Dalsze losy Alojzego Dörra, nie mniej burzliwe od tych już omówionych w poprzedniej części materiału, możemy prześledzić dzięki archiwaliom znajdującym się w depozycie złożonym w Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie. Nasz bohater, po ustaniu walk powstania wielkopolskiego został wciągnięty w wir, ogarniający całą Wielkopolskę. Organizacja regularnej armii, która mogłaby stawić czoło siłom zagrażającym zarówno zachodnim, jak i wschodnim granicom odradzającej się Polski, trwała w szaleńczym tempie. Poszukiwano w dotychczasowych szeregach powstańczych specjalistów wszelkich dziedzin, aby skierować ich z odpowiednim przydziałem do nowych jednostek. I tak Alojzy przeniesiony został jako szofer do jednej z formujących się wojskowych Autokolumn. Nietrudno zdać sobie sprawę, jak ważną kwestią było zaopatrzenie i transport w armii. Doświadczenia I wojny światowej pokazały, że konne zaprzęgi i wozy drewniane w końcu zostaną zastąpione przez konie mechaniczne. W polskim wojsku też starano się wprowadzać motoryzację, choćby na miarę skromnych jeszcze możliwości. Odpowiednich automobili nie było zbyt wiele, a każdy potrzebował jeszcze wyszkolonego kierowcy, a ta umiejętność, jak już wiemy, wcale w tamtych czasach nie należała do najczęstszych. Część formowanej Autokolumny Ciężarowej Wielkopolskiej postanowiono przydzielić, jako bardzo przydatne narzędzie, do pierwszej dużej jednostki Wojsk Wielkopolskich. Miała ona wyruszyć w bój poza granicami Wielkopolski.

W ten sposób Alojzy został uczestnikiem wyprawy tzw. Grupy pułkownika Daniela Konarzewskiego pod oblężony przez Ukraińców, wzywający pomocy Lwów. Wielkopolanie spieszący na odsiecz od 18 marca aż do maja 1919 roku prowadzili ciężkie walki, które zaowocowały ostatecznym odrzuceniem Ukraińców i uratowaniem Lwowa. W tych walkach na dalekich terenach Małopolski Wschodniej z pewnością niejedną trasę przejechał nasz dzielny szofer. Po spełnieniu swego zadania wielkopolskie formacje powróciły do Poznania. Alojzy Dörr został oddelegowany do swojego wcześniejszego oddziału. Po unifikacji Armii Wielkopolskiej z Wojskiem Polskim I Autokolumna Ciężarowa Wielkopolska została przemianowana na 76. Kolumnę Samochodów Ciężarowych w Bydgoszczy. W szeregach tej formacji Alojzy brał udział w dalszych walkach – tym razem przeciwko bolszewikom w roku 1920. Z tamtego okresu pochodzi kolejna fotografia znajdująca się w pamiątkowym depozycie w Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie. Niestety, zachowała się najgorzej ze wszystkich, jakie rodzina Alojzego zdecydowała się zdeponować w placówce. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż można z niego wyczytać bardzo wiele cennych informacji, a wprawne oko przy odrobinie czasu wyłowi sporo zamazanych szczegółów. Możemy się domyślić, iż fotografia przedstawia Ciężarową Kolumnę, w której służył Alojzy. Niestety, na skutek uszkodzeń zdjęcia, nie można stwierdzić, który z żołnierzy to szofer Dörr. Warto jednak zwrócić uwagę, że doskonale są widoczne rogatywki charakterystyczne dla wielkopolskich oddziałów, a niektórzy pozujący mają nawet gogle – element wyposażenia zdecydowanie wyróżniający służących w wojskach motorowych wszelkiego rodzaju. Uwagę przykuwają także potężne maski i szoferki samochodów ciężarowych. Można przy tej okazji zobrazować sobie, jak taki tabor wyglądał przeszło 100 lat temu i podziwiać, jakim sprzętem dysponowały oddziały z Wielkopolski. Widoczna jest nawet rejestracja jednego z samochodów. Fotografia raczej nie została wykonana przypadkowo i znienacka. Daleko z tyłu na niewielkiej tabliczce nad drzwiami znajduje się napis „Fotograf” – świadczący, że automobiliści sami wybrali się w celu uwiecznienia do zakładu. Jednak z autami zapewne nie zmieściliby się w przytulnym atelier. Ciężarówka pierwsza od lewej została z kolei przyozdobiona tarczą z białym orłem, dumnie wystającym ponad szoferkę. Wielka szkoda, że nie wszystkie szczegóły zdjęcia są widoczne, ale i tak dostarcza ono dość niecodziennego widoku. Możemy być zadowoleni, że Ci ludzie sprzed stu lat, jednak wciąż na nas spoglądają z tego zasnutego mgłą historii papieru fotograficznego.

W szeregach autokolumny Alojzy walczył do końca wojny polsko-bolszewickiej, którego szczęśliwie doczekał. Z wojska zwolniony został podczas demobilizacji w lipcu 1921 roku. Przyszedł wtedy czas, aby odnaleźć swoje miejsce w wywalczonej Polsce. Jak wielu innym byłym żołnierzom, na pewno, nie było mu łatwo w nowej rzeczywistości. Po pięciu latach nieustannej walki na frontach od Francji, przez Wielkopolskę po wschodnie rubieże Rzeczypospolitej ciężko jest wrócić do normalności. Los rzucał go po wielu miastach Polski w poszukiwaniu pracy w zawodzie szofera. Z braku innych możliwości, niedługo po demobilizacji, wstąpił do Szkoły Celnej w Wieluniu w województwie łódzkim, aby zdobyć zawód celnika. Właśnie w tamtym momencie musiał poznać swoją przyszłą żonę – Mariannę Morawską. Zapewne niedługo później para się pobrała. Niestety, nie znamy dokładnej daty tego wydarzenia. Dysponujemy jednak jego ważną pamiątką – fotografią na kartoniku, która jest kolejną częścią cennego depozytu w lusowskim muzeum. Co prawda, czas jej nie oszczędził – widoczne są przebarwienia, spory kawałek w lewym dolnym rogu został zdarty. Wciąż jednak spogląda z niego uwieczniona para młoda. Marianna w białej sukni, z pięknym bukietem, a Alojzy w gustownym fraku i białych rękawiczkach, trzymający wspaniały cylinder. Jak głosi słabo czytelna pieczątka na odwrocie, fotografia została wykonana w Zakładzie Artystyczno-Malarsko-Portretowym „ERO”, mieszczącym się prawdopodobnie przy ulicy Włościańskiej 93 w Łodzi. Zatem ślub miał zapewne miejsce jeszcze w okresie nauki Alojzego w Wieluniu. Zdjęcie to, prócz bezcennej pamiątki rodzinnej, stanowi także ciekawe źródło wiedzy na temat mody ślubnej pierwszych lat polskiej niepodległości.

Po ukończeniu szkoły celnej Alojzy otrzymał pracę w placówce granicznej w Raduszu koło Międzychodu, dokąd sprowadził się zapewne już wraz z żoną około 1923 roku. Jako celnik przepracował dwa lata. Po tym czasie postanowił otworzyć w Międzychodzie warsztat naprawczy samochodów i motocykli. Jak na początek lat 20. przedsięwzięcie bardzo interesujące i przyszłościowe. Jednym ze świadectw tego stanu rzeczy jest dokument wydany 6 czerwca 1933 roku przez Miejski Urząd Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego w Międzychodzie. Poświadcza on, iż zgodnie z prowadzonym przez urząd rejestrem, Alojzy Dörr prowadził swój warsztat w tym mieście od 1 października 1924 roku do 1 listopada 1929 roku. Ta informacja pokazuje, że fach zdobyty przez niego w okresie I wojny światowej cały czas towarzyszył mu w życiu i pozwalał zarobić na utrzymanie. Z pewnością potrzeba było niemałej wiedzy i umiejętności, aby w tamtych czasach tak długo prowadzić tego typu działalność, dość prestiżową ze względu na tempo rozwoju motoryzacji w Polsce. Jednak po co było Alojzemu to zaświadczenie i co działo się z nim po 1933 roku?

Późniejsze losy byłego powstańca ukazują nam kolejne unikatowe dokumenty. W latach 30. Alojzy przeniósł się do Gdyni, gdzie przez kilka lat pracował w magazynach portowych. Nie bez znaczenia był tam również jego cenny zawód kierowcy. Alojzy postanowił postarać się o wydanie międzynarodowego pozwolenia na prowadzenie. Pozwolenie takie było wydawane na podstawie określonych przepisów, zawartych w umowie podpisanej przez kilkadziesiąt państw całego świata w roku 1925. Jak nietrudno się domyślić, chodziło o to, aby kierowcy, którzy zdobyli odpowiednie uprawnienia w poszczególnych krajach, mogli z nich korzystać także za granicą lub pracować dla zagranicznych firm. Nasz bohater uzyskał taki dokument 22 sierpnia 1934 roku w Gdyńskim Automobilklubie. Obecnie znajduje się on w Muzeum Powstańców Wielkopolskich. Dokument ma formę książeczki, na której pierwszych stronach znajdziemy wszelkie konieczne urzędowe zapisy, pieczęcie i podpisy, a także dane właściciela wraz z fotografią, ukazującą Alojzego Dörra w latach 30. Nie lada ciekawostką jest również kompletna, szczegółowa lista państw, które objęte były porozumieniem, wraz z ich koloniami i terytoriami zależnymi. Na kolejnych zaś stronach znajdują się podstawowe postanowienia wpisane we wszystkich językach wymienionych krajów. Trzeba przyznać, że prócz wartości historycznej, dokument jest ciekawostką lingwistyczną. Widzimy zatem, że Alojzy z pewnością przeżył niejedno, spędzając kilka ładnych lat w Gdyni, która jako wielki międzynarodowy port była w międzywojennej Polsce chyba największym „oknem na świat”.

Kolejny dokument został wystawiony 19 marca 1935 roku przez Zjednoczone Towarzystwo Przeładunkowe i Magazynowe „USCO”. Na podstawie wyglądu pisma możemy się dowiedzieć, że ta spółka z ograniczoną odpowiedzialnością aktywnie działała w ówczesnym największym polskim porcie. Dwujęzyczność części zapisów pokazuje międzynarodowe aspiracje, a w Gdyni, z pewnością, kompleksowe usługi transportowe i przeładunkowe czy to na statkach, czy w magazynach cieszyły się powodzeniem. Dowiadujemy się z niego, iż Alojzy Dörr pracował w tej firmie od 5 czerwca 1934 do 19 lutego 1935 roku, zyskując sobie doskonałą opinię solidnego i uczciwego pracownika. Tego typu zaświadczenie mogło mu ułatwić dalszą ścieżkę zawodową, gdyż właśnie zmieniał miejsce zatrudnienia. Poznańska firma „Warta” zakupiła bowiem od firmy „USCO” samochód ciężarowy, a wraz z nim przejęła szofera – Alojzego Dörra. Tak oto kolejny etap życia Alojzego ruszał naprzód w rytmie silnika samochodowego.

Nasz bohater ewidentnie był człowiekiem przedsiębiorczym. Warto jednak wiedzieć, że także oszczędnym. Świadczy o tym jego książeczka wkładkowa wydana przez Pocztową Kasę Oszczędności w Warszawie. Wiele o niej mówi maksyma wypowiedziana przez prezydenta Ignacego Mościckiego, umieszczona po wewnętrznej stronie okładki: Naród, w którym oszczędzanie stało się przyzwyczajeniem każdego obywatela, buduje swe gospodarstwo na najtrwalszym fundamencie. W 1938 roku Kasa prowadziła ok. 3,5 miliona książeczek, na których Polacy zgromadzili niemal 800 milionów złotych. Egzemplarz Alojzego wydany został 7 lipca 1933 roku w Urzędzie Pocztowym w Bolewicach. Oficjalnym miejscem jego zamieszkania był jeszcze wtedy Międzychód. Pierwsza wpłata dokonana tegoż dnia opiewała na 10 złotych. Stemple urzędów pocztowych i kas ciągną się w ciągu kilku lat, pochodzą z różnych miejsc, z którymi Alojzy był w kolejnych latach dłużej lub krócej związany. Prócz Bolewic także Ostrów, Poznań, a przede wszystkim – Gdynia, o której znaczącej roli w jego życiu już wiele wiemy. Suma oszczędności przez lata była płynna, w zależności od kolejnych wpłat lub wypłat. W szczytowym momencie (maj 1938 roku) oszczędny kierowca-mechanik zgromadził tam ponad 1500 złotych. Na ówczesne standardy suma niemała. Według ostatniego wpisu saldo książeczki wynosiło 931 złotych, było to w Gdyni 29 czerwca 1939 roku… Nie pojawia się później już żadna nowa suma. Dwa miesiące później rozpętało się piekło, które pochłonęło nie tylko oszczędności.

Pod koniec sierpnia 1939 roku, w wyniku mobilizacji alarmowej Wojska Polskiego, Alojzy Dörr został powołany do kompanii łączności Marynarki Wojennej, stacjonującej na Oksywiu, jak widać, związki z Gdynią odcisnęły się nawet na przebiegu kampanii wrześniowej bohatera. Kilka dni później rozpoczęła się II wojna światowa. Niemcy zaatakowali Polskę z niespotykaną siłą. W Gdyni najdłużej utrzymała się Kępa Oksywska – wśród jej obrońców był także Dörr. 19 września po kapitulacji załogi Alojzy dostał się do niemieckiej niewoli, w której przebywał przez niemal cały okres trwania wojny. Osadzono go w Stalagu II D na terenie Stargardu (dziś w tym samym miejscu znajduje się Zakład Karny). W latach 1939 – 1945 weteran powstania wielkopolskiego kierowany był do przymusowych prac rolnych na okolicznych terenach, dzieląc przez okres okupacji los setek tysięcy Polaków, gnębionych i wykorzystywanych przez Niemców.

Na początku lutego 1945 roku Stargard został zajęty przez wojska sowieckie, a więźniowie Stalagu II D odzyskali wolność. Alojzy Dörr bezzwłocznie udał się na poszukiwania swojej rodziny, która w okresie okupacji została wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec. Na szczęście po paru miesiącach udało się połączyć bliskim i powrócić do Międzychodu. Istnieją też dokumenty, mówiące co nieco o dalszych losach rodziny. Dörrowie osiedli się na gospodarstwie w Wielowsi. Oczywiście wszelkie prace gospodarcze ciężko wyobrazić sobie bez odpowiedniego inwentarza i siły pociągowej, zwłaszcza koni, które, jak nietrudno się domyślić, w trudnej rzeczywistości wyniszczonego wojną kraju były jednym z towarów deficytowych. Toteż nic dziwnego, że szczęściarze, którym udało się taki ruchomy majątek zdobyć, starali się zabezpieczyć go wszelkimi sposobami. Pewien dokument poświadcza, że Alojzy Dörr w marcu 1945 roku legalnie posiadał dwa konie, które zostały dokładnie opisane. Bardzo interesujące są dodatkowe widoczne szczegóły glejtu – jego treść została powtórzona odręcznym pismem w języku rosyjskim. Niewątpliwie gospodarz chciał się upewnić, że dokument potwierdzający prawo własności będzie zrozumiały także dla władz sowieckich, z którymi mieszkańcy Polski przez wiele kolejnych lat mieli się regularnie stykać. Ciekawy jest również odręczny podpis wystawcy dokumentu – burmistrza Międzychodu. Oficjalnie rada miejska 18 marca 1945 roku wybrała na to stanowisko Juliana Kineckiego. Jednak na tym dokumencie, wystawionym 12 marca, najprawdopodobniej widać już jego podpis. Uwagę zwraca także wygląd pieczęci, którą opatrzono pismo. Ewidentnie w marcu 1945 roku, gdy polskie władze cywilne dopiero organizowały się na opuszczonych przez Niemców terenach, stosowano jeszcze ocalałe przedwojenne pieczęcie. Zawierały one symbolikę będącą w latach następnych systematycznie usuwaną przez „władzę ludową” – w tym przypadku widzimy orła z koroną.

Zgodnie z zaleceniami władz zainstalowanych w Polsce Dörrowie postanowili przesiedlić się na Ziemie Odzyskane, czyli tereny mające przejść po wojnie z rąk niemieckich w granice nowej Polski. Przepustki, które znajdują się w pamiątkowym depozycie Alojzego, zostały wydane 2 maja 1945 roku zarówno przez władze cywilne (Powiatowy Urząd Ziemski), jak i wojskowe (Powiatowa Komenda Milicji Obywatelskiej) aktualnego miejsca zamieszkania – Międzychodu. Upoważniały one do odbycia podróży na ziemie zachodnie, konkretnie do Meseritz (Międzyrzecza), w celu objęcia poniemieckiego gospodarstwa. Oba dokumenty zachowały się w dobrym stanie, choć czas odcisnął na nich swoje piętno. Są niezwykłymi świadectwami ciężkich czasów, z których wszak pochodzą. Na odwrocie przepustki podpisanej przez podporucznika Zimuka znajdują się puste drukowane rubryki urzędowe w języku niemieckim – znak, że w wyniszczonej wojną Polsce nawet pojedyncza kartka papieru nie mogła się zmarnować. Znamienne, że dokumenty zostały zapisane w dniu kapitulacji oblężonego i zniszczonego Berlina… Po zakończeniu II wojny światowej każdy na nowo musiał znaleźć dla siebie miejsce w świecie, który w ciągu kilku lat zawieruchy uległ całkowitej przemianie. Warto zdać sobie sprawę jak pełnymi zagrożeń i niepewności były pierwsze powojenne lata w Polsce. Przemieszczanie się dużych mas ludności, wysiedlenia z terenu Polski niemieckich mieszkańców, którzy niejednokrotnie podejmowali próby oporu, konflikty między Polakami a przedstawicielami władzy sowieckiej. Niespokojny był to czas, nadzieja przeplatała się z grozą. Nietrudno się domyślić lub dowiedzieć, jak traktowano wtedy na polskich terenach Niemców – choćby cywilnych mieszkańców. Wojenne bestialstwa niemieckich władz nie dały się łatwo zapomnieć i owocowały nienawiścią oraz rządzą zemsty. W mało komfortowej sytuacji znajdowały się wtedy osoby takie jak rodzina Dörrów – serca bezsprzecznie polskie, ale nazwiska… Mogły one przysporzyć w tych burzliwych czasach kłopotów. Niektórzy decydowali się na ich zmianę, a inni sięgali do rozwiązań administracyjnych. Alojzy postanowił w lutym 1946 roku uzyskać zaświadczenia od cywilnych władz gminy i miasta Międzychód, dokumentujące polską narodowość, której dowodem były lata spokojnego, przykładnego życia i pracy w okresie międzywojennym, a także powojenny czas gospodarowania w Wielowsi, od powrotu z niemieckiej niewoli aż do sierpnia 1945 roku. Warto tu zaznaczyć, że zezwolenia na wyjazd na Ziemie Zachodnie pochodziły z maja tegoż roku i miały krótki okres ważności. Ciężko zatem dokładnie stwierdzić, jak toczyły się burzliwe powojenne losy Alojzego Dörra między majem 1945 a lutym 1946 roku.

Wiadomo jednak, że Alojzemu udało się w końcu objąć liczące ok. 20 hektarów gospodarstwo rolne w Zielomyślu pod Międzyrzeczem, dokąd sprowadził się z rodziną. Oficjalny akt nadania gospodarstwa datowany jest na 12 września 1947 roku. Wypisano w nim cały inwentarz, jaki wchodził w skład gospodarstwa, które nadal pozostawało własnością państwa. Alojzy Dörr cieszył się wielkim szacunkiem otoczenia i uchodził za jednego z najlepszych rolników na tamtych terenach, co poświadczają dokumenty. W kolejnych latach wielokrotnie był honorowany za swoją bohaterską przeszłość – 6 grudnia 1957 roku został odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. W 1958 roku z kolei nadano mu, jako uczestnikowi walk z Niemcami w latach 1939 – 1945, Odznakę Grunwaldzką, w 1959 roku Medal Zwycięstwa i Wolności. W 1969 roku Alojzy nie mając syna, który odziedziczyłby gospodarstwo rolne w Zielomyślu, a nie czując się już na siłach do jego dalszego prowadzenia, był zmuszony w myśl ówczesnych zasad oddać je na własność skarbu państwa w zamian za przyznanie mu renty. Wraz z żoną przeniósł się następnie do Przeźmierowa w powiecie poznańskim, zamieszkując w domu swojej córki. Alojzy i Marianna Dörr doczekali nawet swojej pięćdziesiątej rocznicy ślubu. Od momentu przeprowadzki do Przeźmierowa Alojzy był również czynnym członkiem i działaczem Koła Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Tarnowie Podgórnym, w którym składał wszelkie niezbędne dokumenty, poświadczające o jego udziale w powstaniu wielkopolskim. W 1972 roku otrzymał kolejne wyrazy uznania swych zasług w walkach o niepodległość Polski (przynajmniej tych przeciw Niemcom). W kwietniu został mianowany na stopień podporucznika, a w grudniu, tuż przed kolejną rocznicą wybuchu powstania wielkopolskiego, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Wkrótce potem, 28 kwietnia 1975 roku zmarł i został pochowany na cmentarzu w Przeźmierowie.

W ten oto sposób zakończyła się ziemska epopeja kolejnego Polaka, który był świadkiem i uczestnikiem jednych z najważniejszych wydarzeń w historii Polski i świata. Spędził niemało lat swej młodości daleko od rodzinnego domu, walcząc na wielu frontach, zyskując nowe doświadczenia, stawiając czoła wielu trudnościom, które niejednego by zmogły. Te wszystkie lata uczyniły z Alojzego Dörra nietuzinkową postać, mimo że jedną z wielu. Dzięki swojej życiowej drodze mógł spocząć jako bohater w wielkopolskiej ziemi, o jaką tylekroć walczył.

Autor:

Maciej Elantkowski

Skip to content