Współcześni Wielkopolanie mogą i powinni być dumni ze swych przodków, którzy sto lat temu przyczynili się do polskiego zwycięstwa w wojnie z bolszewikami. Wyjątkowości temu wysiłkowi – zarówno ogólnonarodowemu, jak i regionalnemu – dodaje tło historyczne, w którym miał on miejsce. Należy uświadomić sobie, że Polska, broniąca się przed najazdem ze wschodu, nie była typowym państwem gotowym do wojny. W trakcie walk sprzed zaledwie kilku lat setki tysięcy Polaków straciło życie lub zostało kalekami. Ziemie były spustoszone działaniami I wojny światowej oraz rabunkową gospodarką. Odrodzona Polska nie miała przemysłu, rolnictwo było zadeptane przez milionowe wojska zaborców, brakowało administracji, armia tworzyła się z resztek pozostałych po niedawnych okupantach polskich ziem. Wielkopolska nim dołączyła do tej wielkiej i ciężkiej pracy, musiała najpierw wywalczyć sobie prawo do stanowienia o własnym losie. Wtedy do walki po raz kolejny stanęły dziesiątki tysięcy ludzi, którzy ledwo co wrócili z frontów Wielkiej Wojny. Tym razem jednak walczyli o swoją ziemię i swoje rodziny.
Powstanie wielkopolskie okazało się sukcesem. W trakcie jego trwania rozpoczęto formowanie regularnej armii, jej liczebność szybko sięgnęła 60, a następnie około 100 tysięcy żołnierzy, z których znaczną część stanowili weterani z lat 1914-1918. Zbrojeniom oraz powiększaniu stanu liczebnego wojsk formowanych w Wielkopolsce sprzyjało doświadczenie, które mieszkańcy tych terenów zebrali podczas dekad życia jako pruscy poddani. Iście niemiecka wojskowa dyscyplin, dobre wyszkolenie w połączeniu z przyrodzonym życiowym zmysłem i praktycznością Wielkopolan, tworzyła mieszankę umożliwiającą szybki rozwój tego wszystkiego, czego brakowało na świeżo oswobodzonych terenach. Wysiłek ten był konieczny – za zachodnią granicą wciąż czyhał sąsiad, któremu mimo podpisanych traktatów i układów nie zawierzano, a tymczasem z innych zakątków Polski dochodziły wezwania pomocy. Granica nowo tworzącego się państwa od samego początku, na niemal całej długości stała w ogniu.
W skład Kompanii Skautowej, która była zalążkiem pułku, weszła również 2. Drużyna Skautowa im. Kazimierza Wielkiego. W jej szeregach jeszcze przed I wojną światową działała i szkoliła się młodzież z takich podpoznańskich dzielnic jak Chwaliszewo, Główna, Zawady oraz Śródka. Jednym ze skautów tej drużyny był Marian Przybył, urodzony 12 lutego 1902 roku w Poznaniu. Jego rodzicami byli Franciszek Przybył oraz Stanisława, z domu Raczkowska. Jego rodzina zamieszkiwała w kamienicy przy Rynku Śródeckim 7/8. Informacji na temat dzieciństwa i młodości Mariana zachowało się bardzo niewiele. Wspomniany rodzinny dom niestety już nie istnieje, a poza działalnością skautową brak innych śladów. Zachowała się tylko jedna fotografia, przedstawiająca Mariana w dzieciństwie. Z pewnością wykonana została przed I wojną światową lub w jej trakcie, w atelier fotograficznym Alojzego Sikorskiego, mieszczącym się w lokalu przy ulicy Hedwigstrasse 28 (dzisiejsza ulica Kraszewskiego). Warto zwrócić uwagę w jak młodym wieku nasz bohater wyruszył do walki o niepodległość. W chwili, gdy jego drużyna weszła w skład powstańczej kompanii, miał niespełna 17 lat, zatem niewiele więcej niż na wspomnianym zdjęciu.
Marian Przybył został ze swoją kompanią włączony w szeregi formującego się 1. pułku strzelców wielkopolskich i wraz z nim trafił do obozu w Biedrusku, gdzie z innymi żołnierzami przeszedł szkolenie podstawowe w zakresie musztry, strzelania oraz taktyki. Z pewnością dla poznańskich skautów była to jedynie solidna powtórka. Warto podkreślić, że ta młodzież od lat już wprawiała się w takich czynnościach, ćwicząc konspiracyjnie pod okiem instruktorów, wynoszących swoje umiejętności wprost z niemieckich koszar, w których odbywali zasadniczą służbę wojskową (w tamtym czasie była ona przykrym obowiązkiem każdego Polaka, będącego pruskim poddanym). Z Warthelager młody żołnierz przesłał do domu pierwsze pocztówki.
Kartka pocztowa z widokiem na Lwów. 7 VIII 1920, wysłana prawdopodobnie z Łukowa. Źr. Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie
Kartka pocztowa z widokiem na obóz ćwiczebny w Biedrusku, 31 I 1919. Źr. Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie
Kartka pocztowa z widokiem na baraki żołnierskie w Biedrusku, 19 II 1919. Źr. Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie
Kartka pocztowa nadesłana z frontu pod Lwowem, 1 V 1919. Źr. Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie
Ta skromna korespondencja, którą Przybył prowadził ze swymi bliskimi, jest niezwykle cenna. Znanych jest sześć pocztówek przesyłanych przez naszego bohatera do domu rodzinnego. Z wyjątkiem jednej, wszystkie pozostałe znajdują się w zbiorach Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie. Treść kolejnej możemy poznać dzięki temu, że opublikowano ją na portalu CYRYL. Prócz niezaprzeczalnej wartości historycznej, pocztówki te, pochodzące z okresu od 31 stycznia 1919 roku do 7 sierpnia 1920 roku mają ogromną wartość sentymentalną. Dzięki ich treści, niezwykle prostej i oszczędnej, można jednak nieco przybliżyć stan ducha naszego bohatera, który przez długie miesiące przebywał na froncie, często bez wieści z domu. Czytanie tej korespondencji jest niczym spojrzenie przez zwierciadło w tamten czas i życie młodego żołnierza. Można dowiedzieć się, co było najbardziej potrzebne w kamaszach, jakie były braki oraz jakimi prawami rządziła się żołnierska rutyna.
Pierwsza kartka jest datowana na 31 stycznia 1919. Marian informuje w niej rodziców o przeniesieniu oddziału do Biedruska i o problemach urlopowych – nie był pewien czy otrzyma przepustkę na niedzielę, aby udać się do domu. Warto zaznaczyć, że żołnierze, dopóki przebywali w niewielkiej odległości od Poznania, mogli korzystać z faktu bliskości rodziny, mającej z pewnością pozytywny wpływ na ich zaopatrzenie. Świadczy o tym treść kolejnej pocztówkiz 19 lutego, w której Marian dziękuje za otrzymaną paczkę, zapowiadając, że w najbliższą niedzielę prawdopodobnie zawita do domu – prosi przy tym o przygotowanie pary „szkarpetek”. Dzięki takim ciekawym wtrąceniom w tekstach można się bliżej zapoznać nie tylko z żołnierskim życiem, ale również z osobliwościami języka polskiego na naszych terenach z tamtych lat. Co więcej, pod każdym liścikiem autor podpisuje się znaną w wielkopolskim regionie odmienioną wersją swego imienia – „Marych” – która jednak współcześnie kojarzy się już dość mocno jako gwarowa ciekawostka, a nie forma codziennego użytku. Obie kartki z Biedruska prezentują na awersie widoki na różne fragmenty tego obozu ćwiczebnego, które same w sobie również stanowią historyczną ciekawostkę.
W połowie marca 1919 roku wraz z całym pułkiem strzelec Marian Przybył wyruszył pod Lwów. Na froncie grupa wielkopolska, którą dowodził generał Konarzewski, była zaangażowana w walki z Ukraińcami. Przez kilka tygodni jej oddziały broniły Lwowa przed kolejnymi atakami. Właśnie z linii frontu do domu rodzinnego Marian wysyła kolejne dwie pocztówki. Tym razem na awersach nie widnieją czarno-białe zabudowania Warthelager, ale mieniące się kolorami postaci mieszkańców Małopolski Wschodniej w barwnych strojach ludowych. Jak głoszą podpisy, prezentują one różne typy lokalnej polskiej kultury i tradycji. Pierwsza kartka datowana na 11 kwietnia 1919 roku zawiera życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych: „Winszuję wszystkim »Zdrowego i Wesołego Alleluja«. Dzieląc się myślą jajkiem Wielkanocnym pozdrawiam Was mile i serdecznie”. Żołnierz wyraża również zaniepokojenie, że do tego czasu nie otrzymał od rodziny żadnych odpowiedzi. Jednak już w kolejnej wiadomości do bliskich, datowanej na 1 maja ton jest już spokojniejszy – treść tej pocztówki warto przytoczyć, gdyż obfituje w ciekawy język i daje orientację w sytuacji nadawcy:
„Kochani rodzice!
Donoszę wam isz jestem Bogu
dzięki zdrów, czego wam wszyst-
kim z całego serca życzę. Paczkę
przez Stawickiego odebrałem za
którą dziękuje ucieszyłem się
bardzo nad kartą. Dziękuję Stefy za
nią. Nikogo z znajomych nie wid-
ziałem. Ty 2 paczki jusz dawno
odebrałem. Listy później napisze,
bo teraz jestem w pozycjach.
Pozdrawia wszystkich Marych.”
Skąpość informacji przekazywanych przez Mariana do domu wynikała po części z braku czasu, nieodpowiednich warunków do pisania, a dodatkowo zapewne również ze względu na to, że nie wszystkie informacje, zwłaszcza istotne wojskowo, można było zawrzeć w kartce wysyłanej pocztą. Należy zaznaczyć, że niestety na małych kartkach żołnierz z pewnością nie mógłby zmieścić wszystkiego, co chciałby przekazać bliskim w odległym Poznaniu. Warto się przy tym zastanowić, jak wielki jest kontrast pomiędzy ówczesnymi środkami komunikacji a współczesnymi – nasze telefony komórkowe i możliwość połączenia z kimkolwiek na całym globie w kilka sekund, kontra jedna maleńka kartka wymieniana z bliskimi co kilka tygodni, o ile wszystko szło sprawnie i bez problemów.
W połowie marca 1919 roku wraz z całym pułkiem strzelec Marian Przybył wyruszył pod Lwów. Na froncie grupa wielkopolska, którą dowodził generał Konarzewski, była zaangażowana w walki z Ukraińcami. Przez kilka tygodni jej oddziały broniły Lwowa przed kolejnymi atakami. Właśnie z linii frontu do domu rodzinnego Marian wysyła kolejne dwie pocztówki. Tym razem na awersach nie widnieją czarno-białe zabudowania Warthelager, ale mieniące się kolorami postaci mieszkańców Małopolski Wschodniej w barwnych strojach ludowych. Jak głoszą podpisy, prezentują one różne typy lokalnej polskiej kultury i tradycji. Pierwsza kartka datowana na 11 kwietnia 1919 roku zawiera życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych: „Winszuję wszystkim »Zdrowego i Wesołego Alleluja«. Dzieląc się myślą jajkiem Wielkanocnym pozdrawiam Was mile i serdecznie”. Żołnierz wyraża również zaniepokojenie, że do tego czasu nie otrzymał od rodziny żadnych odpowiedzi. Jednak już w kolejnej wiadomości do bliskich, datowanej na 1 maja ton jest już spokojniejszy – treść tej pocztówki warto przytoczyć, gdyż obfituje w ciekawy język i daje orientację w sytuacji nadawcy:
„Kochani rodzice!
Donoszę wam isz jestem Bogu
dzięki zdrów, czego wam wszyst-
kim z całego serca życzę. Paczkę
przez Stawickiego odebrałem za
którą dziękuje ucieszyłem się
bardzo nad kartą. Dziękuję Stefy za
nią. Nikogo z znajomych nie wid-
ziałem. Ty 2 paczki jusz dawno
odebrałem. Listy później napisze,
bo teraz jestem w pozycjach.
Pozdrawia wszystkich Marych.”
Skąpość informacji przekazywanych przez Mariana do domu wynikała po części z braku czasu, nieodpowiednich warunków do pisania, a dodatkowo zapewne również ze względu na to, że nie wszystkie informacje, zwłaszcza istotne wojskowo, można było zawrzeć w kartce wysyłanej pocztą. Należy zaznaczyć, że niestety na małych kartkach żołnierz z pewnością nie mógłby zmieścić wszystkiego, co chciałby przekazać bliskim w odległym Poznaniu. Warto się przy tym zastanowić, jak wielki jest kontrast pomiędzy ówczesnymi środkami komunikacji a współczesnymi – nasze telefony komórkowe i możliwość połączenia z kimkolwiek na całym globie w kilka sekund, kontra jedna maleńka kartka wymieniana z bliskimi co kilka tygodni, o ile wszystko szło sprawnie i bez problemów.
Na przełomie sierpnia i września dawny 1. pułk strzelców wielkopolskich toczył bardzo ciężkie walki w rejonie Brześcia i Żabinki. W trakcie nich, 2 września 1919 roku, 1. Kompania straciła dwóch żołnierzy: szeregowego Walentego Dwornikowskiego oraz szeregowego Mariana Przybyła. Polegli we wsi Rudawiec – około 25 kilometrów na północ od Brześcia nad Bugiem. Nasz bohater niestety nie mógł już napisać uspokajającej pocztówki do rodziców z informacją „Wszystko u mnie dobrze”. Spełnił swój obowiązek, wywalczył wolność Ojczyzny, dla której uczył się i działał od najmłodszych lat jako skaut. W chwili bohaterskiej śmierci miał zaledwie 18 lat, ale był już doświadczonym żołnierzem. Jego ciało najprawdopodobniej spoczywa na terenie kwatery wojennej cmentarza w Brześciu – daleko od rodzinnych stron…
Za swą odwagę i poświęcenie na polu walki, szeregowy Marian Przybył został pośmiertnie odznaczony jednym z wysokich odznaczeń wojskowych – Krzyżem Walecznych. Nadanie pochodzi z dnia 22 czerwca 1922 roku. Odznaczenie wraz z dokumentem potwierdzającym z pewnością trafiło do rodziny poległego. Dziś oba te przedmioty: krzyż z oryginalną wstążką oraz legitymacja nr 55886 znajdują się w zbiorach Muzeum Powstańców Wielkopolskich w Lusowie, wraz z pięcioma opisanymi powyżej pocztówkami oraz unikalnymi zdjęciami – jednym z okresu zaborów, a drugim już w mundurze Wojsk Wielkopolskich. Wszystkie te artefakty można podziwiać na ekspozycji, przybliżającej rzeczywistość tamtych dni oraz sylwetkę naszego bohatera.
Poza opisywanym zbiorem i ogólnymi informacjami po Marianie Przybyle i jego bliskich nie zachowało się praktycznie nic. Jak wspomniano na początku, ich dom rodzinny już nie istnieje, Śródka zmieniła się nie do poznania w ciągu wieku. Nie udało się odnaleźć potomków rodziny, z kolei przez ostatnie lata unikalny zbiór pamiątek przemieszczał się między kolekcjonerami historycznych artefaktów. Sam strzelec spoczywa, w nie wiadomo czy oznaczonym grobie bardzo daleko od rodzinnych stron. Jednak o bohaterstwie tego żołnierza oraz wielu innych przypomina w Poznaniu pomnik poświęcony wielkopolskim harcerzom, poległym w walce o niepodległość w latach 1918-1920. Monument stoi nad jeziorem maltańskim na tzw. polanie harcerskiej. Pierwotny obelisk został odsłonięty 16 maja 1937 roku, jednak już w roku 1940 został zniszczony przez niemieckich okupantów. Dwie tablice zawierające nazwiska 77 poległych udało się ukryć i w roku 1947 zostały zwrócone. Niestety jednak w 1949 roku zniknęły. Pomnik tuż po wojnie zastąpiono zwykłym brzozowym krzyżem, w 1978 roku zaś głazem z tablicą. W latach 90. podjęto inicjatywę odbudowy pomnika, która trwała aż do roku 2008, kiedy to 27 grudnia odsłonięto częściowo zrekonstruowany pomnik. Ostatecznie odbudowę ukończono w 2013 roku. Ponownie umieszczono na nim tablice zawierające nazwiska poległych bohaterów – wśród nich znajduje się również Marian Przybył. Polana, na której postawiono pomnik, była miejscem spotkań i działań poznańskich skautów w okresie zaborów. Na tej „zielonej harcówce” nasz bohater z pewnością spędził wiele czasu w skautowych latach. Warto pamięć o nim i setkach jemu podobnych młodych Wielkopolan, którzy oddali życie dla naszej przyszłości.
Autor:
Maciej Elantkowski