Historię Wielkopolski przez wieki tworzyli jej mieszkańcy. Specyfika tego regionu w znacznej mierze wynika ze zwyczajów, kultury oraz charakteru osób, które odcisnęły na nim największy ślad. Ale mechanizm ten działa również w drugą stronę – wyjątkowy duch bezpośrednio kształtuje i wpływa na ludzi związanych z Wielkopolską. Można ich wspominać jako pewną wspólnotę, mniejsze i większe grupy. Ale na kartach dziejów naszego regionu wybijają się również nazwiska konkretnych postaci – wybitnych jednostek, które na swój sposób ukształtowały Wielkopolskę. Wielkopolska zaś ukształtowała ich. Wśród tych postaci poczesne miejsce zajmuje generał Józef Dowbor-Muśnicki, który z Wielkopolską co prawda związany był w końcowym okresie życia, ale zdążył w niej odcisnąć swój niezatarty i bezcenny ślad.

Obraz generała Józefa Dowbora-Muśnickiego w pamięci współczesnych jest zarysowany bardzo nierównomiernie. Pomimo niekwestionowanego ogromnego wpływu tej wybitnej postaci na żmudny i krwawy proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości w latach 1917-1921, zdecydowanie poziom jej rozpoznawalności w społeczeństwie nie dorównuje innym ówczesnym mężom stanu, takim jak Ignacy Paderewski, Roman Dmowski czy gen. Józef Haller. W Wielkopolsce generał Dowbor-Muśnicki jest znany nieco szerzej niż gdzie indziej, głównie ze względu na fakt, że był głównodowodzącym zwycięskiego powstania wielkopolskiego. Warto jednak zauważyć, że pomimo ogromnej lokalnej popularności historii tego zrywu, a także znacznego wzrostu stanu wiedzy o nim w innych częściach Polski, o samej postaci generała, który był jednym z głównych autorów tego wielkiego sukcesu, wspomina się niezmiernie rzadko w kontekście omawianych wydarzeń.

Przedstawienie i wyjaśnienie powodów takiego stanu rzeczy jest tematem dość obszernym, który zdecydowanie warto będzie poruszyć w odrębnym materiale. W niniejszym tekście skupimy się przede wszystkim na ukazaniu roli, jaką generał Dowbor-Muśnicki odegrał dla Wielkopolski w kluczowych pierwszych latach wolności tego regionu oraz jaką spuściznę pozostawił po sobie dla kolejnych pokoleń.

Przed przybyciem do Poznania około 10 stycznia 1919 roku Józef Dowbor-Muśnicki nie miał z Wielkopolską absolutnie nic wspólnego. Z regionem tym nie łączyły go żadne związki rodzinne czy znajomości, nigdy wcześniej go nie odwiedził. Urodził się 25 października 1867 roku w Garbowie na terenie zaboru rosyjskiego w rodzinie Romana oraz Antoniny z Wierzbickich jako najmłodszy z szóstki dzieci. Dzieciństwo spędził na ziemi sandomierskiej, jego rodzice, jako ziemianie wywodzący się ze szlacheckich rodów, wychowywali potomstwo w duchu polskiego patriotyzmu. Postanowiono jednak, iż najmłodszy syn, jak jego bracia Konstanty i Czesław, obierze ścieżkę kariery wojskowej w armii rosyjskiej. Młody Józef po ukończeniu podstawowej nauki został zapisany do Korpusu Kadetów w Petersburgu, po którym kontynuował studia wojskowe. W 1902 roku ukończył z drugą lokatą najbardziej prestiżową uczelnię wojskową w Imperium Rosyjskim – Mikołajewską Szkołę Sztabu Generalnego. Swoje pierwsze szlify bojowe zdobywał w latach 1904-1905 jako sztabskapitan podczas wojny rosyjsko-japońskiej. W kolejnych latach, pozostając w służbie czynnej, pokonywał kolejne stopnie kariery oficerskiej, chociaż nie bez rozmaitych problemów. Od samego początku swojej służby Dowbor-Muśnicki wykazywał się bardzo twardym, nieustępliwym charakterem, bezkompromisowością i wielkim profesjonalizmem, co nie przysparzało mu zbyt wielu przyjaciół – tym bardziej jako Polakowi. Przez cały okres swojej edukacji i służby w armii rosyjskiej młody Józef zmagał się przeciwnościami i szykanami, które były konsekwencją jego pochodzenia. Nigdy się jednak go nie wyparł. Wręcz przeciwnie, przeżycia te wzmacniały w nim polską tożsamość i zachęcały do tęsknych myśli o odrodzeniu wymarzonej Ojczyzny. Ale na to trzeba było długo poczekać i przeżyć te lata.

Momentem przełomowym w jego życiu był wybuch I wojny światowej, którą rozpoczął jako szef sztabu 7. Dywizji Piechoty z Woroneża, w stopniu pułkownika. Swoją wielką waleczność i duży talent dowódczy udowadniał we wszystkich starciach, w jakich brał udział. Pierwszą dużą bitwą była ta pod Telatynem, podczas której miał ogromny udział w zniszczeniu austriackiego Korpusu Kawalerii. Za ten czyn został uhonorowany najwyższym rosyjskim odznaczeniem – Krzyżem Św. Jerzego. Od listopada 1914 roku dowodził 14. Pułkiem Strzelców Syberyjskich, na którego czele brał udział w bitwie przasnyskiej. Podczas przeprawy przez rzekę Orzyc w lutym 1915 roku został ciężko ranny w nogę, na skutek czego konieczne było leczenie i rehabilitacja w Moskwie. Na front powrócił bardzo szybko, przy pierwszej sposobności. Nigdy nie stronił od swojego żołnierskiego rzemiosła, w jakim wykazywał się nie tylko talentem teoretycznym, ale i praktycznym. Słynął z osobistych wizytacji okopów w pierwszej linii podległych mu oddziałów. Od stycznia 1916 roku objął dowództwo nad 123 Dywizją Piechoty skierowaną na front w Anatolii. Bardzo charakterystycznym czynem, jakiego dokonał po wielu zwycięstwach nad wojskami tureckimi, przed opuszczeniem tamtych ziem i powrotem na front europejski, było ustawienie ogromnego krzyża na szczycie góry Chazir-Nabi-Tapa. Podczas ostatnich miesięcy swej służby w rosyjskim wojsku, od kwietnia 1917 roku był dowódcą XXVIII Korpusu. Objęcie tego stanowiska wiązało się z dojściem na szczyt swej kariery w armii rosyjskiej i awansem na stopień generała-porucznika.

Świeżo mianowany generał Dowbor-Muśnicki stał się świadkiem jednego z najbardziej brzemiennych w skutkach wydarzeń nowoczesnej historii świata – rosyjskich rewolucji lutowej oraz bolszewickiej. Po obaleniu caratu, kiedy ogień kolejnych rewolt zaczynał trawić Imperium Rosyjskie, Józef Dowbor-Muśnicki oddał się do dyspozycji Naczelnego Polskiego Komitetu Wojskowego i został przez jego władze mianowany dowódcą tworzonego w niezwykle ciężkiej i zagmatwanej sytuacji I Korpusu Polskiego w Rosji. Był to początek jego wymarzonej i wyczekanej służby dla odradzającej się Polski. Korpus formował się w niezwykle ciężkich warunkach, między lipcem 1917 a majem 1918 roku, w nieustannym ogniu walki na ziemiach spustoszonych wojną, które stały się areną krwawego chaosu rewolucji i wojny domowej. Polskie formacje, tropione, atakowane, rozbijane i wykrwawiane przez otaczające je siły wrogie sprawie polskiej, skupiały się pod dowództwem generała Dowbora-Muśnickiego. Dzięki jego błyskotliwości Polakom udało się przejąć z rąk bolszewików twierdzę w Bobrujsku, a następnie zapanować nad jej najbliższymi okolicami. W rejonie pomiędzy Mohilowem, Słuckiem i Żłobinem, kontrolowanym przez polskie siły, pośrodku chaosu na kilka miesięcy powstała oaza spokoju i porządku – „Polska Dowborowa”. Dowódca I Korpusu i jego żołnierze jako pierwsi pokazali, jak może wyglądać nowa, odrodzona Rzeczpospolita.

Po burzliwych przejściach, na skutek układu z Niemcami zajmującymi dawne rosyjskie terytorium, w maju 1918 roku I Korpus Polski został zdemobilizowany, a jego żołnierze mieli zostać przewiezieni na tereny Królestwa Polskiego. W maju 1918 roku generał Dowbor-Muśnicki nie miał pola manewru – walka z przytłaczającą potęgą Niemców przy skromnych środkach nie wchodziła w grę, na wschodzie zaś czyhał śmiertelny wróg – bolszewicy. Tuż po podpisaniu układu, w nocy z 21 na 22 maja w Bobrujsku doszło do próby buntu i aresztowania generała, której prowodyrami byli członkowie POW, m.in. Leopold Kula „Lis”, Przemysław Barthel de Weydenthal i Melchior Wańkowicz (który w późniejszych latach przy każdej sposobności szkodził Dowborowi Muśnickiemu). Chcieli oni doprowadzić do zerwania umowy i pchnąć Korpus do walki przeciw otaczającym Bobrujsk Niemcom, co równałoby się z samobójstwem. Rzekomym celem tych wątpliwych działań miało być przebijanie się Korpusu na Ukrainę do innych polskich formacji. Było to jednak zupełnie nierealne założenie ze względu na ogromne odległości, całkowite okrążenie przez przeciwników, słabość sił i ostatecznie ciężką sytuację pozostałych polskich korpusów, do których chciano dołączyć. Szczęśliwie pucz ostatecznie się nie udał, przede wszystkim ze względu na fakt, że przytłaczająca większość oficerów i żołnierzy sprzeciwiła się buntownikom i pozostała po stronie prawowitego dowódcy. Spiskowcy uciekli z twierdzy, a ewakuacja I Korpusu Polskiego ostatecznie doszła do skutku. Przed wyjazdem z Bobrujska na ostatnim apelu żołnierze przysięgali wieczną pamięć swoim poległym w ciągu długich miesięcy walk towarzyszom, podtrzymywanie w wolnej ojczyźnie kontaktów oraz więzi koleżeńskich. Dzięki umiejętnościom i zdecydowaniu generała Dowbora-Muśnickiego w ten sposób z piekła płonącej, zapadającej się w chaosie Rosji uratowało się niemal 30 tysięcy Polaków, którzy sami siebie nazywali „Dowborczykami”.

Po dotarciu do centralnej Polski w połowie 1918 roku, większość korpusowców zamieszkała w Warszawie i jej okolicach, sam generał zaś osiadł w Staszowie. Nie próżnowali oni w oczekiwaniu na wielkie wydarzenia i rozstrzygnięcie I wojny światowej. W życie wcielano koncepcję opracowaną jeszcze w Bobrujsku przez Dowbora-Muśnickiego, w myśl której byli żołnierze Korpusu – zwłaszcza oficerowie – grupowali się na poszczególnych obszarach, utrzymując kontakt między sobą, gotowość do ewentualnego zbrojnego wystąpienia i odtworzenia swoich dawnych jednostek. Jak wiadomo, czas czynu nadszedł ponownie już wkrótce – w listopadzie. Na wieść o oswobadzaniu Warszawy spod władzy okupacyjnej, rozbrajaniu niemieckich jednostek w mieście, a następnie o wejściu w życie zawieszenia broni na frontach I wojny światowej, Dowborczycy znowu stanęli na wysokości zadania i natychmiast przyłączyli się do tworzenia odradzającego się na oczach świata Państwa Polskiego. Pierwszy polski patrol konny na ulicach Warszawy został sformowany z byłych kawalerzystów I Korpusu Polskiego w Rosji. Kiedy rozpoczęto oficjalne formowanie Wojska Polskiego, generał Józef Dowbor-Muśnicki zgłosił się do armii i oddał się do dyspozycji Naczelnika Państwa.

W momencie, kiedy na terenach dawnego Królestwa Kongresowego odradzała się polska państwowość i armia, Wielkopolska wciąż znajdowała się pod władzą i kontrolą Niemiec. Jednak już 27 grudnia 1918 roku w Poznaniu spontanicznie rozpoczęło się powstanie wielkopolskie, które miało na celu wywalczenie możliwości przyłączenia historycznej kolebki polskiej państwowości do odradzającej się Polski. Po pierwszym okresie dynamicznego rozwoju zrywu we znaki Wielkopolanom dał się dotkliwy brak oficerów mogących skutecznie dowodzić powstańczymi wojskami. Sytuacja ta była spowodowana długoletnimi zabiegami w niemieckiej armii z okresu zaborów, której dowództwo mocno ograniczało możliwości wojskowej edukacji i awansów żołnierzy polskiej narodowości. W obliczu żywiołowego rozwoju powstania i braków kadrowych pojawiła się nagląca potrzeba zwrócenia się o wsparcie do Warszawy i odrodzonego Wojska Polskiego. Na stanowisko głównodowodzącego powstania wielkopolskiego, po rozmowach pomiędzy Komisariatem Naczelnej Rady Ludowej a Józefem Piłsudskim, wyznaczony został generał Józef Dowbor-Muśnicki. Po raz pierwszy przyjechał do Poznania najprawdopodobniej 10 stycznia 1919 roku, aby odbyć rozmowy z wielkopolskimi przywódcami. Następnie na krótko wrócił do Warszawy, aby ostatecznie udać się znowu do Poznania. Dowództwo przejął 16 stycznia 1919 roku. Do stolicy Wielkopolski nie powrócił jednak sam – razem z nim przyjechało kilku najbardziej zaufanych oficerów z byłego I Korpusu Polskiego w Rosji. Natychmiast rzucili się w wir pracy organizacyjnej, której było niemało. Jedną z pierwszych decyzji wydanych przez generała Dowbora-Muśnickiego było przystąpienie do organizacji regularnej armii podległej jednolitemu dowództwu, która miała jak najszybciej zastąpić nieregularne, formowane lokalnie oddziały powstańcze. W nadchodzących tygodniach do Wielkopolski grupami zjeżdżało coraz więcej dawnych podkomendnych generała z czasów bobrujskich, których ten wezwał ponownie do walki o wolność Polski jako całości. W ten sposób nawiązało się nierozerwalne braterstwo pomiędzy I Korpusem a Armią Wielkopolską budowaną przez Dowbora-Muśnickiego od chwili objęcia dowodzenia nad powstaniem. Kręgosłupem tej nowej armii stali się właśnie oficerowie ocaleni z rosyjskiej matni. Ich znakiem rozpoznawczym była odznaka pamiątkowa I Korpusu Polskiego w Rosji, nazywana „krzyżem Dowbora”, ustanowiona w maju 1918 roku w Bobrujsku, przysługująca żołnierzom i oficerom, którzy w I KP służyli między lipcem 1917 a marcem 1918 roku. Szacuje się, że w szeregach wielkopolskich jednostek ostatecznie znalazło się nawet kilkuset oficerów pochodzenia korpusowego, sprowadzonych przez swego dawnego dowódcę. Jednym z nich był słynny przecież pułkownik Władysław Anders – dawny żołnierz I Korpusu Polskiego w Rosji, sprowadzony do wielkopolski i wyznaczony na dowódcę 1. Pułku ułanów wielkopolskich (późniejszy 15. Pułk Ułanów Poznańskich). Mimo iż wywodzili się z armii carskiej ich bezcenne fachowe wykształcenie oraz doświadczenie i bitność zapewniły im wiele sukcesów, a także zjednały serca nowych podkomendnych – wielkopolskich żołnierzy.

Praca organizacyjna, zapoczątkowana przez generała Józefa Dowbora-Muśnickiego, prowadzona była z wielką energią. Już 17 stycznia 1918 roku ogłoszono rozkazem mobilizację roczników 1897, 1898, 1899, a 18 stycznia ostatecznie podzielono dotychczasowe powstańcze Okręgi Wojskowe na trzy fronty: północny, zachodni i południowy. Uznać można, iż wspomniany pobór zakończył etap czysto powstańczy w wojskowości wielkopolskiej, ponieważ ujmował wszystkich ochotników w wojskowe ramy organizacyjne i oficjalnie wprowadzał obowiązek służby wojskowej dla pozostałych mężczyzn w odpowiednim wieku. 26 stycznia 1919 roku na Placu Wolności w Poznaniu odbyła się pierwsza uroczysta przysięga Armii Wielkopolskiej oraz samego generała. Siły zbrojne liczące początkowo aż 30 tysięcy żołnierzy utrzymywały pozycje na wszystkich trzech frontach wielkopolskich do podpisania rozejmu w Trewirze. Później obsadzały linię demarkacyjną, stale zmagając się w licznych potyczkach z siłami niemieckimi usiłującymi wydrzeć kolejne skrawki ziemi, zanim granice przypieczętuje konferencja pokojowa w Wersalu. Oddziały Wojsk Wielkopolskich już od marca 1919 roku walczyły także w obronie Lwowa przed Ukraińcami, a następnie położyły nieocenione zasługi w wojnie z bolszewikami na wszystkich jej frontach. Warto też pamiętać, że liczebność armii organizowanej przez generała Dowbora-Muśnickiego i jego oficerów stale się zwiększała.

Wojska Wielkopolskie wystawiły łącznie 15 pułków piechoty i kadry dla czterech kolejnych, 3 pułki ułanów z kadrami dla kolejnego, 4 pułki artylerii lekkiej, 4 pułki artylerii ciężkiej, dywizjon artylerii konnej, 4 eskadry lotnicze, 2 bataliony saperów, 2 bataliony telegraficzne, a do tego wszelkie inne niezbędne oddziały pomocnicze, szpitale i lazarety polowe, intendenturę, kolumny samochodowe, poczty polowe, służby weterynaryjne itd. Do tego doliczyć należy również kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy starszych roczników, którzy weszli w skład Obrony Krajowej (następczyni Straży Ludowej z okresu powstania), stojącej na straży bezpieczeństwa Wielkopolski w czasie, gdy sformowane regularne Dywizje toczyły zaciekłe walki na froncie. Odpowiednie umundurowanie, wyekwipowanie i uzbrojenie tak licznego wojska, które musiało spełniać bardzo wymagające zadania na wielu frontach, było ogromnym wyzwaniem. Jego wykonanie było możliwe tylko dzięki niezłomnej pracy, systematyczności i ogromnemu doświadczeniu generała Dowbora-Muśnickiego i jego dawnych korpusowych oficerów. Po podpisaniu Traktatu Wersalskiego w czerwcu 1919 roku Wielkopolska, zdobyta i obroniona dzięki połączonym wysiłkom swoich obywateli oraz Dowborczyków, mogła stać się częścią odrodzonej Polski. Już wtedy zaczęto prowadzić prace nad stopniowym scaleniem Armii Wielkopolskiej z Wojskiem Polskim. Ostateczne scalenie nastąpiło jesienią 1919 roku. Niestety, w toku tego procesu systematycznie zaczęto spychać na boczny tor architekta wielkopolskiego militarnego potencjału, a większość korpusowych oficerów na najwyższych stanowiskach zastępować osobistościami wyznaczanymi przez Dowództwo Główne w Warszawie. Ostatnim ważnym zadaniem wojskowym, jakie dla odrodzonej ojczyzny wypełnił generał, było opracowanie planu rewindykacji fragmentów Wielkopolski oraz Pomorza przyznanych Polsce postanowieniami Traktatu Wersalskiego. Wtedy to po raz ostatni miał okazję towarzyszyć swoim ukochanym wielkopolskim pułkom podczas uroczystej defilady zorganizowanej 22 stycznia 1920 roku w przejętej w polskie posiadanie Bydgoszczy.

Wcześniej podane informacje świadczą o tym, że generał Józef Dowbor-Muśnicki w konflikt z obozem legionowym (piłsudczykami) popadł jeszcze w okresie „korpusowym”. Niestety, sytuacja w latach 1919-1920 zaogniała się i doprowadziła do zupełnego odsunięcia Dowbora-Muśnickiego od decyzyjnych stanowisk w armii. Proces ten był jednak dość złożony i warto rozpatrzyć go jako osobne zagadnienie, zasługujące na odrębny materiał. Najkrócej rzecz ujmując, na skutek rozmaitych zabiegów swoich przeciwników, generał w okresie najcięższych walk wojny polsko-bolszewickiej nie pełnił żadnej funkcji odpowiadającej jego kwalifikacjom i doświadczeniu i nie miał już nigdy więcej sposobności dowodzenia ani wpływu na organizację wielkopolskich jednostek, które tworzył od podstaw w bardzo ciężkich warunkach. Przypomnieć należy, że właśnie te sformowane pod okiem Dowbora-Muśnickiego żelazne wielkopolskie pułki odegrały istotną rolę w kluczowych dla odradzającej się Polski walkach z Ukraińcami i bolszewikami na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Podczas decydującej Bitwy na przedpolach Warszawy w sierpniu 1920 roku nie pozwolono mu kierować oddziałami, które stworzył, odsuwając go na margines, doprowadzając do decyzji o dymisji w roku 1920 i przedwczesnym przejściu w stan spoczynku. Smutnym faktem jest, że niestety mimo niezaprzeczalnych zasług generał nie doczekał się w okresie II Rzeczypospolitej żadnego polskiego odznaczenia – ani wojskowego, ani cywilnego, co widoczne jest na jednym z ostatnich zdjęć ukazujących go w mundurze. Na galowym uniformie generała Wojska Polskiego lewa strona klatki piersiowej, u innych przywódców wojskowych zwykle obwieszona wieloma wysokimi orderami, u naszego bohatera zwraca uwagę zupełną pustką.

Generał Józef Dowbor-Muśnicki, po doświadczeniach powstania i sukcesach organizacyjnych osiągniętych dzięki bardzo dobrej współpracy ze społeczeństwem wielkopolskim, zdecydował się właśnie z tym regionem związać swoje życie w wywalczonej niepodległej Polsce. Jesienią 1919 roku zakupił od Urzędu Osadniczego, przejęty po dawnych niemieckich właścicielach, majątek w Lusowie wraz z pałacem, niespełna 16 kilometrów na zachód od Poznania. Jak podawała ówczesna prasa, generał był pierwszym po odzyskaniu niepodległości osadnikiem, który przybył spoza Wielkopolski i postanowił w niej osiąść na stałe. W latach 1919-1925 generał sporadycznie dokupował nowe grunty do majątku. Ostatecznie w roku 1926 obejmował on ok. 238 ha, z czego niemal 99 ha zajmowały grunty rolne, a 33 ha lasy. Warto zaznaczyć, że własnością generała była również znaczna część (około 1/3) jeziora lusowskiego – woda stanowiła ok. 72 ha powierzchni majątku. Nowy właściciel tego malowniczego kawałka Wielkopolski odcisnął na nim wiele śladów, jednak najtrwalsze i najciekawsze jest nazewnictwo miejscowości, które dawniej wchodziły w skład jego majątku. W pierwszych latach ziemie należące do Dowbora-Muśnickiego znajdowały się na terenach kilku okolicznych gmin. Wiązało się to oczywiście z pewnymi niedogodnościami i komplikacjami natury administracyjnej czy skarbowej – dużo łatwiej było prowadzić rozmaite rozliczenia oraz kierować majątkiem znajdującym się na terenie jednego samorządu terytorialnego niż rozbitym. Emerytowany generał rozpoczął więc starania mające na celu wyłączenie wszystkich jego gruntów spod dotychczasowej przynależności administracyjnej, a następnie scalenie ich w ramach jednej gminy. W ten sposób miała powstać zupełnie nowa jednostka terytorialna, którą Józef Dowbor Muśnicki chciał nazwać Lechitowem – na cześć Korporacji Akademickiej „Lechia”, utworzonej 15 czerwca 1920 roku, działającej na Uniwersytecie Poznańskim. Generał jesienią 1921 roku, w uznaniu jego ogromnych zasług dla Wielkopolski i całego kraju, został uhonorowany godnością Ojca Korporacji. Wniosek reformy i nadania tej nazwy został niestety odrzucony przez władze wojewódzkie, ale generał nie przerwał swoich starań i ostatecznie 30 grudnia 1925 roku tereny jego majątku sformowano w jedną gminę o nazwie Batorowo. Nową nazwę Józef Dowbor-Muśnicki wybrał ze względu na inną Korporację Akademicką – „Batoria”, założoną w Wilnie przez byłych żołnierzy I Korpusu Polskiego w Rosji, w której to nadano mu tytuł filistra honoris causa. Częste wzajemne wizyty generała i korporantów należały do tradycji. Trzeba zatem mieć świadomość, iż gdy piszemy lub czytamy o Lusowie/Batorowie w okresie międzywojennym, chodzi właściwie o ten sam teren. Po II wojnie światowej przywrócono miejscowości, w której znajduje się pałac, pierwotną nazwę Lusowo, zachowując jednak nazwę Batorowo dla części dawnego generalskiego majątku położonej bardziej na wschód, bliżej Poznania. Pałac w Lusowie/Batorowie w okresie międzywojennym był miejscem wielu spotkań generała, nie tylko z korporantami. Warto zaznaczyć, że swojego byłego dowódcę regularnie odwiedzali również „Dowborczycy” oraz żołnierze wojsk wielkopolskich, wdzięcznie wspominający okres wspólnej służby i walki.

Kontakty te generał bardzo chętnie podtrzymywał i rozwijał, będąc wielkim zwolennikiem tworzenia i rozbudowy polskich stowarzyszeń i instytucji oraz życia kombatanckiego. Został dożywotnim honorowym prezesem Stowarzyszenia Dowborczyków „Ku Chwale Ojczyzny”, zrzeszającego dawnych żołnierzy I Korpusu Polskiego w Rosji. Jeden z oddziałów tego bardzo ważnego środowiska kombatanckiego znajdował się w Poznaniu. Świadectwem dużego znaczenia, prężnej działalności oraz wpływów prezesa był fakt przynależności Stowarzyszenia Dowborczyków do Federacji Międzysojuszniczej Byłych Kombatantów (Fédération interalliée des ancien combattants, FIDAC) – najważniejszej organizacji zrzeszającej byłych żołnierzy wojsk uznanych za część zwycięskiej Ententy. Z naszym głównym bohaterem w roku 1925 spotkał się nawet Thomas Miller, prezes FIDAC-u, podczas swojej wizyty w Poznaniu. Dowbor-Muśnicki dbał też o rozwój towarzystw zrzeszających byłych powstańców wielkopolskich. W 1922 r. został patronem Towarzystwa Powstańców i Wojaków im. gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego założonego w Rawiczu. Z kolei w 1924 roku został prezesem Generalnego Związku Towarzystw Powstańców i Wojaków Ziem Zachodnich Rzeczypospolitej Polskiej. Ta ożywiona działalność pokazuje nam, że pomimo swego rodzaju izolacji od wielkiej, ogólnopaństwowej polityki, generał pozostawał człowiekiem aktywnym, nie szczędząc wsparcia wielu inicjatywom, zarówno lokalnym, jak i w innych częściach Polski. Warto wspomnieć o tym, że był jednym z fundatorów szkoły podstawowej w Sandomierzu, której budowę rozpoczęto w latach 1919-1920. Dzięki pomysłowi i inicjatywie Dowbora-Muśnickiego w Warszawie stanął Pomnik Dowborczyków. Jego prywatne środki wspomagały także przedsięwzięcia w Wielkopolsce. Niejednokrotnie składał ofiary na cele dobroczynne. Był stałym uczestnikiem wszelkich wydarzeń upamiętniających powstanie wielkopolskie i jego bohaterów. Wiele pomników ku czci tamtych wydarzeń, fundowanych w miastach i miasteczkach całej Wielkopolski, było odsłanianych w obecności generała, który często zjawiał się w roli gościa honorowego. Bardzo interesujący jest również aspekt jego częstych wizyt w innych miastach w całej Polsce. Ze względu na rozległe znajomości oraz aktywność – przede wszystkim w Stowarzyszeniu Dowborczyków – generał regularnie odwiedzał największe miasta jak Wilno czy Warszawę. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż jako mieszkaniec Wielkopolski, którą sam wybrał jako swoją małą ojczyznę i nowy dom, pełnił funkcję swoistego łącznika pomiędzy Polską Zachodnią a Centralną i Wschodnią. W każdej z tych części spędził jakąś część swego życia, każdej poświęcił czas, wysiłek i krew, poznał podczas swojej długiej i ciężkiej służby Polaków z każdego zakątka rozdartego kraju, a w kluczowym okresie pierwszych lat istnienia niepodległej Polski wykorzystywał swoje doświadczenia i kontakty w celu jej umacniania.

Głos generała Dowbora-Muśnickiego, pomimo odsunięcia się od polityki, nadal był słyszalny w całym kraju. Artykuły, których pisaniu poświęcał wiele czasu w swoim nowym domu, drukowane były w prasie zarówno Poznańskiej, jak i ogólnopolskiej. Jego fachowe refleksje na tematy wojskowe, wyraziste polemiki i sprostowania przeczytać można w archiwalnych numerach m.in. „Kuriera Poznańskiego”, „Dziennika Poznańskiego”, jak również „Kuriera Warszawskiego”, a przede wszystkim zaś na stronicach kwartalnika „Placówka – Ilustracja Polska”, który był organem prasowym Stowarzyszenia Dowborczyków. Działalność publicystyczna najważniejszego mieszkańca Lusowa w pierwszych latach niepodległości obejmowała też publikacje wydawane nakładem Polskiego Stowarzyszenia Wydawniczego „Placówka”. Generał uczestniczył w powstawaniu m.in. trzytomowej serii „Krótki szkic do historii I-go Polskiego Korpusu”, która ukazała się w roku 1919. W późniejszych latach nasz bohater w zaciszu swojej wielkopolskiej posiadłości coraz więcej czasu poświęcał pracy publicystycznej i kronikarskiej, skupiając się na porządkowaniu ogromnej ilości materiału źródłowego dotyczącego historii i organizacji zarówno I Polskiego Korpusu w Rosji, jak i Wojsk Wielkopolskich, a także swego życia prywatnego. Owocem tej tytanicznej pracy, prowadzonej od samego zarania niepodległości, była pomnikowa autobiografia pt. „Moje wspomnienia” – choć wydana dopiero w roku 1935, to jej zręby z pewnością powstawały w lusowskim pałacu jeszcze w latach 1919-1923, czego świadectwem są wspominane już wcześniej drobniejsze publikacje i materiały prasowe.

Pierwsze lata niepodległości, pomimo odsunięcia od spraw wojskowych, były dla Józefa Dowbora-Muśnickiego czasem wytężonej pracy. Po spełnieniu wielkich obowiązków wobec ojczyzny musiał zadbać również o swoją rodzinę, którą sprowadził do Lusowa. Niestety, życie prywatne w nowym miejscu bardzo szybko naznaczone zostało tragedią, jaką była śmierć żony generała Agnieszki 10 sierpnia 1920 roku. Mimo trudności mężczyzna zdecydował się samotnie wychowywać czwórkę swoich małych dzieci. Burzliwe losy rodziny Dowbor-Muśnickich są jednak bardzo obszernym, skomplikowanym i niezwykle ciekawym zagadnieniem, zasługującym na osobne omówienie. Nie mogąc się spełniać w swoim wyuczonym i ukochanym fachu, generał poświęcił się bez reszty gospodarowaniu na swoim świeżo zakupionym majątku. Mimo iż wcześniej nie miał okazji nabyć doświadczenia w pracy na roli, bardzo szybko wprawił się w niej, uważając za jedno z najszlachetniejszych zajęć. Można uznać za symboliczne, że człowiek, który wywalczył wolność dla Wielkopolskiej ziemi, przez resztę swego życia uprawiał ją, korzystając z jej dobrodziejstw i zapewniając chleb innym. Ukuto nawet powiedzenie, iż Dowbor-Muśnicki jest „najlepszym agronomem wśród generałów i najlepszym generałem wśród agronomów”. Dawni podkomendni zarówno „korpusowcy”, jak i powstańcy wielkopolscy wyrażali się o nim jako o „Wodzu-oraczu”, czego świadectwa można napotkać w międzywojennej prasie. Powodem tego był fakt, że generał osobiście doglądał wszelkich prac w majątku i na polach, często samemu biorąc pług w ręce, aby prowadzić go po własnej ziemi. Gospodarstwo batorowskie zasłynęło jako jedno ze wzorowych w Wielkopolsce. Jego właściciel był bardzo otwarty na nowinki techniczne, wiele uwagi poświęcał stałemu ulepszaniu swej gospodarki – przeprowadził inwestycję melioracji okolicznych pól i łąk (nie tylko należących do siebie), dbał o jak najlepszą jakość stosowanych narzędzi i środków uprawy. Mimo iż jego majątek w porównaniu do innych w Wielkopolsce nie zaliczał się do dużych, był w stanie dzięki niemu utrzymać rodzinę i pałac. Swoje prywatne środki przeznaczał m.in. na organizację regularnych kursów nowoczesnego gospodarowania dla gospodarzy z Lusowa/Batorowa i najbliższej okolicy. W najcięższych okresach lat 20., kiedy Polskę dręczyły powtarzające się kryzysy ekonomiczne, generał Józef Dowbor-Muśnicki nie zwolnił żadnego ze swoich pracowników. Zaznaczyć należy, iż jedną z rzeczy, których generał nie tolerował i piętnował była kradzież. Wśród swoich pracowników oraz mieszkańców Lusowa/Batorowa miał opinię człowieka sprawiedliwego – kierował się zasadą: „Jeśli czegoś potrzebujesz, przyjdź i poproś – dam Ci. Ale nie kradnij”. Dodatkową ciekawostką i świadectwem ogromnego zaangażowania w lokalną gospodarkę rolną jest jego członkostwo w Radzie Naczelnej Związku Zawodowego Polskich Osadników Rolnych od roku 1927.

Chociaż generał nigdy nie uznawał siebie za polityka ani nie prowadził działalności w tym kierunku, już w czasie, gdy był odsunięty od zagadnień wojskowych, próbował swoich sił, startując w wyborach do Sejmu w roku 1922. Kandydował z list Stronnictwa Mieszczańskiego, które niestety nie osiągnęło sukcesu wyborczego. Generał nie uzyskał mandatu poselskiego. Nieco światła na kulisy tych wydarzeń rzucają materiały prasowe z tamtych czasów, m.in. artykuł z „Gazet Polskiej”:

Generał Dowbor-Muśnicki jest żołnierzem i jest rolnikiem, z mieszczaństwem nie ma nic wspólnego. Jeśli go się tedy stawia na listach, to jedynie dlatego, ażeby pociągnął za sobą głosy tych ludzi, co w generale Muśnickim cenią wielkiego patriotę i dzielnego żołnierza. […] Stronnictwo Mieszczańskie odbyło cały szereg wieców ze współudziałem p. generała Muśnickiego. Cieszymy się z tego, że zasłużonego człowieka nie spotkały na wiecach przykrości, przeciwnie, wyrazy uznania. A jednakowoż uznanie to tyczyło się jedynie osoby p. generała, a nie kierunku, do którego usiłuje się go wciągnąć.

Po tej krótkiej przygodzie z polityką generał ograniczył się do działań czysto ideowych. Nigdy nie krył swojego przywiązania do monarchizmu, sam siebie określał jako narodowca. W pierwszych latach niepodległości został patronem Organizacji Młodzieży Monarchistycznej, a od 1925 roku oficjalnie działał w zarządzie Poznańskiego Koła Wojewódzkiego Organizacji Monarchistycznej. Z jego inicjatywy w kolejnych latach powstało Zjednoczenie Monarchistów Polskich, które jednak zostało zdelegalizowane w sierpniu 1926 roku. Mimo to z działalnością polskich monarchistów, zwłaszcza w środowisku poznańskim, związany był już na stałe. Ciekawym wątkiem jest również stosunek Dowbora do zamachu majowego z 1926 roku. Mimo propozycji ze strony kół wiernych legalnemu rządowi, krytycznego stosunku do piłsudczykowskich zamachowców i gotowości do działania, ostatecznie generał nie zdecydował się na podjęcie radykalnych działań, nie chcąc ryzykować wybuchu wojny domowej. Tamte wydarzenia są jednak na tyle złożone i nieco wychodzą poza omawiany horyzont czasowy, zatem szczegółowo omówione zostaną w innym miejscu.

Józef Dowbor-Muśnicki gospodarując na batorowskim majątku, wykazywał pewne zacięcie i żyłkę biznesmena. Dzięki organizacyjnemu doświadczeniu i bogatej wiedzy wpadł na pomysł, aby wykorzystać naturalne walory wybrzeży jeziora lusowskiego, które nawet dzisiaj, tak jak 100 lat temu, cieszą się ogromnym zainteresowaniem plażowiczów i turystów. Na należących do siebie terenach utworzył „Letnisko Batorowo”. Punktem centralnym była Willa Bosfor, znajdująca się tuż obok pałacu, w której mogli zatrzymywać się letnicy. Do dyspozycji mieli piękne wiejskie tereny, lasy, a przede wszystkim doskonale utrzymane kąpielisko, sprzęty wodne, takie jak łódki, kajaki, żaglówki oraz inną infrastrukturę sportowo-rekreacyjną. Do naszych czasów zachowały się reklamy tego kurortu, które doskonale obrazują, jak atrakcyjną bazę turystyczną stworzył emerytowany generał. Batorowo było miejscem wypoczynku nie tylko długoterminowego, dla gości z odległych stron, ale również doskonałym celem weekendowych wypadów dla mieszkańców Poznania i innych wielkopolskich miast i miasteczek. Nawet przy tej rozrywkowej działalności Dowbor-Muśnicki nie omieszkał wykorzystać sposobności do wspierania środowisk młodzieżowych i patriotycznych. Przystań lusowska była miejscem regularnych zlotów poznańskiej drużyny harcerskiej „Wilki Morskie”. Generał żeglował z młodzieżą po swoim jeziorze, był gościem na ich ogniskach, dzieląc się swoimi wojennymi opowieściami, a gdy nadchodziła zima, przechowywał na terenie swojego majątku harcerski sprzęt wodny. Z pewnością tego typu inicjatywy miały bardzo pozytywny wpływ na kształtowanie lokalnej ekonomii wielkopolskiej prowincji i uatrakcyjnienie jej nawet dla mieszkańców, a także turystów.

Jak już wspomniano, bogaty życiorys generała zawiera materiał na obszerne opracowania. W latach 30., które leżą nieco poza ramami czasowymi tego materiału, ten wielki Polak i żołnierz przeprowadził wiele ważnych inicjatyw, których owoce możemy podziwiać do dzisiaj. Niestety, to pasjonujące, pełne historycznych wydarzeń życie Józefa Dowbora-Muśnickiego zakończyło się wieczorem 26 października 1937 roku – dzień po 70. urodzinach. Po powrocie z podróży do swego pałacu generał zmarł, najprawdopodobniej na zawał serca. Wieść o śmierci bohatera bardzo szybko rozniosła się po całej Polsce, budząc szczególne poruszenie w Wielkopolsce, która była jego domem przez 18 lat, i której najwięcej serca poświęcił. Pogrzeb generała odbył się w sobotę 30 października. W uroczystości uczestniczyły setki osób – weterani powstania wielkopolskiego, Dowborczycy, sąsiedzi oraz zwykli Wielkopolanie, chcący oddać hołd swemu bohaterowi. Pomimo iż w ostatniej woli generał prosił o pogrzeb bez honorów wojskowych, oddziały poznańskiego garnizonu asystowały przy uroczystościach zgodnie z ceremoniałem. Po Mszy Świętej w lusowskim kościele trumnę z jego ciałem przeniesiono w kondukcie na parafialny cmentarz i złożono w grobowcu obok żony. Tam spoczywa do dziś, znacząc swój nierozerwalny związek z Lusowem i całą Wielkopolską – tak za życia, jak i po śmierci.

Bibliografia:

  • Bauer P. „Generał Józef Dowbor-Muśnicki 1867-1937” Poznań 1988;
  • Dowbor Muśnicki J. „Moje wspomnienia” Poznań 2014;
  • „Krótki szkic historii I-go Polskiego Korpusu” red. J. Dowbor Muśnicki, t. I-III, Warszawa 1919;
  • Muszyński W. „Białe Legiony 1914-1918. Od Legionu Puławskiego do I Korpusu Polskiego” Warszawa 2018;
  • Muszyński W., Sierchuła R. „Generał Józef Dowbor-Muśnicki 1867-1937” Warszawa 2019;
  • „Placówka – Ilustracja Polska” r. 1919-1921, 1934-1937.

Autor: Maciej Elantkowski

Skip to content