W Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie znaleźć można wiele niezwykłych świadectw przeszłości. Zbiory bogate są w unikalne przedmioty, zdjęcia, dokumenty oraz inne archiwalia, które przybliżają wydarzenia sprzed ponad wieku – zwłaszcza z okresu wojen o niepodległość lat 1918 – 1921. Przede wszystkim jednak najcenniejszy jest zasób opowiadający życiorysy ludzi tworzących tę historię. Znajduje się w nim także depozyt pamiątek po szczególnym weteranie, którego życie prowadziło po wielu drogach wraz ze zmieniającą się historią – w tempie automobilu. Dosłownie.

Alojzy Dörr urodził się 4 maja 1898 roku w Vieritz na terenie Niemiec. Jego rodzicami byli Rudolf i Weronika z d. Ewert. Rodzina pochodziła z Obrzycka pod Szamotułami, jednak stale wyjeżdżała do pracy w Niemczech – świadczy o tym choćby miejsce narodzin Alojzego. W Obrzycku ukończył on szkołę podstawową. Tryb życia i pracy Dörrów doskonale obrazuje realia życia ekonomicznego wielu rodzin z Wielkopolski, które wymagało cyklicznej zmiany miejsca zamieszkania w poszukiwaniu pracy. Rodzice Alojzego wyjeżdżali co roku w poszukiwaniu zarobku w różne rejony Niemiec. Było to zjawisko powszechne, nazywane „saksami” od Saksonii, jednego z tradycyjnych celów zarobkowych podróży Polaków. Warto odnotować, że określenie to zachowało się w Polsce do dzisiaj. Na początku 1914 roku Alojzy wyjechał z ojcem do Nadrenii, gdzie obaj zostali zatrudnieni w kopalni węgla brunatnego w Liblar, stając się częścią niemal 300-tysięcznej polonii przebywającej właśnie w tym uprzemysłowionym, zapewniającym pracę regionie Niemiec. Po wybuchu I wojny światowej ojciec i syn ponownie zmuszeni byli szukać zatrudnienia gdzieś indziej. Tym razem skierowali się do Berlina. Tam Alojzy po paru miesiącach i uzbieraniu pieniędzy z pracy w rozmaitych fabrykach, zapisał się na kurs szoferów i mechaników. Pobierając nauki w tym, wtedy jeszcze mało spopularyzowanym, zawodzie, pracował w warsztacie samochodowym. Przez cały okres pobytu w Berlinie był aktywnym członkiem Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, co świadczy o tym, że młodzieniec mimo odległości od rodzinnych stron, zachowywał łączność z polskim środowiskiem.

Jednym ze źródeł mówiących nieco o losach i poczynaniach młodego Alojzego Dörra, w trudnych latach początku Wielkiej Wojny, jest pewien dokument opatrzony zdobną grafiką. To „dyplom uznania” nadany za ukończenie forsownego wojskowego marszu organizowanego w niedzielę 7 listopada 1915 roku przez Klub Sportowy przy Komitecie Wojennym w Charlottenburgu, pod auspicjami „Kronprinz Armee”. Grupa Armii Księcia Korony (czyli następcy niemieckiego tronu, Wilhelma) została sformowana w sierpniu 1915 roku i składała się z wielu jednostek armii cesarskiej, zaliczanych do najbardziej wartościowych. W ramach różnego rodzaju formacji wojskowych tradycją było urządzanie rozmaitych zawodów sportowych, nie inaczej musiało być również w armii, której dowódcą i szefem był sam książę. To jego widzimy uwiecznionego na zdjęciu w lewym górnym rogu dyplomu. Nad byle jakim wydarzeniem z pewnością nie objąłby patronatu. Trasa marszu ciągnęła się z Charlottenburga (dziś dzielnica Berlina) przez Kaiserdamm, do Döberitz. Aby ukończyć marsz, trzeba było wrócić na miejsce startu, co daje do pokonania łącznie niemal 40 kilometrów. Alojzy Dörr wziął udział i trasę pokonał w 4 godziny, 33 minuty i 39 sekund, co dało mu 53 miejsce wśród zawodników. Niestety nie wiemy, ile osób wzięło udział, ale z pewnością niemało, poza tym już sam czas osiągnięty przez naszego bohatera robi wrażenie, gdyż marsz z pewnością – jak nazwa wskazuje – odbywał się z dodatkowym obciążeniem. Bardzo prawdopodobne, że uczestnictwo w wydarzeniu, będące poważnym sprawdzianem tężyzny fizycznej, miało sporo wspólnego ze wspominaną aktywnością berlińskiego oddziału TG „Sokół”. Niedługo potem, wraz z ukończeniem osiemnastego roku życia, młody Dörr zdał niezbędne egzaminy, dzięki którym w początkach roku 1916 mógł podjąć pracę jako szofer w mieście Reichenbach.

W sierpniu 1916 roku Wielka Wojna upomniała się także o Alojzego Dörra. Został powołany do służby w niemieckim 133. Rezerwowym Pułku Piechoty. Jednym z przedmiotów, które mogą powiedzieć nam coś o jego służbie, jest książeczka strzelecka. Jak każdy rekrut, musiał przejść szkolenie w zajmującym się tym pododdziale pułku. Na okładce książeczki znajduje się nazwisko żołnierza, numer karabinu, który został mu przydzielony, oraz stempel oddziału szkoleniowego – w tym przypadku 2. batalion zapasowy RIR 133. Wewnątrz są też specjalne tabele z opisami strzelań, w jakich brał udział Alojzy wraz z datą, nazwiskiem podoficera prowadzącego, dystansem oraz wynikami. Na ich podstawie śmiało można stwierdzić, że młody Alojzy Dörr był całkiem dobrym strzelcem, gdyż uzyskiwał sporo wysokich punktacji. Strzelania miały miejsce między styczniem a lutym 1917 roku. Zapewne po tym okresie w pełni przeszkolony rekrut trafił na front – konkretnie front zachodni I wojny światowej.

Na ten owiany upiorną sławą teatr działań wojennych również mamy możliwość spojrzeć z perspektywy naszego bohatera dzięki niepozornej, nadgryzionej nieco zębem czasu fotografii, która znajduje się w jego pamiątkowym depozycie. Z krótkiej notatki w języku niemieckim zamieszczonej na odwrocie dowiadujemy się, iż jest to widok fragmentu pozycji po ostrzale artyleryjskim na odcinku frontu pod Bullecourt. Prawdopodobnie fotografia została wykonana między listopadem 1917 a kwietniem 1918 roku, ponieważ w tamtym właśnie okresie w tym miejscu mogła znajdować się jednostka, do której wtedy należał Alojzy – Reserve-Infanterie-Regiment Nr 133. Wyjątkowości tej fotografii nadaje fakt, iż najprawdopodobniej ukazuje ona autentyczny fragment ówczesnej linii frontu, widocznie zniszczonej działaniami wojennymi. Należy pamiętać, że w tamtych czasach sprzęt fotograficzny był zdecydowanie rzadszym widokiem niż dziś, a technika i gabaryty większości aparatów czyniły korzystanie z nich nieco trudniejszym zadaniem. Fakt wykonywania zdjęć blisko linii frontu zapewne go nie ułatwiał i nie czynił bezpieczniejszym. Między innymi z tych względów bardzo duża część fotografii (choć oczywiście nie wszystkie), na których uwieczniono obrazy z I wojny światowej, prezentuje sytuacje z rejonów stosunkowo bezpiecznych – pozowane fotografie na tyłach frontu, rozluźnieni żołnierze w dobrze utrzymanych okopach, zapewne poza zasięgiem większości artylerii. Jednak ślady ostrzału artyleryjskiego uwiecznione na tym zdjęciu dobitnie świadczą o tym, że miejsce jego wykonania w tamtym czasie znajdowało się w strefie walk, co czyni je jeszcze bardziej interesującym. Do myślenia może też dać fakt, że nie widać na nim żywego ducha – spacery po polu ostrzału wroga zapewne nie były kuszącą perspektywą. Tym bardziej należy zatem docenić, iż możemy to świadectwo historii i wojennej epopei Alojzego Dörra oglądać.

Na szczęście wiosną 1918 roku przed oglądaniem koszmaru ostatniego roku Wielkiej Wojny z perspektywy okopów uratowały Alojzego jego niecodzienne, jak na tamte czasy, kompetencje. Jako zawodowy szofer i mechanik został skierowany do służby w jednym z Parków Samochodowych (Kraftfahr-Park) – konkretnie do Drezna, gdzie znajdowały się m.in. warsztaty naprawcze. W tamtym czasie wszelkie pojazdy mechaniczne w służbie armii były na wagę złota, zatem zapewnienie odpowiedniego zaplecza technicznego było z pewnością ważną kwestią. Właśnie w Dreźnie zastał Alojzego koniec Wielkiej Wojny. Po klęsce i podpisaniu zawieszenia broni armia niemiecka stopniowo przeprowadzała demobilizację, zwalniając żołnierzy z szeregów lub bezterminowo ich urlopując. W gronie tym znalazł się także nasz bohater, który po paru latach mógł w końcu udać się w podróż powrotną do rodzinnego, wielkopolskiego Obrzycka. Zanim jednak dotarł do domu, spotkała go kolejna dość nieoczekiwana przygoda.

Kiedy na samym początku grudnia 1918 roku młody Dörr oczekiwał w Poznaniu na pociąg do Szamotuł, został – jak to sam ujął w swoim życiorysie – przypadkowo wciągnięty do „Wojska Polskiego”. Prawdopodobnie polscy konspiratorzy, którzy, jak wiadomo, już wtedy byli aktywni, mieli oko na powracających w rodzinne strony żołnierzy w niemieckich mundurach, identyfikując wśród nich Polaków, mogących przydać się w nadchodzących tygodniach. Co prawda nikt wtedy nie wiedział, kiedy i czy w ogóle wybuchnie zbrojne powstanie, ale organizmy takie jak rady robotniczo-żołnierskie często zdominowane przez Polaków, Straż Ludowa czy Służba Straży i Bezpieczeństwa nie brały się same z siebie. O Wojsku Polskim na terenie zaboru pruskiego mówić oczywiście wtedy nie można, ale Alojzy zapewne spotkał się z działaczami Polskiej Organizacji Wojskowej zaboru pruskiego lub innej polskiej formacji niepodległościowej. Złożył wtedy przysięgę i w końcu wrócił do Obrzycka, gdzie miał oczekiwać na rozkazy od nowych przełożonych lub wieści o rozwoju sytuacji w Poznaniu. Z pewnością, tak jak tysiące innych Wielkopolan, nie przewidywał w jak doniosłych i kluczowych dla historii całego kraju wydarzeniach przyjdzie mu niebawem wziąć udział.

O wybuchu powstania wielkopolskiego Alojzy Dörr dowiedział się 28 grudnia 1918 roku. Na wieść o walkach postanowił dostać się do Poznania. Na dworcu kolejowym w Szamotułach natknął się jednak na Polaków formujących lokalny oddział zbrojny i zdecydował przyłączyć się do nich. W ten sposób wszedł w szeregi powstańczej Kompanii Szamotulskiej. Powstańcy mogli uzbroić się i zorganizować głównie dzięki temu, że właśnie 28 grudnia błyskawicznie reagując na wydarzenia w Poznaniu, Polacy przejęli władzę w mieście i zdążyli częściowo rozbroić wojskowy transport niemiecki zmierzający do Poznania. Alojzy przeszedł cały szlak bojowy kompanii szamotulskiej, biorąc udział m.in. w walkach pod Gulczem i Wieleniem. W bitwach pod Wrzeszczyną i Roskiem pełnił nawet funkcję dowódcy drużyny ciężkiego karabinu maszynowego. W tamtym rejonie toczyły się szczególnie ciężkie walki od 2 do 7 lutego 1919 roku, okupione śmiercią kilkunastu powstańców. Ostatniego dnia Niemcom atakującym polskie pozycje najcięższe straty zadały właśnie dobrze ukryte polskie karabiny maszynowe – zapewne to właśnie jednym z nich dowodził nasz bohater. W ciężkich chwilach z pewnością doświadczenie wyniesione z niemieckiej armii i frontu I wojny światowej okazało się dla niego bezcennym tak jak dla wielu innych byłych pruskich poddanych walczących teraz o swoją wolność. Zgrupowanie, w którym znajdował się Dörr, doprowadziło do oparcia się sił powstańczych o rzekę Noteć, zapewniając bezpieczeństwo dla zawzięcie dotąd atakowanego Czarnkowa.

Wiosną 1919 roku, po ustabilizowaniu frontu powstania wielkopolskiego nad Notecią i względnym uspokojeniu sytuacji, rozpoczęty już w styczniu proces formowania regularnej Armii Wielkopolskiej znacznie przyśpieszył. Na podstawie ochotniczych oddziałów budowano bataliony i pułki, a z ich szeregów wybierano specjalistów w różnych dziedzinach, których umiejętności były potrzebne w innych jednostkach. Wśród takich specjalistów znalazł się Alojzy, który jako szofer został odwołany z linii demarkacyjnej i wysłany do formującej się w Poznaniu I Wielkopolskiej Autokolumny Ciężarowej. Kwaterował przez jakiś czas na poznańskim Świętym Wojciechu, oczekując dalszego rozwoju wypadków. Okres powstańczej walki miał już za sobą. Zapewne nigdy nie przypuszczał, na jak wielu jeszcze dalekich drogach przyjdzie mu pełnić swoją szoferską służbę, zanim dojedzie do niepodległej Polski. Dalsza część epopei naszego bohatera rzuci go jeszcze na niejeden front.

Autor:

Maciej Elantkowski

Skip to content