Bracia Stabrowscy

Wielkopolski przemysł zapałczany nie doczekał się jeszcze szerszego opracowania. A przecież znaczenie zapałek w XIX i na początku XX wieku było dla funkcjonowania społeczeństwa tak duże, że ich wytwarzanie władze w wielu krajach zdecydowały się objąć monopolem. Nic w tym jednak dziwnego. Oswojenie ognia, zaprzęgnięcie jego destrukcyjnej mocy do pracy na pożytek ludzi, to moment, w którym narodziła się ludzkość. Rozpalanie płomieni było trudne. Jednak ludzka pomysłowość i spostrzegawczość i na tym polu odnotowywały stały postęp… Proces krzesania ognia został ostatecznie odczarowany wraz z wynalezieniem zapałek, pierwszego z powszechnie dostępnych sposobów błyskawicznego rozpalania żaru. Dzieła tego dokonał w 1826 roku angielski aptekarz John Walker. Nie był to produkt identyczny ze współczesnym. Idea drzazgi drewnianej nasączonej łatwopalną substancją i zapalaną poprzez pocieranie zachęciła innych do eksperymentów. Już w 1833 roku na rynku pojawiły się zapałki fosforowe (zwane popularnie zapałkami Lucyfera lub promieniem Prometeusza). Ich produkcja była jednak bardzo niebezpieczna i w niektórych krajach całkowicie jej zakazano, ponieważ robotnicy chorowali masowo na choroby szczęk i zębów, ropienie i gnicie zębów, próchnienie kości. 

Pierwsze zapałki w formie prawie identycznej z tą, jaką posługujemy się współcześnie, tak zwane zapałki szwedzkie, które przyjęły się powszechnie w całej Europie, wyprodukował w 1855 roku, na podstawie własnego patentu, Szwed J. E. Lundström. Ten produkt miał już znaczny wpływ na funkcjonowanie gospodarstw domowych i zachowania społeczne. Wkrótce też okazało się, że bez nich nie sposób normalnie funkcjonować.

Przed I wojną światową rynek Prowincji Poznańskiej w zapałki zaopatrywały firmy niemieckie. Na terenie prowincji nie było żadnej takiej fabryki. Wybuch powstania wielkopolskiego całkowicie odciął ten kierunek dostaw. Co prawda, po ustabilizowaniu się sytuacji wojennej i zawarciu rozejmu w Trewirze wymiana handlowa została w ograniczonym zakresie wznowiona, jednak nie powróciła do normalnej. Ogromne potrzeby nie były zaspakajane. Wielkopolska sprowadzała zapałki również ze Szwecji. Sytuacja zaopatrzeniowa była jednak bardzo niestabilna z powodu braku dewiz.

Po pierwszej wojnie światowej rodzimi polscy przedsiębiorcy szybko zapełniali lukę powstałą po  opuszczających Polskę biznesmenach innych narodowości. Poszukiwali także możliwości inwestycyjnych w tych dziedzinach, które do tej pory były obsługiwane przez import. Do tych gałęzi przemysłu, które po odzyskaniu niepodległości zdawały się najważniejszymi dla uniezależnienia się od zagranicy, należał niewątpliwie przemysł zapałczany. Wielkopolska posiadała doskonałe warunki do rozwoju w tym kierunku przede wszystkim dzięki sporym zasobom drewna.

W roku 1919 bracia Stabrowscy założyli w Poznaniu Pierwszą Wielkopolską Fabrykę Zapałek Braci Stabrowskich. Budowa fabryki przy ulicy Wenecjańskiej 10 trwała przez rok na podstawie zezwolenia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu, który 1 lipca 1920 roku ustalił m.in. następujące warunki zabudowy:

że komin odprowadzający dym będzie miał przepisaną wysokość; wszelkie odpływy winny zostać skierowane do kanalizacji miejskiej a zabezpieczyć się należy przeciwko temu, by żadne odpływy nie dostawały się wprost do obok płynącej Warty; większe ilości kali chloricum, które łatwo eksplodują winny być ubezpieczone przeciwko eksplozji, do fabrykacji zapałek nie wolno na mocy prawa z dnia 10.5.1903 (dz. ust. Rzeszy str. 2017) użyć białego i żółtego fosforu; ubikacje (zabudowania) fabryczne, w których wolno przechowywać materiały i chemikalia potrzebne na 1 dzień do fabrykacji, również ubikacje przeznaczone na pomieszczenie automatów względnie przewidziane do fabrykacji ręcznej zapałek, tj. maczanie i suszenie tychże itp. winny być wykonane z materiałów ogniotrwałych; wszelkie pracownie, w których wykonuje się zapałki, pudełka, pakuje gotowy towar winny mieć okna do otwierania w celu dobrego przewietrzenia; schody prowadzące do wszystkich pięter budynku winny być z materiału ogniotrwałego, wygodne, łatwo dostępne. Drzwi tychże powinny otwierać się na zewnątrz pracowni. Oprócz schodów środkowych przewidziane być winny wyjścia ratunkowe, dostępne również z wszystkich pięter. W ubikacjach parterowych, w których znajdować się będą automaty, znajdować się winny wyjścia wprost na podwórze; na każdym piętrze znajdować się winny co najmniej 2 przyrządy do gaszenia pożarów; dla robotników winny być urządzone ubikacje wolne od pyłu ze stołami, ławkami, wystarczającą ilością szaf, przyrządem do mycia z wodociągami i odlewem; dostateczna ilość ustępów powinna znajdować się w pobliżu pracowni. Ustępy te sprostać winny wszelkim wymaganiom higieny. Podczas ciemności powinny być dostatecznie oświetlone, a drzwi do nich powinny dać się zamykać; w fabryce znajdować się winna apteczka z opatrunkami w razie wypadku; wszelkie przyrządy ochronne winny być przyprawione przy maszynach przed uruchomieniem tychże; składnica specjalna wykonana być winna z materiału ogniotrwałego z sufitem sklepionym; wyjście ze specjalnej składnicy znajdować się winno od strony podwórza, a nie od strony fabryki; ubikacji znajdujących się nad składnicą nie wolno zamieszkiwać; instalacje elektryczne tak w fabryce, jak w składnicy winny być przynajmniej raz w roku badane przez rzeczoznawcę i [protokół] rewizji jego spisany i potwierdzony […].

Nie udało mi się odnaleźć zdjęć tego obiektu. Budynek był jednak okazały. Miał 5 pięter i 50 metrów długości. Obok mieścił się 3-piętrowy budynek z magazynami. Zainstalowano bardzo nowoczesne i wydajne urządzenia. Pokonując liczne początkowe przeszkody natury technicznej, fabryka szybko rosła. Do zarządzania techniczną stroną procesu wytwórczego zaangażowano fachowca sprowadzonego z Czech. Dzięki temu dość szybko uzyskano produkt dobrej jakości. Na potrzeby produkcyjne skupowano odpowiednie drewno: osikowe i topolowe. Najstarsze z odnalezionych ogłoszeń pochodzą końca z 1920 roku.

Jeszcze w lutym 1921 roku poszukując 100 dziewcząt w wieku od 14 do 17 lat do pakowania zapałek, firma ogłasza się jako Fabryka braci Stabrowskich. W maju 1921 roku władze fabryki przekazały na rzecz Komitetu Obrony Śląska 5 tysięcy pudełek zapałek do sprzedaży podczas Pierwszego Targu Poznańskiego. Na przeszkodzie jej dynamicznego rozwoju stał jednak brak kapitału. W jego poszukiwaniu wielu potencjalnie atrakcyjnych ekonomicznie przedsięwzięć przekształcało się w spółki akcyjne i pozyskiwało kapitał od akcjonariuszy. Podobną drogę rozwoju wybrali bracia Stabrowscy. Jako spółka akcyjna firma Braci Stabrowskich została zorganizowana ze sporym rozmachem. Kapitał założycielski określono na 40 mln marek, planowane zatrudnienie zaś na 300–350 osób. Jako spółka akcyjna firma funkcjonowała od połowy 1921 roku. Inercja pracy sądów rejestrowych była wówczas ogromna, działalność została wpisana w Rejestrze Handlowym w dziale B pod nr 497 dopiero 29 grudnia 1921 r. Czytamy w nim:

kapitał zakładowy wynosi 40.000.000 i jest podzielony na 40.000 akcji tysiącmarkowych na okaziciela (niestety nie znamy wizerunku tych papierów). Z tych akcji wydano: 17.000 po kursie nominalnym, a 23.000 po kursie 120%. Dzierżawca majątku Zygmunt Stabrowski z Wygody w powiecie gostyńskim wniósł do towarzystwa funkcjonujące  przedsiębiorstwo składające się  z nieruchomości w Poznaniu przy ulicy Wenecjańskiej 10 zapisanej w księdze hipotecznej Poznań Chwaliszewo karta 104 ze znajdującą się tam fabryką zapałek pod firmą: Pierwsza Wielkopolska Fabryka Zapałek Braci Stabrowskich, jawna spółka handlowa w Poznaniu z całym urządzeniem, maszynami, materiałami, prawem do firmy etc. W zamian za to otrzymał 35.000.000 w tym 17.000.000 w akcjach po kursie nominalnym, a 18.000.000 w gotówce. Koszty założenia firmy wyniosły: 2.783.795 marek. Założycielami firmy są: Bank Kwilecki Potocki i Ska. T.A. w Poznaniu, Zygmunt Stabrowski, Edward Rożyński, Władysław Bratkowski i Seweryn Ozdowski – wszyscy z Poznania. Zarząd towarzystwa stanowią: fabrykant Zygmunt Stabrowski i inżynier Leon Stabrowski z Bydgoszczy. Do rady nadzorczej należą: dyrektorzy banku Stanisław Waszyński, Kazimierz Paluch i Edward Rożyński – wszyscy z Poznania, prezydent ziemstwa kredytowego Dobrogost Lossow z Poznania, dzierżawca Edward Stabrowski z Gądek, naczelnik wydziału Wincenty Staśkiewicz z Poznania, profesor Władysław Bratkowski i lekarz dr Czesław Ganowicz – obaj z Poznania, właściciel ziemski Tadeusz Buczyński z Dziećmierowa, inż. Mieczysław Kwaśniewski z Borku, dyrektor dóbr Seweryn Ozdowski z Ujazdu, dr Zygmunt Głowacki i Kazimierz Chrzanowski – obaj z Poznania, Stanisław Szyfter z Koszkowa oraz właściciel fabryki Donat Stabrowski z Poznania
(Kurier Poznański, 26 października 1922 r., Nr 246, Rok XVII).

Jak widać, przy okazji bracia Stabrowscy uzyskali gotówkę dla zaspokojenia wierzytelności powstałych w związku z budową, dyskontując przy tym sukces poprzez zasiadanie w organach firmy i uzyskanie bezpośredniego wpływu na jej zarządzanie.

Na potrzeby produkcji fabryka kupowała wówczas przede wszystkim drewno osikowe oraz topolowe i lipowe, później także olszowe i sosnowe. W tym czasie na rynku drewna doszło jednak do sporych zawirowań. Miał miejsce masowy wykup drzewa osikowego przez zagraniczną konkurencję, co pociągnęło za sobą niedotrzymywanie przez dostawców przyjętych zobowiązań. Sytuacji nie ułatwiał rząd, który poszukując dewiz, zaniechał działań na rzecz ochrony rynku wewnętrznego. W tej sytuacji w fabryce opracowano metodę pozwalającą zastąpić drzewo osikowe specjalnie spreparowaną sośniną. W marcu 1922 r. ukazały się pierwsze ogłoszenia w związku z wnioskiem zakładu na udzielenie konsensusu na  budowę normalnotorowej bocznicy kolejowej do zakładu od toru łączącego stację Tama Garbarska z Gazownią. Po zrealizowaniu inwestycji (od strony Warty na dawnym Świńskim Tragowisku) powstała bocznica kolejowa, która pozwalała na szybkie i bezpieczne dostawy surowca oraz wywóz gotowego produktu.
Relacjonujący pierwsze Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, które odbyło się 25 marca 1922 roku, sprawozdawca pisał:

Przedsiębiorstwo w pierwszym roku przechodziło okres organizacyjny. Rozwój utrudniały opóźnienia w dostawach precyzyjnych maszyn oraz problemy z pozyskiwaniem drewna. Pomimo tych niekorzystnych warunków zakład wypracował 7.827.977 marek zysku, wobec czego zarząd zaproponował wypłatę 15% dywidendy od 40.000.000 kapitału.

Żeby widoki na dalszy rozwój zakładów urealnić, zatrudniono w poznaniu doskonałego fachowca, długoletniego kierownika technicznego fabryki zapałek w Mszczonowie, pana Tomaszewskiego. Zakłady bardzo szybko rosły. W sierpniowych dziennikach odnajdujemy ogłoszenia o naborze do lekkiej pracy 200 dziewcząt w wieku od 14 do 16 lat. We wrześniu tego samego roku rozpoczęto starania o notowanie papierów spółki na giełdzie poznańskiej. W tym celu w poznańskich gazetach opublikowano prospekty zakładu. Poznaniacy cieszyli się, iż dzięki konkurencji na rynku zapałek cena pudełka z 60 zapałkami od Braci Stabrowskich spadła do 26 marek polskich, w sytuacji, gdy za nędzne kopcące szwedzkie trzeba było nie tak dawno płacić 36-40 marek polskich. Przedstawiciel Polskiego Związku Fabrykantów Zapałek, Henryk Rewkiewicz, przewidywał, że w 1922 roku trzy wielkopolskie fabryki wyprodukują 28 tysięcy skrzyń, w każdej po 5 tysięcy pudełek, a w pudełku 60 sztuk zapałek, co da razem 8 mld 400 mln zapałek,  które trzeba będzie gdzieś sprzedać. Być może na Braci Stabrowskich przypadała nawet połowa tej produkcji. Fabryka szukała rynków zbytu w Wielkopolsce i poza nią. Ogłaszała się w gazetach ogólnopolskich, brała udział w Targach w Poznaniu.
Rozwój zakładu przerwał wielki pożar, który strawił fabrykę zapałek w Poznaniu 25 kwietnia. Straty były bardzo poważne. Pastwą płomieni padły urządzenia maszynowe i techniczne, a budynek fabryczny uległ zupełnemu zniszczeniu. Po trzygodzinnej akcji ratunkowej pożar zdołano zlokalizować. Tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi straży pożarnej udało się uchronić od ognia gmach sąsiedniego magazynu pełnego łatwopalnych substancji. W fabryce zatrudnionych było około 900 osób, przeważnie dziewczęta. Wiele z tych osób utraciło odzież na zmianę przechowywaną w szatni. Pożar wybuchł w momencie, kiedy polski przemysł zapałczany radził sobie coraz lepiej. Potrzeby rynku wewnętrznego były już w pełni zaspokojone. Podjęto eksport, który wkrótce osiągnął 35% całej produkcji. Na światowy rynek zapałek wkroczył nowy gracz. Polska zaczęła jednak naruszać na rynkach światowych interesy szwedzkiego trustu zapałczanego, który pomimo konieczności importu surowców był najwyżej zaawansowany technologicznie ze wszystkich. Inżynierowie szwedzcy postawili przemysł zapałczany na bardzo wysokim poziomie technologicznym. To zderzenie interesów miało dramatyczny finał. Szczególnie że potencjał finansowy pozostawał w ogromnej dysproporcji. Cały szwedzki przemysł zapałczany ujmował wówczas w karby organizacyjne i finansowe król zapałek Ivar Kreuger. Z jego inicjatywy powstała w roku 1917 „Svenska Tändsticks Aktiebolaget” (Szwedzka Akcyjna Spółka Zapałczana). Jego firma rozpoczęła działalność z kapitałem akcyjnym wynoszącym 45 milionów koron szwedzkich, niebawem dołączyło do niej kilka innych fabryk zagranicznych. Eksport ze Szwecji ruszył z kopyta. 
Tej ofensywie Kreugera tamę położyły cła ochronne kolejno wprowadzane przez poszczególne państwa. Popyt na szwedzkie zapałki drastycznie zmalał, koncern zaczął się chwiać. Wydawało się, że jedynym sposobem ekspansji będzie wykup zakładów w poszczególnych krajach. Kreuger był człowiekiem nie tylko bardzo zachłannym, ale przede wszystkim niezwykle kreatywnym i świetnie rozumiejącym naturę człowieka. Wymyślił więc trzecią metodę ekspansji rynkowej – pożyczka dla rządów w zamian za oddanie monopolu zapałczanego w jego dzierżawę. Żeby zapewnić sobie stały dostęp do dużych sum pieniędzy, wszedł w 1922 roku we współpracę z bankiem „Higginson&Co”, a rok później utworzył w Stanach Zjednoczonych „International Match Corporation”. Ze strony amerykańskiej do IMC weszły takie tuzy finansowe jak: Rockefeller, „International City Co.”, „Guarantee Trust Co.”, „Bank Lee Higginson”, „Bank Dillon, Read&Co”, firmy Clark Dodge, Brown Brothers. W tym samym roku wysłannicy trustu pojawili się w Polsce, którą traktował jako przyczółek do dalszej ekspansji, zwłaszcza że rynek kapitałowy był tu słaby, a potrzeby państwa ogromne. To w Polsce miała zostać zawarta pierwsza pożyczka dla rządu oraz pierwsza umowa o eksploatację monopolu państwowego. Miała ona stanowić lewar w jego dalszej ekspansji kapitałowej. Wybór padł na  Polskę, także dlatego, że  kraj dysponował wszystkimi atutami do produkcji zapałek: rosła tu osika – drzewo idealne, były komponenty chemiczne, tania siła robocza, brak kapitałów na rozwój produkcji. Z punktu widzenia Kreugera idealny klimat dla sukcesu stwarzała inflacja i chwiejne rządy, a zwłaszcza skłóceni posłowie oraz urzędnicy niepewni swoich posad za to posiadający coraz silniej rozbudzane potrzeby przy jednoczesnym niezbyt sztywnym kręgosłupie moralnym. Bogactwo Kruegera i jego możliwości były niemal mityczne, a bezczelność przysłowiowa. Metody działania Ivara Kreugera opierały się na kilku filarach i do czasu były niezmiernie skuteczne. Podstawę zawsze stanowiły wywiad i dotarcie do osób decyzyjnych. Równolegle wynajęci przez szwedzkiego potentata dziennikarze prowadzili kampanię wizerunkową, której celem było zdobycie zaufania sfer rządowych, przemysłowych oraz potencjalnych drobnych inwestorów, kupujących akcje, których trzeba było utwierdzić w przekonaniu, iż papiery kreugerowskie są bardziej bezpieczne niż obligacje państwowe. W stosunkach z urzędnikami Kreuger skutecznie wprowadzał w życie niemiecki aforyzm: „kleine Geschenke erhalten die Freundschaft” (drobne prezenty podtrzymują przyjaźń). W Polsce w życzliwość urzędników zainwestował podobno 2 miliony dolarów, co wyszło na jaw po samobójczej śmierci finansisty w 1932 roku. Niestety rząd polski nigdy nie podjął próby wyjaśnienia tego faktu z komisją śledczą działającą w Sztokholmie. Poza działaniami miękkimi, mającymi stworzyć klimat do podjęcia decyzji przez władze o wprowadzeniu monopolu, podejmował także bardzo agresywne kroki, mające na celu podważenie ekonomicznych podstaw bytu istniejących fabryk. (Na przykład w 1923 roku Kreuger wykupił 100% akcji największej fabryki zapałek w Polsce – „Silezji” w Czechowicach – i zaczął sprzedawać wyroby po cenach dumpingowych, poniżej kosztów produkcji. Jednocześnie czynił starania o przejęcie pozostałych fabryk).

Chociaż straty powstałe w fabryce braci Stabrowskich wskutek pożaru szacowano na ponad 3.000.000.000 marek i były one ubezpieczone tylko w niewielkim procencie, zakład bardzo szybko uruchomiono ponownie. 

Pomimo nieszczęścia pożaru na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy, odbytym 7 maja 1923 roku, postanowiono wypłacić 6% dywidendy i 94% super dywidendy. Obroty firmy wzrosły bowiem bardzo znacznie – do 987.166.876 marek wobec 60.983.087 rok wcześniej. Osiągnięty zysk pozwolił na zupełne zamortyzowanie maszyn, urządzeń i wszystkich innych ruchomości, i środków transportu w tym bocznicy kolejowej na 1 markę. Nieruchomości figurowały w bilansie niewielką kwotę 3.742.000. Pomimo tych odpisów czysty zysk wyniósł 96.022.194. Dodatkowo na cele społeczne przeznaczono 12.000.000 marek. Już w czerwcu fabryka była ponowne w ruchu uruchomiona wyłącznie ze środków własnych. Produkcja, jak donosiły gazety, nie tylko osiągnęła wcześniejszy poziom, ale nawet została zwiększona. 

Zagrożenie ze strony koncernu Kreugera było postrzegane jako bardzo realne. Jedyną drogą do powstrzymania jego zakusów było wzmocnienie polskich przedsiębiorstw. Dlatego powołano Zjednoczone Polskie Fabryki Zapałek. Stało się to w dniu 22 września na odbytym pod przewodnictwem mecenasa Antoniego Jurkowskiego Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy firmy „Błonie” Sp. Akc. Przemysłu Zapałczanego i Drzewnego. Jak czytamy w sprawozdaniu:

Dyrektor Henryk Rewkiewicz zawiadomił zebranych o dokonanej fuzji dwóch fabryk zapałek: »Mszczonów« i »Bracia Stabrowscy« z Tow. Akc. »Błonie«, dzięki czemu utworzyło się jedno z największych Towarzystw Przemysłu Zapałczanego w Polsce pod wyżej podaną nazwą, którego produkcja obecnie wynosić będzie około 40 proc, ogólnej produkcji zapałczanej w Polsce. Towarzystwo ma na celu jak największe rozwinięcie eksportu zagranicę, do czego może się przyczynie nie zawsze obecnie przestrzegany przez nasze czynniki rządowe zakaz wywozu drzewa osikowego. Utrzymanie tego zakazu pozwoli krajowym fabrykom zapałczanym zdobycie i utrzymanie tak potrzebnych dla kraju rynków zagranicznych.

Ze względu na dokonaną fuzję Walne Zgromadzenie Towarzystwa „Błonie” postanowiło podnieść kapitał zakładowy do trzech miliardów. Do Zarządu Tow. „Zjednoczonych Polskich Fabryk Zapałczanych” dokooptowano z Zarządu Fabryki „Mszczonów” Panów: Wacława Nowakowskiego, Piotra Wacława Czerskiego, Władysława Rawkiewicza, Sławomira Horbowskiego i z Zarządu Towarzystwa Akcyjnego „Bracia Stabrowscy”: Zygmunta Stabrowskiego i Stanisława Tarnowskiego. Było to tak ważne wydarzenie, że poświęciła mu uwagę cała polska prasa. Dziennik Bydgoski pisał:

Jedną z najbardziej rozwijających się gałęzi przemysłu naszego jest przemysł zapałczany, który przed wojną nie pokrywał nawet zapotrzebowania krajowego. Dziś zaś doszedł do takiego stopnia rozwoju, że nie tylko wystarcza na potrzeby krajowe, ale nadprodukcję eksportuje za granicę. Dzisiejszą produkcję naszego przemysłu oszacować można na 200 tys. skrzyń, po 5 tysięcy pudełek każda. Polska wysyła zapałki do krajów zachodnich i na Bałkany, mimo że ma poważną konkurencję zagraniczną w postaci wszechświatowego trustu z przemysłem szwedzkim na czele. Ażeby utrzymać ten eksport, przemysł zapałczany w Polsce musi dążyć do stworzenia odpowiednio silnej jednostki wytwórczej, która tak pod względem organizacyjnym, jak przystosowania się do rynku zewnętrznego mogłaby sprostać zadaniu.

Natomiast w relacji z dziennika katowickiego czytamy:

Kapitał zaangażowany w tych przedsiębiorstwach jest czysto polski. Zatrudniają one przeszło 1700 robotników, nie licząc personelu biurowego, wytwórczość zaś połączonych trzech przedsiębiorstw przekracza jedną trzecią całej produkcji naszego przemysłu zapałczanego (Polska posiada 10 przedsiębiorstw tego rodzaju), tj. przeszło 80 tysięcy skrzyń. Dążeniem zjednoczonych obecnie fabryk jest eksportowanie około połowy całej produkcji. Podjęte w tym kierunku próby dały nader pomyślne wyniki. Zjednoczone fabryki wysyłają swój towar nie tylko do Anglii, Danii i Holandii, ale objęły połowę dostawy dla monopolu rumuńskiego. Ma to tę dodatnią stronę, że precyzują produkcję, gdyż zagraniczni odbiorcy, zwłaszcza w Anglii są ogromnie wybredni, a nadto sprowadza do kraju znaczną ilość walut obcych, co znów wpływa dodatnio na nasz bilans płatniczy. Rezultaty byłyby znacznie poważniejsze, gdyby zakaz wywozu podstawowego surowca, jakim jest osika, był skrupulatniej przestrzegany. Kapitał zakładowy nowej Spółki akcyjnej wynosi 3 000 000 000 podzielony na 3.000.000 akcji bezimiennych po 1000 mk. każdą. […] Wobec licznie zgromadzonych przedstawicieli, polskiego przemysłu i handlu, prasy oraz członków zarządu i pracowników sfuzjonowanych przedsiębiorstw odbyło się uroczyste poświęcenie nowego lokalu zarządu Spółki w Warszawie, przy ulicy Brackiej nr 23. Ceremonii poświęcenia dokonał ks. prefekt Pyzowski, który wygłosił też przemówienie okolicznościowe. Następnie odbyło się krótkie zebranie towarzyskie, na którem wygłoszono szereg przemówień. Pierwszy wzniósł toast dyr. W. Nowakowski, który zakończył apelem do zebranych, ażeby popierali przemysł krajowy. Z racji poświęcenia lokalu Zarządu nowej spółki właściciele sfuzjonowanych przedsiębiorstw na rzecz głodnych dzieci złożyli na ręce Prezydentowej Wojciechowskiej 1 000 000 000 mk. Pamiątkowe zdjęcia dokonał p. Różewicz.

Niestety w sprawie połączenia trzech spółek nie wszyscy kierowali się tymi samymi pobudkami. Głową tego przedsięwzięcia był wspomniany wcześniej Henryk Rewkiewicz – analityk, znawca przemysłu zapałczanego, współwłaściciel fabryki w Błoniu. Niestety był on także głównym optantem na rzecz wejścia w ścisły alians z Ivarem Kreugerem, o czym pisał w prasie fachowej od 1922 roku. To on wyciągnął pomocną dłoń do właścicieli zniszczonej przez pożar fabryki w Poznaniu, by następnie przekazać ich zakład elegancko na tacy Szwedowi, w zamian za dwie lukratywne posady dla siebie w przedsięwzięciach organizowanych przez trust. Tymczasem w odbudowanym zakładzie produkcja szła w normalnym trybie. 

Ukazywały się ogłoszenia w prasie, a nawet zachowała się etykieta zapałczana z tego okresu, która trafiła do zbiorów Muzeum Zapałek w Bystrzycy Kłodzkiej. Fabryka pracowała pełną parą, reporter odnotował zaś wypadek, który wydarzył się między Tamą Garbarską a Mostem Tumskim. Osunął się tam nasyp toru kolejowego.

Przejeżdżający w chwili opadania nadmokłej ziemi pociąg towarowy z transportem drzewa do fabryki zapałek »Bracia Stabrowscy« wtoczył swoim ciężarem relsy, około 1 ½ metra w głąb ziemi. W otwór wpadła lokomotywa i 4 wagony. Kierownik lokomotywy wyskoczył i dzięki temu nie odniósł poważniejszego szwanku.

Wobec fuzji przedsiębiorstw w rejestrze handlowym przy nr 497 – Pierwsza Wielkopolska Fabryka Zapałek Braci Stabrowskich Towarzystwo Akcyjne w Poznaniu dnia 4 kwietnia 1924 r. zapisano:

na podstawie uchwał walnego zgromadzenia akcjonariuszy odbytego dnia 17 lipca 1923 r. jako też akcjonariuszy pozostałych towarzystw zawierających umowę fuzji postanowiono, wobec przystąpienia do fuzji Towarzystwo samodzielne zlikwidować. Likwidatorami wyznaczono: Zygmunta Stabrowskiego, Mieczysława Kwaśniewskiego i Stanisława Tarnowskiego.

Niestety okazało się, że raczkująca gospodarka rynkowa nie jest w stanie sprostać sile ciemnych machinacji. Spekulacyjna działalność koncernu „International Match Corporation” Ivara Kreugera stała się na tyle dokuczliwa dla gospodarki Polski, że w lipcu 1925 r. Sejm wydał ustawę o utworzeniu Polskiego Monopolu Zapałczanego. W wyniku realizacji tej ustawy 10 fabryk zapałek zostało upaństwowionych. W tym czasie mamy do czynienia z dziwnymi zbiegami okoliczności, zaskakującą efektywnością decyzyjną urzędników i festiwalem przychylności dla szwedzkiego biznesmena. Ministerstwo Kolei, chcąc przyjść z pomocą polskim firmom przemysłowym i handlowym, 1 maja 1924 roku wprowadziło specjalne ulgi, między innymi dla przewozu drzewa osikowego dla fabryk zapałek. Tylko że w międzyczasie Kreuger wykupił akcje w całości lub wszedł w posiadanie znaczącego ich pakietu wszystkich fabryk zapałek w Polsce, przejmując nad nimi 100% kontrolę. Co więcej, natychmiast ograniczył ich ilość, a tym samym zdolności produkcyjne całości. W Wielkopolsce zlikwidował od razu fabrykę „Iskra” w Poznaniu. Jednocześnie finansista prowadził w Ministerstwie Skarbu rozmowy na temat zasad wprowadzenia monopolu zapałczanego przez państwo i wydzierżawienia tego monopolu trustowi szwedzkiemu. Monopole zapałczane funkcjonowały we Francji, Rumunii, Grecji i Turcji, wkrótce miała wprowadzić go Litwa. Samo wprowadzenie monopolu wywoływało w kręgach gospodarczych ogromne emocje. Temperatura zaś dyskusji nad celowością jego dzierżawy Kruegerowi osiągnęła wrzenie. Wszystko to na nic. W tych negocjacjach Rząd Polski reprezentował dyrektor Departamentu w Ministerstwie Skarbu, doktor Marian Głowacki, który to stanowisko objął w 1923 roku. Przyjechał prosto z Poznania, gdzie pełnił funkcję dyrektora Urzędu Organizacji Pożyczki Państwowej, a wcześniej kierownika Urzędu Skarbowego. Smaczku całej transakcji dodaje fakt, że Marian Głowacki nie tylko pełnił funkcję akcjonariusza Pierwszej Wielkopolskiej Fabryki Zapałek, a potem Zjednoczonych Fabryk, ale do momentu fuzji zasiadał w jej Radzie Nadzorczej. 
Dziwne to były negocjacje, czy raczej działanie pod dyktando Szweda. Dyrektor Głowacki nie wziął pod uwagę żadnego z zastrzeżeń składanych przez Ministra Przemysłu i Handlu, a umowę niezbyt korzystną dla Polski – jak się potem okazało – podpisał przed posiedzeniem Sejmu, dotyczącym projektu ustawy o monopolu zapałczanym, które odbyło się 8 lipca 1925 roku. Źródła podają, że do podpisania umowy doszło we wrześniu 1925 r., jednak to przekaz oficjalny mający ukryć dziwne działania przed posiedzeniem sejmu. Porozumienie zostało zawarte ze szwedzkim koncernem „Svenska Tandsticks Aktienbolaget” i oddawało w dzierżawę Polski  Monopol Zapałczany na okres 20 lat z udzieleniem rządowi polskiemu 6 mln dolarów pożyczki. Eksploatacją zakładów zajmowała się agentura szwedzkiego koncernu Kreugera pod nazwą Spółka Akcyjna do Eksploatacji Państwowego Monopolu Zapałczanego. W umowie zagwarantowano Kreugerowi ustalanie cen zapałek na poziomie zapewniającym 12% zysku od kapitału akcyjnego i inwestycyjnego spółki. Szczęśliwie dla polityków cuda nie miały jeszcze swojego końca. Marian Głowacki zmarł bowiem nagle, ku uldze wielu prominentów, w wieku 44 lat, dwa miesiące po ustanowieniu monopolu zapałczanego i podpisaniu umowy o jego dzierżawę na rzecz International Match Corporation. W ten sposób,  zabierając wszystkie tajemnice do grobu, zapewnił wielu spokojniejszy sen.
Monopol zapałczany wszedł w życie 1 października 1925 roku i objął 10 fabryk zapałek, znajdujących się w: Warszawie, Błoniu, Mszczonowie, Poznaniu, Bydgoszczy, Czechowicach, Stryju, Grodnie, Pińsku i Częstochowie. Od 1 października 1925 roku do końca 1929 roku wyprodukowano 655 850 skrzyń zapałek, z czego 117 955 wyeksportowano do Chin, Ameryki, Syjamu i Rumunii. 1 kwietnia 1927 Zarząd zamknął fabrykę w Poznaniu na pewien czas jakoby dlatego, że robotnicy strajkowali i nie stawili się do pracy. Robotnik – organ Polskiej Partii Socjalistycznej z dnia 13 kwietnia 1927 roku (R. 33, nr 102) w notatce:

Jeszcze O Dzierżawcach Monopolu Zapałczanego tak opisywał ten konflikt:  »International Match Corporation« poczyna sobie iście w »amerykański« sposób, urabiając prasę kapitalistyczno- burżuazyjną w Polsce. Usiłowano wmówić opinii publicznej, że robotnicy zlokautowanej zapałkowni »Bracia Stabrowscy« urządzali ekscesy, które rzekomo spowodowały interwencję policji. W rzeczywistości dyrekcja tej zapałkowni zniewoliła robotników do zawieszenia pracy  z powodu prześladowań za należenie do klasowego Związku oraz za upominanie się wydziału fabrycznego za krzywdę bezczeszczonych i terroryzowanych kobiet. W dzienniku Ustaw z dnia 6 kwietnia ogłoszono dopiero rozporządzenie Ministra Skarbu o wykonaniu ustawy o Państwowym Monopolu Zapałczanym. Cały okres czasu poprzedzający ten akt urzędowy był zatem przejściowym. To właśnie chcemy i musimy specjalnie wyjaśnić i omówić, gdyż od interpretacji tego założenia waży się los wielu robotniczych egzystencji. § 8 umowy, między Min. Skarbu a I. M. C. zawartej 19 września 1925 roku orzeka: »Spółka« obowiązana będzie w fabrykach państwowego monopolu zapałczanego zatrudnić przede wszystkim robotników i urzędników zajętych w istniejących obecnie prywatnych fabrykach zapałek, na warunkach pracy i płacy, nie gorszych od dotychczasowych. Robotnikom i urzędnikom fabryk zapałek, wymienionych w ustępie poprzednim, którzy, wskutek wprowadzenia. | monopolu zapałczanego, utracą dotychczasowe zajęcie, oraz tym robotnikom; i urzędnikom, którzy po dniu 31 grudnia 1924 roku bez własnej winy utracili  pracę w fabrykach zapałek i przez Spółkę nie zostaną zatrudnieni w fabrykach monopolowych, obowiązana będzie Spółka uiścić z funduszu, o którym mowa w § 4, odszkodowanie w wysokości półrocznego zarobku, pobieranego przez nich w chwili wejścia w życie ustawy o monopolu zapałczanym, (6 kwietnia 1927 r.) względnie w chwili zwolnienia ich z zajmowanego stanowiska, o ile takowe nastąpiło przed ogłoszeniem powyższej ustawy – i to jest i było jedno o społecznej naprawdę doniosłości miejsce z całej tej umowy. Wejście w życie ustawy następuje więc z chwilą ogłoszenia rozporządzenia Min. Skarbu z dn. 6 kwietnia 1927 r. – rzeczywiście. To jest strona prawna zagadnienia, jakżeż wygląda w praktyce postępowa nie Szwedów i, co ciekawsze – poznańskiego Inspektoratu Pracy. W zapałkowni »Bracia Stabrowscy« w Poznaniu niedawno powstaje oddział Związku klasowego. Dyrektor tej fabryki p. Tarnowski wszczyna represje. Zabiera np. Michalskiego z pracy na maszynie (5-cio letniego pracownika; częściowo inwalidę pracy tego zakładu): każe mu dźwigać ciężkie skrzynie, wreszcie zwalnia go z pracy z dwutygodniowym wypowiedzeniem, nie uiszczając nawet należności za urlop. Zinterpelowany poznański Inspektorat Pracy X okręgu, 54 obwodu puszczą się na tendencyjną interpretację § 8 n- mowy a wreszcie powiada w rozmowie, że artykuł ten przebrzmiał, pismem nie zaś orzeka, że »sprawa ta podlega rozstrzygnięciu przez sąd procedurowy w Poznaniu«. Dla ścisłości dodamy, że o istnieniu umowy, o jakiej dowiedział się Inspektorat poznański dopiero od nas. Gdyby Inspektorat Pracy zajął był zaraz stanowisko zgodne z obowiązującymi ustawami i na tych ostatnich podstawie zawieranymi umowami państwowemi nie doszłoby do dalszych szykan robotników zorganizowanych z zapałkowni poznańskiej, a cem niemniej nie doszłoby do przeciągającego się strajku i lokautu w Poznaniu. Wina więc w dużym stopniu spada za krzywdę, jaka się dzieje 230 robotnikom pozostającym od 22 marca bez pracy, a co za tym idzie i bez chleba. — na poznańską placówkę Ministertum Pracy Mm. Pracy departament HT-ci na wniosek Komisji pertraktacyjnej »Sekcji zapałczanej« zgodziło się wpłynąć na dzierżawców, aby ich skłonić do zlikwidowania zatargu poznańskiego. Ministerterium Pracy zażądało materiałów w tej sprawie od poznańskiego Inspektora Pracy.

W 1928 roku fabryka już normalnie funkcjonowała. W czerwcu gazety odnotowały tam wypadek. Podczas ładowania drzewa złamał nogę robotnik, który został odwieziony do szpitala. Miesiąc później policja ujęła czterech młodych złodziei, którzy skradli 4 skrzynie zapałek o wartości 1200 zł. Pudełko zapałek kosztowało wówczas 7 groszy. Kolejny incydent, który zwrócił uwagę prasy, miał miejsce rok później.

W godzinach rannych w jednej z sal rozległ się przerażający krzyk. To 29-letnia robotnica Kazimiera Waligóra uległa bardzo silnemu poparzeniu wskutek wybuchu zapałek przy maszynie. Nieszczęśliwa w jednej chwili stanęła w płomieniach. Dopiero po dłuższej chwili udało się jednemu z kontrolerów przechwycić uciekającą i stłumić ogień swą marynarką. W tym momencie ofiara padła nieprzytomna. Natychmiast zaalarmowano Lekarskie Pogotowie. Poparzona zmarła w strasznych męczarniach.

W 1930 roku przeciętny Polak zużywał 1111 zapałek rocznie. Taka była skala tego interesu. Kiedy w 1931 roku Polski Monopol Zapałczany wypuścił pudełka z nową etykietą: na czerwonym tle słońce w otoku z napisem „Polski Monopol Zapałczany” Fabryka w Poznaniu była oznaczona literą „E”. Dwa lata później w dawnej fabryce Braci Stabrowskich funkcjonował już tylko magazyn zapałek, a produkcja została wygaszona. Odtąd w Polsce funkcjonowały tylko 4 zakłady – w Błoniu, Czechowicach, Częstochowie i Pińsku. Niestety dokumenty firmowe uległy zniszczeniu podczas II wojny światowej, wobec czego najważniejsze fakty z jego historii możemy odtworzyć jedynie na podstawie inseratów prasowych. Dnia 20 lipca 1927 Walne Zgromadzenie Spółki Akcyjnej Zjednoczone Polskie Fabryki Zapałek „Błonie”, „Mszczonów”, „Bracia Stabrowscy” wybrało komisję likwidacyjną. W maju 1931 roku Komisja Likwidacyjna sprzedała fabryki wraz z inwentarzem Spółce Akcyjnej do spraw Eksploatacji Państwowego Monopolu Zapałczanego w Polsce. Po wezwaniu i spłaceniu wierzycieli Komisja Likwidacyjna wypłaciła akcjonariuszom 12 068 522 złotych, z ogólnej należnej im sumy 12 120 000,00 zł. Księgi i dokumenty Spółki oraz pozostała należna akcjonariuszom suma 51 477,84 zł zostały oddane na przechowanie Spółce Akcyjnej do Eksploatacji Monopolu Zapałczanego w Polsce z siedzibą przy ul. Królewskiej 3 w Warszawie, która podjęła się wypłaty akcjonariuszom należnych im sum. Uchwałą z 10 listopada 1937 roku Walne Zgromadzenie zatwierdziło bilanse za lata 1931-1937 i uznało likwidację za zakończoną, a Spółkę za rozwiązaną z wnioskiem o wykreślenie jej z Rejestru Handlowego.

Założycielami Pierwszej Wielkopolskiej Fabryki Zapałek byli bracia Stabrowscy. W dokumentach spółki wzmiankowanych jest kilka osób o tym nazwisku, jednak ustalenie ich wzajemnych powiązań rodzinnych i genealogii to już temat na inny artykuł. 

Zupełnie odmiennymi torami potoczyły się losy innej poznańskiej fabryk zapałek.

Skip to content