcięższym okresie pruskiego ucisku, pod okiem Kubickiego w Środzie prężnie rozwijało się polskie życie intelektualne i artystyczne, nie tylko dzięki działalności „Sokoła”, ale i lokalnego komitetu Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego oraz koła Towarzystwa Czytelni Ludowych, na których funkcjonowanie nasz bohater miał ogromny wpływ i jednocześnie niestrudzenie je wspierał. Nie inaczej było z zagadnieniami gospodarczo-ekonomicznymi – od 1912 roku funkcjonowała Spółdzielnia Handlowa „Rolnik”, w której Kazimierz również odgrywał rolę założyciela i członka Rady Nadzorczej. W najgorętszym okresie w nowożytnych dziejach Wielkopolski, podczas Wielkiej Wojny i pod sam jej koniec, Kazimierz Kubicki zaangażował się w działalność polskiej konspiracji. W 1918 roku na fali rewolucji niemieckiej organizował Rady Ludowe na ziemi średzkiej, a po wybuchu powstania wielkopolskiego wspierał i współorganizował przejmowanie tych terenów z rąk niemieckich i wprowadzanie polskiej władzy. W początkowym okresie polskiej niepodległości jego działalność w handlu i gospodarce miała ogromny wpływ na rozwój regionu. Nie zaprzestał działalności w Spółdzielni „Rolnik”, przez którą wspomagał i kierował drobnych właścicieli ziemskich, rolników i kupców, w celu jak najefektywniejszego rozwoju upraw i handlu. O wielkim zaangażowaniu w jak najszybszy rozwój Wielkopolski i Polski po odzyskaniu niepodległości świadczy także działalność Kubickiego w średzkiej Spółce Ziemskiej, założonej już w roku 1919. Jednym z jej głównych celów była bezinteresowna pomoc przy wielkiej inwestycji budowy domów robotniczych. W pierwszych latach niepodległości dzięki Spółce i Kubickiemu wybudowano w Środzie Wielkopolskiej 105 murowanych domów, zwiększając tym samym liczebność takiej zabudowy w mieście o ponad 30%. W tamtym czasie pełnił również funkcję kierownika Powiatowego Urzędu Gospodarczego w Środzie Wielkopolskiej. Jego wspaniała praca u zarania odrodzonej Rzeczypospolitej została doceniona w roku 1926 przyznaniem dyplomu honorowego przez Izbę Przemysłowo-Handlową w Poznaniu „w uznaniu wybitnych zasług położonych na polu rozwoju przemysłu i handlu krajowego, krzewienia i umiłowania pracy i dobrych obyczajów w życiu handlowym”. Niestety, na skutek jego ogromnego zaangażowania w sprawy wagi społecznej i państwowej oraz niekorzystnych warunków ekonomiczno-gospodarczych trapiących młode Państwo Polskie bardzo ucierpiały prywatne interesy Kubickiego, co poskutkowało likwidacją jego przedsiębiorstwa handlowego. W okresie II wojny światowej, po wysiedleniu zamieszkiwał w Krakowie, gdzie zmarł w roku 1945. Obowiązkiem współczesnych Wielkopolan jest zachowywanie pamięci o tym tytanie pracy, który wiele poświęcił dla umocnienia polskiej niepodległości i rozbudowy gospodarczej w najcięższych, początkowych latach.

W szeregu wytrwałych pracowników sprawy polskiej warto zwrócić uwagę również na Walentego Bosego, urodzonego 31 stycznia 1891 roku w Dębsku na terenie dawnego powiatu śmigielskiego (dziś grodziski). Od najmłodszych lat pracował w rodzinnym gospodarstwie rolnym, jednak sytuacja ekonomiczna ok. 1909 roku zmusiła go do wyjazdu i poszukiwania zatrudnienia w Nadrenii – najbardziej uprzemysłowionym regionie Cesarstwa Niemieckiego. Tam pracował w słynnych zakładach górniczo-hutniczych „Friedrich Krupp AG” w Essen. Żyjąc na emigracji zarobkowej, bardzo mocno zaangażował się w pracę patriotyczną wśród ogromnej nadreńskiej Polonii (ok. 300 tysięcy Polaków). Był członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i działał w innych polskich organizacjach społecznych. Podczas I wojny światowej Walenty Bosy został zmobilizowany do armii niemieckiej, w której szeregach walczył na froncie we Francji. W listopadzie 1917 roku został ciężko ranny i trafił do szpitala, wyszedł z niego dopiero z końcem wojny. Po powrocie w rodzinne strony pracował na zakupionym gospodarstwie w Dobieżynie koło Buku. Od razu też wznowił swoją działalność patriotyczną i narodową, będąc jednym z organizatorów rakoniewickiego gniazda TG „Sokół”, zawiązanego 22 grudnia 1918 roku. Z chwilą wybuchu powstania wielkopolskiego, mimo swojego wojennego kalectwa, zgłosił się 3 stycznia 1919 roku jako ochotnik do kompanii bukowskiej, w jej szeregach walczył pod Zbąszyniem, Wolsztynem, Kopanicą, Babimostem i Kargową. Niestety, stan jego zdrowia szybko się pogorszył i pod koniec stycznia musiał powrócić do domu i do pracy na roli. Po raz kolejny Ojczyzna wezwała go w 1920 roku, kiedy front wojny polsko-bolszewickiej zagrażał już polskim ziemiom. W szeregach 70. Pułku Piechoty walczył w sierpniowej bitwie warszawskiej oraz na Suwalszczyźnie. Po raz kolejny dawne rany dały o sobie jednak znać i po pobycie w szpitalu ostatecznie został zwolniony ze służby wojskowej w październiku 1920 roku. Po powrocie do domu przez cały czas pracował w swoim gospodarstwie, rozbudowując je i rozwijając. Kontynuował również swoją działalność patriotyczną i społeczną, będąc związanym ze strukturami „Sokoła”, które rozwijał równie entuzjastycznie u zarania polskiej niepodległości, jak dawniej na emigracji w Niemczech. Aktywnie działał w organizacjach kombatanckich, m.in. w Związku Weteranów Powstań Narodowych RP. W okresie II wojny światowej rodzina Bosych została wypędzona ze swego gospodarstwa, a dzieci Walentego wywiezione na przymusowe roboty w głąb Rzeszy. Mimo ciężkiej sytuacji były powstaniec angażował się w działania konspiracyjne. Po zakończeniu wojny Walenty wyjechał objąć gospodarstwo w Opalewie w powiecie świebodzińskim. W kolejnych latach opierał się komunistycznej władzy, nie zgadzając się na kolektywizację gospodarstwa, mimo represji. Nasz bohater zmarł 23 marca 1961 roku i spoczął na cmentarzu w Opalewie. Jego życiorys i wkład w odrodzenie i umacnianie polskości w latach pruskiego zaboru, a następnie tuż po odzyskaniu niepodległości, poświęcenie własnego zdrowia dla walki zbrojnej, uprawa roli, która zapewniała wzmocnienie młodego państwa polskiego, jest kolejnym świadectwem praktycznej obecności etosu rzetelnej pracy w wielkopolskim społeczeństwie w każdych warunkach.

Warto przyjrzeć się też losom setek mniej znanych i na pewno rzadziej wspominanych, szarych bohaterów. Bez ich wysiłku szeregowego żołnierza w walce nie można byłoby wygrać powstania ani bez ich codziennej ciężkiej pracy, wykonywanej własnymi rękami, nie można byłoby budować odradzającej się Polski. W Wielkopolsce również takich nie brakowało. Jednym z nich był Ambroży Kolasiński, urodzony 15 października 1902 roku w Białośliwiu w powiecie pilskim. Jako szesnastoletni chłopak na ochotnika zgłosił się do udziału w powstaniu wielkopolskim. Walczył w szeregach lokalnego oddziału, którego dowódcą był Franciszek Bruski. 4 stycznia 1919 roku powstańcy przejęli kontrolę nad Białośliwiem, niestety Niemcy kilka dni później, używając podstępu, wypchnęli Polaków z miejscowości. Ostatecznie Białośliwie powróciło w polskie ręce 23 stycznia 1920 roku, podczas akcji przejmowania terenów przyznanych Polsce w Traktacie Wersalskim. Po tym burzliwym okresie i powrocie w rodzinne strony, w wolnej Polsce Ambroży od razu rozpoczął pracę. Przez pewien czas zatrudniony był w Polskich Kolejach Państwowych w Miasteczku Krajeńskim, jednak przede wszystkim od początku lat 20. pracował jako drwal w lasach między Białośliwiem a Grabionną. Jako były powstaniec działał w białośliwskim kole Związku Powstańców i Wojaków, dając świadectwo wkładu w rozwój regionu – zarówno w okresie walki zbrojnej, jak i ciężkiej pracy w okresie pokoju. W czasie II wojny światowej został wysiedlony na teren Litwy, z którego jednak powrócił w 1945 roku do Grabionnej, gdzie prowadził gospodarstwo rolne. Zmarł w roku 1977 i został pochowany na cmentarzu komunalnym w Pile. Innym białośliwskim cichym bohaterem był Leon Bartoszek, który tak jak Kolasiński był ochotnikiem. Po powstaniu powrócił do pracy na swoim gospodarstwie rolnym, sumiennie prowadzonym przez całe życie, pozostając w pamięci sąsiadów jako skromny i pracowity człowiek.

Wawrzyniec Anioła urodził się 15 lipca 1881 roku w Krzyżownikach – dawniej była to odrębna miejscowość, jednak współcześnie jest dzielnicą Poznania. Wawrzyniec po ukończeniu edukacji w niemieckiej szkole pracował jako zarządca majątku w okolicach Wałcza (Deutsch Krone). Podczas I wojny światowej został zmobilizowany do szeregów armii niemieckiej. Brał udział w walkach od roku 1915, m.in. nad Marną, gdzie został ranny. Trafił do szpitala w Szamotułach i w tamtym mieście doczekał końca Wielkiej Wojny. Podczas swego pobytu w lazarecie nawiązał kontakty z miejscowymi działaczami niepodległościowymi oraz innymi żołnierzami-Polakami. Podczas wydarzeń rewolucji niemieckiej w listopadzie 1918 roku był jednym z inicjatorów zawiązania Rady Żołnierskiej w Szamotułach. Tam też po wybuchu powstania wielkopolskiego uczestniczył w przejmowaniu miasta i powiatu z rąk niemieckich. Ze swoim zgrupowaniem powstańczym walczył w okolicach Szamotuł i Pniew, zabezpieczając szlak kolejowy, którym Niemcy próbowali przerzucać broń i zaopatrzenie w celu zdławienia polskiego zrywu. Wawrzyniec nie brał udziału w walkach wojny polsko-bolszewickiej, jednak przez krótki czas około roku 1920-21 pracował dla poznańskiego garnizonu Wojska Polskiego jako zaopatrzeniowiec. W roku 1922 udało mu się zakupić od Urzędu Ziemskiego gospodarstwo rolne o powierzchni 14 hektarów w podpoznańskich Tomicach. Majątek ten został przejęty od dawnych niemieckich kolonistów, którzy wyjechali z Wielkopolski po tym, jak znalazła się w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej. Warto zaznaczyć, że w okresie zaborów Pruska Komisja Kolonizacyjna specjalnie przydzielała ziemię i majątki niemieckim kolonistom w najbardziej strategicznych punktach Wielkopolski, aby „rozcinać” tereny najbardziej polskie i w przyszłości zapobiegać sprawnej komunikacji polskich osiedli i mieszkańców. Wawrzyniec Anioła należał do tego grona, któremu przypadło zadanie zaprowadzania polskich porządków w poniemieckim majątku. Ze względu na rolę w gospodarce regionu, jaką odgrywały obszary zajmowane przez dawnych niemieckich kolonistów, koniecznym było jak najszybsze zagospodarowanie tych terenów pod polskim zarządem. Potrzeba było sporo wysiłku, aby w ciężkich powojennych warunkach ekonomicznych gospodarstwo rolne opuszczone przez wcześniejszych właścicieli doprowadzić do prosperującego poziomu. Udało mu się to jednak i w Tomicach gospodarował aż do II wojny światowej. Wawrzyniec był również aktywny społecznie – był działaczem Narodowej Demokracji w Poznańskiem oraz członkiem Kółka Rolniczego w Tomicach. Podczas II wojny światowej musiał ukryć wszystkie dowody wskazujące na jego powstańczą przeszłość. Rodzina została wysiedlona z gospodarstwa, na które powróciła po wojennej poniewierce dopiero w lutym 1945 roku. Wawrzyniec Anioła po kolejnych latach ciężkiej pracy nad odbudową polskiej gospodarki rolnej na swoim niewielkim polu, za jego posiadanie w nowej rzeczywistości spotykało go wiele szykan, zmarł 28 maja 1956 roku. Spoczął na cmentarzu parafialnym w Tomiczkach.

Marcin Kaczmarek, urodzony 23 października 1891 roku w rolniczej rodzinie z Radzyn w powiecie szamotulskim, także był jednym z tysięcy Wielkopolan, których życiorys został naznaczony przez burzliwe wydarzenia XX wieku. W 1914 roku został wcielony do armii niemieckiej, w jej szeregach walczył m.in. w bitwie pod Verdun, podczas której został ranny. Do domu z frontu Wielkiej Wojny powrócił dopiero w listopadzie 1918 roku. Kiedy wybuchło powstanie wielkopolskie, mimo przeżytej w piekle okopów zachodniego frontu I wojny światowej, był jednym z tych, którzy ochotniczo zgłosili się do służby w oddziałach powstańczych. Walczył w szeregach oddziału szamotulskiego pod dowództwem porucznika Przybylskiego. Brał udział w walkach w rejonie Czarnkowa – m.in. w ciężkich starciach w Rosku i Gulczu, a następnie pod Wrzeszczyną. Został zwolniony ze służby wojskowej jeszcze w roku 1919. Po powrocie w rodzinne strony nie oddał się jednak odpoczynkowi, mimo ciężkich przeżyć pięciu lat nieustannej walki. Przez cały okres międzywojenny ciężko pracował jako magazynier w szamotulskich Młynach.

Nie tylko rolnicy i przemysłowcy zakasywali rękawy, chwytając za broń, a później wracając do swoich narzędzi po wywalczeniu niepodległości. Ciekawa jest również historia mistrza szewskiego, Jana Malińskiego. Urodził się 11 grudnia 1879 roku w Borku Wielkopolskim w powiecie koźmińskim. Na przełomie XIX i XX wieku pobierał nauki, a następnie prowadził własny warsztat szewski. Praktykował m.in. w Gdańsku i Warszawie, jednak na dłużej osiadł w Poznaniu, gdzie przed I wojną światową zasłynął z rzetelności i uczciwości, zasługując m.in. na dwa złote medale za pracę rzemieślniczą. Tuż po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 roku został powołany do armii niemieckiej, której szeregi opuścił dopiero w roku 1916 jako 50-procentowy inwalida. Po powrocie do Wielkopolski od razu zaangażował się w działalnoś
mającą na celu przygotowanie polskiego społeczeństwa do boju o odzyskanie niepodległości w odpowiedniej chwili. Fortele, jakimi się posługiwał, dowodziły jego wielkiej inteligencji i talentów organizacyjnych. W roku 1917 był jednym z założycieli Związku Cechów Szewskich na Prusy Wschodnie, Zachodnie, Górny Śląsk i Poznańskie. Jednak w trakcie zjazdów i prelekcji zdecydowanie mniej uwagi poświęcano szewstwu – zajmowano się w tym Związku przede wszystkim pracą niepodległościową, uświadamianiem narodowym i propagowaniem sprawy polskiej. Maliński często udawał się do mniejszych miast, takich jak np. Trzemeszno i zamiast prelekcji zawodowych uświadamiał polskie społeczeństwo o powadze wydarzeń, jakie miały miejsce na arenie światowej w latach 1917-1918. Odważny szewc był ponadto jednym z głównych organizatorów wielkiej manifestacji w Poznaniu z okazji 100. rocznicy urodzin Jana Kilińskiego – osobiście przekonywał władze policyjne, że ogromny wiec ma charakter jedynie czysto zawodowy i rzemieślniczy… W okresie najważniejszych wydarzeń, w grudniu 1918 roku Maliński zorganizował około setki polskich wartowników, spędzał wiele czasu na dworcu, wyławiając spośród niemieckich żołnierzy powracających z frontów Wielkiej Wojny uzbrojonych i umundurowanych Polaków, których namawiał do pozostawania w mieście, zatrzymania broni i oczekiwania na dalsze wydarzenia. Tych ludzi kwaterował i żywił za własne pieniądze. To również dzięki jego czujności udało się udaremnić zaplanowany przez Niemców wywóz zapasów umundurowania i uzbrojenia, który chciała przeprowadzić tuż przed wybuchem powstania wielkopolskiego niemiecka intendentura. Już w okresie walk o niepodległość jego talenty organizacyjne zostały docenione. Po walkach na terenie Poznania 4 marca 1919 roku został awansowany na oficera Obrony Krajowej. Pełnił m.in. funkcję oficera inspekcyjnego garnizonu miasta. W późniejszym czasie, kiedy toczyła się już zażarta wojna polsko-bolszewicka, Jan Maliński został wysłany do Gdańska jako delegat Ministerstwa ds. byłej Dzielnicy Pruskiej, z misją zakupu jak największej ilości uzbrojenia i umundurowania z zapasów demobilizującej się armii niemieckiej. Dzięki jego działalności jako pośrednika udało się zakupić na potrzeby armii polskiej broń, amunicję i inne wyposażenie o łącznej wartości 18 milionów marek niemieckich. Po zajęciu Wilna przez oddziały dowodzone przez gen. Lucjana Żeligowskiego Malińskiemu powierzono odpowiedzialną funkcję komendanta pierwszego polskiego transportu z pomocą materialną i aprowizacją dla tamtejszych oddziałów, których Wojsko Polskie ze względu na sytuację międzynarodową otwarcie wspierać nie mogło. Swoją misję poznański szewc wypełnił wzorowo, za co osobiście dziękował mu gen. Żeligowski. Po tych burzliwych latach walki i starań o niepodległość Maliński powrócił do Wielkopolski w roku 1921. Przeprowadził się wtedy do Nowego Tomyśla, w którym otworzył pracownię obuwniczą, dokładając kolejną, skromną rzemieślniczą cegłę do budowy polskiego przemysłu i handlu po dziejowych zawieruchach. Tuż przed śmiercią na krótko wrócił do Poznania, gdzie zmarł 19 sierpnia 1936 roku. Spoczął jednak w Nowym Tomyślu.

Osoby wymienione wyżej to tylko przykłady, będące drobną próbką działań poszczególnych grup – czy to zawodowych, czy społecznych. Kolejnych nazwisk można by było wymieniać jeszcze bez liku. Ludwik Grygiel – były powstaniec, później rolnik z Borzęcic w powiecie koźmińskim. Tomasz Grześkowiak – powstaniec, a następnie właściciel młyna z Chwałkowa Kościelnego. Jan Machoy z Błotnicy w dawnym powiecie babimojskim, który po powrocie z wojska od 1922 roku wykonywał w okolicznych majątkach usługi swoimi prywatnymi maszynami parowymi – młocarnią i pługiem, przysługując się upowszechnianiu nowinek technicznych w wielkopolskich gospodarstwach. Stanisław Wolender, który po powrocie z frontu powstania pracował w poznańskim browarze, później w zakładach Hipolita Cegielskiego, a następnie wyjechał na Śląsk, gdzie w pierwszej połowie lat 20. pracował w kopalniach, przykładając swoją wielkopolską rękę do pracy w najbardziej uprzemysłowionym regionie odrodzonej Polski. Wielu mieszkańców naszego regionu brało również udział w jednym z najważniejszych przedsięwzięć gospodarczych w niepodległej Polsce – długoletniej budowie i rozwoju Portu Morskiego w Gdyni. O wielkopolskich wątkach tej wyjątkowej historii wspominano już w innych artykułach na portalu Wielkopolska Historycznie (np. o Rodzinie Kasprowiczów oraz o życiorysie Alojzego Dorra), jednak jest to temat na osobny obszerny materiał.

Życiorysy Wielkopolan, które zostały tu pokrótce przedstawione, łączą w sobie dzieje naszego regionu. Jasno możemy obserwować w nich też specyfikę szczególnego okresu lat 1917-1922. Początki niepodległej Polski wymagały od jej synów w bardzo krótkim okresie niezłomnej postawy i odgrywania bardzo wielu różnych ról. Trzeba było podtrzymywać opór wobec zabiegów germanizacyjnych, następnie budować podwaliny legalnych organizacji, kształtować niepodległe społeczeństwo, walczyć z bronią w ręku o ziemię i wolność, a następnie od razu zabrać się do ciężkiej, codziennej pracy na wszystkich wymiarach – z tym przyziemnym, ekonomicznym włącznie. W tamtym kluczowym momencie wielkopolscy rolnicy, górnicy, właściciele fabryk, gospodarstw i warsztatów, wierni hasłu „Labor omnia vincit” pracowali wspólnie, walcząc i budując świat, który odziedziczyliśmy.

Bibliografia:
– Powstańcy Wielkopolscy. Biogramy uczestników powstania wielkopolskiego 1918-1919 t. IV, Poznań 2008;
– Powstańcy Wielkopolscy. Biogramy uczestników powstania wielkopolskiego 1918-1919 t. VI, Poznań 2008;
– Powstańcy Wielkopolscy. Biogramy uczestników powstania wielkopolskiego 1918-1919 t. VIII, Poznań 2011;
– Powstańcy Wielkopolscy. Biogramy uczestników powstania wielkopolskiego 1918-1919 t. XIII, Poznań 2016.

Autor:
Maciej Elantkowski

Skip to content