Każdy wielkopolski powiat, każde miasto miały swoich tytanów pracy, którzy w najtrudniejszych warunkach pracowali w pocie czoła, na przekór przeciwnościom, zapewniając lokalnym polskim społecznościom punkt zaczepienia i przetrwanie. Jedną z takich skał dla mieszkańców Gniezna była wielka Fabryka Wódek i Likierów, stworzona i prowadzona przez rodzinę Kasprowiczów. Ze względu na szczególną charakterystykę takich wielkopolskich mężów tudzież rodów opatrznościowych najczęściej i najbardziej szczegółowo omawiany jest okres zaboru pruskiego, zwłaszcza na przełomie wieków, w okresie Cesarstwa, gdy prześladowania Polaków się nasilały. Warto jednak pamiętać, że historia wspólnot, ich opiekunów i przewodników nie zakończyła się w momencie odzyskania wolności. Miała swoją kontynuację w niepodległej Polsce. Wszyscy musieli dostosować się do nowych warunków, co niejednokrotnie dla mężów opatrznościowych, którzy wypełniali swoją rolę przez dekady, hartując się w ogniu walki, oznaczało spore zmiany w aspektach życia, dotąd budowanych na zupełnie innych fundamentach.

Senior rodu Bolesław Michał Kasprowicz przyszedł na świat 29 września 1859 roku w rodzinie Dionizego i Salomei z Kuczyńskich. Dzieciństwo spędził w Czempiniu, a w latach późniejszych kształcił się w Poznaniu, gdzie ukończył Szkołę Handlową. Przez kilkanaście lat pracował w rozmaitych zakładach, produkujących spirytusy i rozmaite alkohole, poznając od podszewki tę gałąź handlu. Pracował u Niemców, aby opanować jak najwięcej ich tajników i sekretów zawodowych. Jak sam przyznawał, uczył się także niemieckiej organizacji i systematyczności, zamierzając spożytkować je na korzyść narodu polskiego, którego wiernym synem czuł się zawsze. Krótko później sprowadził się do Gniezna, z którym jego los miał pozostać związany do końca życia, i na którego dziejach miał odcisnąć wyraźny ślad. Tam, w roku 1888, mając niespełna trzydzieści lat, otworzył Fabrykę Wódek i Likierów. Firma na rynek weszła przebojem i rozwijała się w niesamowitym tempie. Gniezno, jako jedno z największych miast Księstwa Poznańskiego, leżące pomiędzy Poznaniem (stolicą regionu) a Bydgoszczą (stolicą rejencji) i wyposażone w nowoczesne i rozgałęzione połączenia kolejowe było doskonałym punktem do rozwoju inicjatywy. A przedsięwzięcie było nie byle jakie, gdyż zakład młodego fabrykanta był jedyną polską wysepką w niemieckim morzu, które całkowicie monopolizowało przemysł wódczany całego zaboru pruskiego.

Kasprowicz zaczął zdobywać podniebienia klientów nie tylko lokalnie. Wyroby gnieźnieńskiej fabryki szybko rozpowszechniały się w innych miastach zaboru pruskiego, ale także w miastach niemieckich, zyskując sobie renomę i uznanie. Firma dorobiła się przedstawicielstw handlowych w Poznaniu, Hamburgu, a nawet w Berlinie. Sukces polski fabrykant zawdzięczał przede wszystkim sobie. Słynął z niezwykłej pracowitości, sumienności, uczciwości i pomysłowości. Był nazywany „tytanem pracy”. Unikalne receptury, którym jego wyroby zawdzięczały wyjątkowe walory smakowe, opracowywał i udoskonalał osobiście. To on opatentował takie marki jak: Soplica, Żołądkowa Gorzka czy Żubrówka, które – choć firma już nie istnieje – znane są do dzisiaj. Łącznie firma Kasprowicza opatentowała 123 receptury rozmaitych wyrobów alkoholowych. Warto dodać, że o wszechstronności bohatera świadczy fakt, iż opracowywał również receptury… marmolad, dżemów, powideł, soków i różnych innych produktów owocowych. Zawsze wielkiej dobroci! W międzyczasie Bolesław oprócz swej ukochanej fabryki rozwijał również swoją rodzinę. W 1893 roku ożenił się z Ewą Rudlicką. Z tego małżeństwa urodziły się trzy córki i – 2 grudnia 1895 roku – jeden syn, Bolesław Piotr, junior rodu Kasprowiczów.

Ogromną rolę w życiu Kasprowicza nie tylko praca handlowca i przemysłowca. Zawsze poczuwając się do polskiej narodowości, podtrzymywał tożsamość w społeczeństwie lokalnym. Był uosobieniem pozytywizmu wielkopolskiego oraz idei pracy organicznej. Jak już wspomnieliśmy, jednym z głównych motywów rozpoczęcia budowy dzieła jego życia, była chęć nie tyle osobistego zysku, który mógł bez ryzyka osiągnąć w obcych firmach, ile położenia podwalin pod budowę polskiego przemysłu alkoholowego. W swoich zakładach produkcyjnych (których dorobił się trzech w samym Gnieźnie), biurach, magazynach i sklepach zawsze zatrudniał tylko Polaków, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących pracy. Wspomagał polskie środowiska finansowo i moralnie w najcięższych latach pruskiego ucisku. Mógł za to liczyć na wdzięczność i lojalność – jako protoplasta polskich gorzelni i rozlewni na terenach niemieckich mógł być pewien konsumenckiego patriotyzmu rodaków. Swoistą klamrą dla całego okresu walki o przetrwanie tożsamości narodowej był wybuch I wojny światowej. W latach 1914-1918 nazwisko Kasprowicza ponownie zapisało się wielkimi zgłoskami w historii Gniezna. Wojenna machina Cesarskich Niemiec wciągała w swoje trzewia tysiące młodych Polaków, rzucając ich na fronty, gdzie ginęli lub odnosili rany na ciele i umyśle, kończące się kalectwem. Jedyną szansą na uniknięcie walki na śmierć i życie w interesie znienawidzonego zaborcy było trwałe zwolnienie lub odwleczenie służby wojskowej. Była to jednak sprawa niełatwa, wymagająca sporych nakładów finansowych lub znajomości – tylko to mogło przekonać niemieckich wojskowych urzędników i lekarzy. Niestety, wiele ubogich polskich rodzin nie posiadało ani wpływowych znajomych, ani pieniędzy. Bolesław Kasprowicz był w podobnej trudnej sytuacji, choć możliwości miał większe – również chciał uchronić swego jedynego syna, Bolesława Piotra, od służby wojskowej i wykorzystał ku temu swoje zasoby finansowe, załatwiając lekarskie, sowicie opłacone zwolnienie. Nie bez znaczenia pozostały także jego wpływy osobiste. W końcu, dla bezpieczeństwa wysłał syna z dala od rodzinnego domu, w głąb Niemiec – poza zasięg lokalnych organów wojskowych. Postanowił wykorzystać swoje możliwości, aby uratować jak najwięcej Polaków przed smutnym losem pruskiego żołdaka. Wspomagał finansowo potrzebujące rodziny, wpływał na znajomych lekarzy, odraczając służbę młodych Polaków, dawał pracę potrzebującym. Wartym uwagi świadectwem wielkoduszności tego przedsiębiorcy jest fakt, że pamiętał nieustannie o tych swoich rodakach, którzy jednak trafili na fronty Wielkiej Wojny. Gnieźnianom tkwiącym w okopach przesyłał paczki, które zawierały między innymi butelki jego najlepszych, uwielbianych płynnych dzieł sztuki – na rozgrzewkę i ku pokrzepieniu polskich serc daleko od domu.

W dziejowej chwili, kiedy wojna kończyła się w sposób absolutnie nieprzewidywalny – klęską wszystkich trzech zaborców – Kasprowicz tak jak zawsze stał w gotowości do służby polskiej sprawie. Cierpliwe przygotowywanie wielkopolskiego gruntu, podtrzymywanie narodowej tożsamości miało w końcu przynieść owoce. Jako nieformalny przywódca lokalnej społeczności był w gronie decydującym o wykorzystaniu fali rewolucji niemieckiej do przejęcia jak największej części władzy w mieście i powiecie gnieźnieńskim w polskie ręce. Czynnie uczestniczył w organizowaniu Rady Robotniczej, która miała znaczny wpływ na życie w mieście w okresie rewolucyjnym, i został jej przewodniczącym. Blokował niemieckie inicjatywy mające na celu zaprowadzanie porządku w zrewoltowanych instytucjach. Był motorem organizacji lokalnych polskich Rad Ludowych, działających poza jurysdykcją niemiecką – zarówno miejskiej, jak i powiatowej. Udzielał się pod względem politycznym również na szerszej arenie. Często bywał w Bydgoszczy i Poznaniu, gdzie również wspierał i współtworzył środowiska polskie. W listopadzie 1918 roku został członkiem Naczelnej Rady Ludowej – najważniejszego kolegium polskiego na terenie zaboru pruskiego. Jak nietrudno wywnioskować był w tym gorącym końcowym okresie roku 1918 wręcz rozchwytywany. Fakt, że potrafił sumiennie wypełniać wszystkie swoje liczne obowiązki społeczne i publiczne, nie zaniedbując jednocześnie firmy i interesów, najlepiej pokazuje jakiego formatu był postacią, i że nazywanie go „tytanem pracy” nie ma w sobie ani krzty przesady. Przewodził gnieźnieńskiej delegacji wysłanej w celu powitania Ignacego Paderewskiego przyjeżdżającego do Poznania. Prócz tych jawnych działań utrzymywał stały kontakt z gronem polskich konspiratorów, czyniących przygotowania do przeczuwanego zbrojnego powstania na terenie poznańskiej prowincji. Nie skąpił pieniędzy na te inicjatywy – w jego fabryce, biurach i domu znajdowały się skrytki z bronią, sukcesywnie gromadzoną przez Polaków. Po wybuchu powstania wielkopolskiego w Poznaniu, 27 grudnia 1918 roku, decyzja o przystąpieniu Gniezna do zrywu zapadła w naturalnym centrum wszelkiej polskiej inicjatywy – w kantorze Fabryki Wódek i Likierów Bolesława Kasprowicza przy ul. Fryderykowskiej (dziś Chrobrego). Następnie spod tego gmachu w kierunku pruskich koszar ruszył polski pochód, który ostatecznie przejął z pruskich rąk i utrwalił polską władzę nad miastem. Można śmiało stwierdzić, że iskra, która rozpaliła płomień wolności w pradawnej kolebce polskości, została skrzesana właśnie u Kasprowiczów. Przez cały okres powstania wielkopolskiego Kasprowicz wszelkie swoje siły organizacyjne i finansowe kierował na wsparcie polskiego wysiłku. Nie szczędził pieniędzy na formowanie nowych oddziałów, aktywnie działał w rozmaitych towarzystwach wspomagających wysiłek militarny i wszelkie działania przyfrontowe jak opieka nad rannymi i chorymi.

Senior rodu nie był jednak osamotniony w swych działaniach na rzecz polskiego społeczeństwa. Ważną rolę odgrywała jego rodzina, stanowiąca oparcie dla tego człowieka czynu, czerpiąca przykład i kontynuująca jego pracę. Wspomniany już wcześniej jedyny syn fabrykanta, Bolesław Piotr, który od dzieciństwa nasiąkał w domu atmosferą patriotyzmu, kultu uczciwości oraz solidnej pracy w odpowiednim momencie nie wahał się iść w ślady ojca i działać. W okresie gdy Niemcy trzęsły się w posadach po przegranej Wielkiej Wojnie, targane niepokojami i rewolucyjnym wrzeniem Bolesław junior ściśle współpracował z kręgami konspiracyjnymi i patriotycznymi w powiecie gnieźnieńskim. W czasie gdy jego ojciec zaprzątnięty był ogromem pracy w Gnieźnie, Bydgoszczy i Poznaniu, on zajmował się przygotowywaniem polskich struktur w mniejszych miejscowościach – organizowaniem Rad Robotniczych w polskim składzie i mobilizowaniem ochotników do potencjalnych działań zbrojnych. W momencie wybuchu powstania wielkopolskiego przebywał w Poznaniu i jako jeden z pierwszych przywiózł tę informację do rodzinnego Gniezna. W mieście należał do grupy inicjatywnej – pod nieobecność swojego ojca, gdy w kantorze firmy zjawili się posłańcy z Poznania informujący o przebiegu zdarzeń, podjął decyzję o zwołaniu wszystkich czynnych działaczy niepodległościowych i wsparciu zrywu. Był wśród tych, którzy jako pierwsi ruszyli do koszar przy dzisiejszej ul. Sobieskiego i zaczęli przejmować kontrolę nad miastem. W następnych dniach uczestniczył w oswobadzaniu Trzemeszna, Mogilna i Strzelna, nie szczędząc swoich sił, wiedzy i organizacyjnych zdolności. Kiedy tylko działania zbrojne ustabilizowały się na frontach, młody Bolesław rzucił się w wir pracy organizacyjnej, której w świeżo oswobodzonej prowincji, znajdującej się wciąż w niepewnej sytuacji, nie brakowało. Kilka gorących miesięcy 1919 roku spędził, pracując w Ekspozyturze Ministerstwa Przemysłu i Handlu w Poznaniu, dokładając swoje cegiełki do powojennej odbudowy regionu i przygotowania do scalenia go z niepodległą Polską. Jako absolwent studiów w Wyższej Szkole Handlowej w Berlinie dysponował ku temu niezbędną wiedzą i umiejętnościami, które pożytkował dla dobra wyczekanej i wywalczonej ojczyzny. Nie brakowało mu też serca i odwagi do walki – uczył się w szkole lotników-obserwatorów w podpoznańskiej Ławicy, jednak ze względu na chorobę oczu, której nabawił się podczas ćwiczeń, jesienią 1919 roku powrócił do swoich cywilnych zajęć i obowiązków.

Ojciec nie był w życiu młodego Bolesława jedynym autorytetem i wzorem do naśladowania. Matka, Ewa z Rudlickich, również była osobą niezwykle silną, aktywną, sumienną i oddaną swoim obowiązkom, tworząc przy tym wzorowy dom i rodzinę. Przez długie lata wspierała swego męża w prowadzeniu interesów. W różnych wspomnieniach pojawia się jako prawdziwy strażnik Fabryki Kasprowiczów – doskonale zorientowana w kwestiach formalnych, znająca jak nikt inny biurokratyczne i rachunkowe tajniki firmy, pobrzękująca nieodłącznym grubym pękiem kluczy do wielu drzwi, schowków i skrytek. Angażowała się również we wszelkie działania patriotyczne – tak w czasach pruskiego ucisku, jak w okresie walk o niepodległość, a następnie pielęgnowania zdobytej wolności. W okresie poprzedzającym wybuch powstania wielkopolskiego była czynną uczestniczką gnieźnieńskiej konspiracji niepodległościowej, wspierając działania męża w Radach – Robotniczej i Ludowych. Była jedną z organizatorek towarzystwa, które roztoczyło opiekę nad jeńcami z armii Ententy, przebywającymi na ziemi gnieźnieńskiej. Gnieźnianie, przy znacznym udziale i pomocy Pani Kasprowiczowej, zapewnili byłym jeńcom – głównie Francuzom – utrzymanie i wyżywienie przez ciężkie ostatnie miesiące roku 1918, umożliwiając im ostatecznie szybki powrót do domów. Po wybuchu wielkopolskiego zrywu niepodległościowego Ewa Kasprowicz nie przerwała swej działalności – natychmiast rzuciła się do pomocy, wykorzystując pełnię swych organizacyjnych umiejętności.

W wojennym czasie służyła społeczeństwu, a także wojsku, zdobywając i czuwając nad dostarczaniem środków medycznych, opatrunkowych oraz żywności, przede wszystkim na północny front powstania, gdzie walczyła większość gnieźnieńskich powstańców. Czyniła to również w ramach funkcjonowania gnieźnieńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża, którego była współzałożycielką i długoletnią działaczką. Korzenie tej instytucji sięgają wielu innych lokalnych organizacji dobroczynnych i charytatywnych, aktywnych na terenie miasta już lata wcześniej. Jednak dopiero w momencie oswobodzenia się spod pruskiego panowania Polacy mogli w pełni i jawnie rozwinąć swoją działalność, łącząc wysiłki i potęgując je. Właśnie w ten sposób u zarania niepodległości, z połączenia kilku innych organizmów, powstał gnieźnieński oddział PTCK. Oprócz zaspokajania sanitarnych i medycznych potrzeb żołnierzy na froncie działalność organizacji była bardzo szeroka i ogarniała wiele dziedzin życia. Już w roku 1919 zorganizowano zbiórkę na rzecz utworzenia w Bydgoszczy specjalnego domu dla ociemniałych żołnierzy. Na ten cel Państwo Kasprowiczowie ofiarowali 10 000 marek. Starano się także zaspokajać inne potrzeby, skupiając się na opiece nad wszystkimi ofiarami działań wojennych – inwalidami, wdowami i sierotami. W 1921 roku Pani Kasprowiczowa ufundowała obuwie dla dzieci pierwszokomunijnych z tak dotkniętych przez los rodzin. Działalność dobroczynna Pani Kasprowiczowej nie ograniczała się jedynie do PTCK. Udzielała się również m.in. w Towarzystwie Czytelni Ludowych, Stowarzyszeniu Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, Stowarzyszeniu pod wezwaniem Św. Zyty oraz Towarzystwie Ziemianek – w ramach każdego czynnie angażując się na rzecz potrzebujących. Pamiętać trzeba, iż te działania prowadzone po wyzwoleniu Wielkopolski, były kontynuacją długoletniej wytrwałej pracy i poświęceń, których Ewa Kasprowicz nie szczędziła, gdy chodziło o dobro wspólnoty także w czasie niemieckiego ucisku. Na tym wspaniałym fundamencie, położonym przez osoby o tak wielkich sercach, budowa gmachu nowej Polski, próbującej zadbać również o najsłabszych i najbiedniejszych mogła odbywać się sprawniej. A praca ta, także w wykonaniu opisywanej bohaterki, trwała w kolejnych latach – bo zgodnie ze swoją filozofią, Kasprowiczowie nie porzucali swoich przedsięwzięć, a umacnianie polskiego społeczeństwa u źródeł jego młodej niepodległości było jednym z najważniejszych w życiu.

Jak już się przekonaliśmy, ojciec tej wyjątkowej rodziny, Bolesław Michał Kasprowicz całe swoje życie prywatne i zawodowe podporządkował i poświęcił sprawie polskiej. Najpierw dążeniom do utrzymania tożsamości narodowej społeczeństwa całego zaboru, nie tylko powiatu gnieźnieńskiego. Następnie wysiłkowi skierowanemu na wyparcie Niemców z polskich ziem. Zaraz potem jego uwaga skupiła się na jak największym wzmocnieniu, okrzepnięciu świeżej polskiej niepodległości. W tym niespokojnym i obfitującym w wydarzenia czasie kontynuował swoją działalność społeczną i polityczną, organizując polskie władze cywilne, zarówno miasta i powiatu gnieźnieńskiego, jak i całej prowincji poznańskiej. Po raz kolejny był rozchwytywany, i po raz kolejny stanął na wysokości zadania. W pierwszym, burzliwym okresie wolności w Gnieźnie zasiadał w miejskim magistracie. Później przez kilka lat był członkiem Rady Miasta. W roku 1919 zakupił dwa budynki przy dzisiejszej ul. Dąbrówki, w których na własny koszt urządził pierwsze w Gnieźnie Gimnazjum Żeńskie. Przez cały okres jego międzywojennego istnienia nie szczędził środków na zapewnienie jak najlepszych warunków nauki dla jej wychowanek i stale sprawował nad nim pieczę. Owocem tej wielkiej ofiarności jest istniejące do dziś, w tym samym gmachu, II Liceum Ogólnokształcące im. Dąbrówki. Jednocześnie nie zaprzestawał swej niemal 30-letniej działalności w gnieźnieńskiej spółdzielni rolniczo-handlowej „Rolnik”, która u progu XX wieku była kolejnym krokiem milowym na drodze uniezależniania polskiego rolnictwa od Niemców, a w wolnej Polsce dalej służyła rozwojowi idei spółdzielczej.

Upominały się o niego także szersze gremia – od roku 1919 pełnił funkcję pierwszego polskiego prezesa Izby Przemysłowo-Handlowej w Bydgoszczy. Później otrzymał tytuł dożywotniego honorowego prezesa tejże organizacji. Był to jeden z najdobitniejszych wyrazów szacunku i uznania dla całego wysiłku i poświęcenia, jakie przez kilkadziesiąt lat ten tytan pracy, wkładał w budowę polskiego przemysłu, nawet w najtrudniejszych warunkach. Był to kolejny ważny obowiązek, z którego oczywiście Bolesław Kasprowicz wywiązywał się wzorowo, pełniąc swą funkcję nieprzerwanie i z sukcesami. Odgrywał zresztą niebagatelną rolę w rozwoju i integracji przemysłowej Wielkopolski i Pomorza z resztą Polski. W 1925 roku zorganizował w Bydgoszczy pierwszą i jedyną w kraju Giełdę Drzewną. W tamtym też roku witał przyjeżdżającego do tego miasta prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, jako jedna z najważniejszych postaci całej ściany zachodniej kraju. Jednak chyba najważniejszym jego projektem w odrodzonej Polsce, którego efekty możemy podziwiać do dziś, była organizacja Międzynarodowych Targów Poznańskich. Senior rodu Kasprowiczów należał do wpływowego Związku Towarzystw Kupieckich, które już od roku 1917 planowało zorganizowanie wielkiego wydarzenia handlowo-ekonomicznego dla Polaków. Idea ta ziściła się w roku 1921, kiedy to między 28 maja a 5 czerwca odbył się I Targ Poznański. Bolesław na cel organizacji Targów przeznaczył 2 miliony marek – to on sfinansował budowę pierwszego na całym wyznaczonym terenie obiektu biurowego (niestety dziś już nieistniejącego). Targi były organizowane cyklicznie, zyskiwały coraz większy rozgłos, ściągając do serca Wielkopolski rzesze zainteresowanych, aż w końcu w roku 1925 odbyło się pierwsze wydarzenie o charakterze prawdziwie międzynarodowym – umowy podpisały firmy z Czechosłowacji, Niemiec, Szwajcarii, Rumunii, Szwecji, Francji, Jugosławii i Wolnego Miasta Gdańska. W 1927 roku Targi Poznańskie zostały oficjalnie przyjęte do Związku Targów Międzynarodowych, a w 1929 teren Targów, na którym odbywała się słynna Powszechna Wystawa Krajowa (w której organizacji również udział brał Kasprowicz), odwiedziło ponad 4,5 miliona osób z całego świata. Ogromny wkład naszego bohatera w okresie projektowania i powstawania tego wielkiego przedsięwzięcia z pewnością miał na nie duży wpływ, którego wspaniałe owoce możemy podziwiać do dziś.

W jaki sposób ten niepospolity człowiek mieścił wszystkie te niezwykle liczne i nie mniej ważne obowiązki w zwykłej, 24-godzinnej dobie? Niech tutaj posłuży odpowiedź na to samo pytanie zadane podczas wywiadu przeprowadzonego z naszym bohaterem przez niejakiego dr. Ligęzę w 1922 roku, podczas jego wizyty w imponujących gnieźnieńskich zakładach Fabryki Wódek i Likierów Bolesława Kasprowicza:

– Że też panu czasu starczy na wszystko?
– Musi. To tylko rzecz umiejętnie stosowanego systemu pracy. O szóstej z rana każdego dnia wstaję, o siódmej już rozpoczynam zajęcia. Więc przejrzenie korespondencji i ważniejszych spraw, potem obchodzę całą fabrykę, o dziewiątej godzinie konferencje z dyrektorami i szefami poszczególnych oddziałów, z kolei przyjęcie ważniejszych interesantów, a już o 11 g. samochodem wyjazd gdzieś na sesję, na rady w sprawach społecznych, zawodowych itd. Często, co prawda, nie ma czasu zjeść porządnie obiadu, ale się za to odwala ogromny szmat zajęć i spraw…

Warto zaznaczyć, iż junior rodu, Bolesław Piotr Kasprowicz, w tym samym czasie również rzucił się w wir pracy. Zapisał się na studia na świeżo utworzonym Uniwersytecie Poznańskim. Był pierwszym w historii doktorem studiów ekonomicznych z polskim dyplomem uzyskanym w Poznaniu. Pracę dyplomową pisaną pod kierunkiem wielkiego naukowca, prof. Edwarda Taylora, złożył i obronił w maju 1922 roku. Poszukiwał dla siebie nowych pól działania, chciał poświęcić się pracy naukowej. Jednocześnie, wyposażony w fachową wiedzę zdobytą na studiach ekonomicznych, pomagał swoim rodzicom w prowadzeniu rodzinnego przedsiębiorstwa, którego sytuacja niestety zaczynała się zmieniać. Warto zaznaczyć, że po okresie pracy w Gnieźnie, w 1926 roku ostatecznie wyprowadził się, najpierw do Warszawy, gdzie działał w doskonale sobie znanym przemyśle spirytusowym, a następnie na polskie Wybrzeże, z którym odtąd był już związany do końca życia. Był jednym z pionierów kładących podwaliny pod nowe polskie okno na świat – Port w Gdyni. II wojnę światową udało mu się przeżyć, a następnie zrobić wymarzoną karierę naukową – doszedł do tytułu profesora, wykładał m.in. na Akademii Handlowej w Poznaniu i Szczecinie, oraz w Wyższej Szkole Handlowej w Gdyni, kształcąc wiele pokoleń „ludzi morza”. Zmarł dopiero 9 grudnia 1982 roku – w Sopocie, nad polskim morzem, które obok Wielkopolski ukochał najbardziej.

Paradoksalnie, w niepodległej Rzeczypospolitej firma Kasprowiczów nie rozwijała się już tak dynamicznie i pomyślnie jak w okresie niemieckiego zaboru. Wcześniej była ona jedyną w powiecie gnieźnieńskim dużą ostoją polskiego wysiłku gospodarczego, dążeń do niezależności ekonomicznej w morzu wrogiego niemieckiego kapitału. Hasło „swój do swego po swoje” było wtedy czynnikiem integrującym i ogniskującym polskie wysiłki. Bolesław Kasprowicz, który wiele pieniędzy i energii wkładał w podtrzymywanie polskiego społeczeństwa, rozwój jego kultury, tworzenie nowych miejsc pracy dla Polaków, był rozpoznawalny i mógł liczyć na lojalność każdego świadomego rodaka. Z kolei wysoka jakość jego wyrobów była dodatkowym atutem, zyskującym mu spore dochody na rynkach daleko poza granicami regionu, głównie w sercu Niemiec. Należy jednak pamiętać, że produkty Kasprowicza, w butelkach oznaczanych trawionym w szkle karpiem i inicjałami twórcy, były także eksportowane do Kanady, USA, a nawet Japonii. Jednak okres upragnionej niepodległości przyniósł diametralne zmiany w warunkach ekonomicznych na ziemiach wielkopolskich. Nie trzeba już było toczyć bitew o przetrwanie narodu w nierównej walce. Większość dawnych niemieckich firm, dławiących dotąd polski potencjał gospodarczy w ciągu lat 1919-1922, przeszła w polskie ręce. Zmieniło się wszystko – warunki gospodarcze, społeczne, struktura rynku, zmieniła się konkurencja. Tymczasem Bolesław Kasprowicz, który poświęcił kilkadziesiąt lat swojego życia służbie polskiemu społeczeństwu, nie zmienił swojej postawy. Celem wszelkich jego działań nie był zysk, lecz czuwanie nad polskością, wzmacnianie jej, dotowanie wszelakich towarzystw patriotycznych. Czynił to mimo słusznych uwag swego juniora, Bolesława Piotra Kasprowicza, który próbował uświadomić ojcu, że warunki się zmieniły, że polskie społeczeństwo Gniezna, dawnej rejencji bydgoskiej i całej wielkopolski już doskonale radzi sobie samo, gdyż żyje w niepodległym i wolnym kraju, gdzie nikt nie hamuje jego inicjatyw i rozwoju. Senior rodu był nadal – jak przed laty – skupiony na doglądaniu rozwoju regionalnych organizacji patriotycznych i ekonomicznych, które po wielu latach działały już nieskrępowane niemieckimi szykanami i były samodzielne. Skupiał się na dotowaniu stowarzyszeń patriotycznych, których liczba wciąż rosła, a które w odrodzonej Polsce mogły liczyć na pomoc także z wielu innych źródeł. Dopieszczał swoje słynne grafiki reklamowe, wypełnione wyjątkowymi do niedawna, motywami polskiej kultury. Niepokorne, charakterystyczne dotąd, odcinające się od niemieckiego tła nazwy Soplica, Staropolska, Podkomorzanka, Elektorska czy Żupan zaczęły zlewać się z resztą asortymentu na wystawach wypełnionych produktami mnożących się polskich firm. Jak o ojcu po latach pisał syn:

Ujawniała się w tym cała mentalność Ojca, który pragnął siać i orać, lecz o zbiór dla siebie nie zabiegał. Odpowiadało mu jedynie społeczne traktowanie zadań przedsiębiorstwa, patrzenie nań jako na środek agitacji za wyzwoleniem się gospodarczym społeczeństwa zaboru. Obowiązek, który sobie nałożył, ciążył na nim dalej, mimo że taka forma obywatelskiej roboty stała się już zbędna.

Mimo iż sytuacja ekonomiczna w całej Polsce pogarszała się na skutek rosnącej powojennej inflacji, a dochody firmy Kasprowiczów systematycznie spadały, szanowane przedsiębiorstwo nie zniknęło z rynku i szukało sposobów na przetrwanie trudnego czasu. Jak wspomniano wyżej, duże zasługi dla przetrwania tego wspaniałego organizmu położył junior rodu. Nic jednak nie może trwać wiecznie. Na skutek wielkiego kryzysu z przełomu lat 20. i 30., substancja firmy pod koniec lat 30. skurczyła się do małego ułamka dawniejszej potęgi. Jednak nadal wystarczało to na życie dla Kasprowiczów, którzy nigdy nie przerwali swojej pracy dla dobra społeczeństwa. Było to możliwe między innymi dzięki temu, że ta rodzina zawsze żyła poniżej swego stanu majątkowego, pielęgnując i uosabiając cnoty skromności i oszczędności, które zawsze propagowała. Do roku 1939 firma Kasprowiczów zdobyła ponad sto rozmaitych nagród, medali na targach i konkursach organizowanych na całym świecie. W szczytowych momentach zatrudniała ponad sześciuset pracowników, będąc w całej swej historii – także w niepodległej Polsce – jednym z największych pracodawców w Gnieźnie. W najtrudniejszych latach początku niepodległości utrzymywał najwyższe standardy i jako nestor wielkopolskiego przemysłu alkoholowego dawał przykład gospodarczego rozwoju, jednocześnie altruistycznie czuwając nad całymi rzeszami młodych przedsiębiorstw i fabrykantów. Same wydatki handlowe firmy Kasprowiczów w najlepszym okresie wynosiły przeszło 200 milionów marek. Produkowano ponad sto różnych gatunków i rodzajów alkoholi – od pospolitych dla uboższego konsumenta aż po towary luksusowe, najlepszych gatunków dla koneserów. Niezależnie jednak od rodzaju i ceny cała rodzina przedsiębiorców zawsze dbała o najwyższą jakość każdego składnika. Produkty te znane i cenione były na wszystkich kontynentach, a charakterystyczne oprawy najwykwintniejszych trunków – butelki i etykiety – nawet dziś potrafią cieszyć oczy. Niestety, jak niemal wszystko, co piękne, wielki gmach życia Bolesława Michała Kasprowicza zniszczyła II wojna światowa. Po wkroczeniu Niemców do Gniezna został wysiedlony wraz z żoną do Generalnego Gubernatorstwa. Chorując już wcześniej, podupadł na zdrowiu i ograbiony, wygnany przez Niemców, zmarł 15 października 1943 roku w Warszawie. Do ukochanego Gniezna, któremu oddał całe swoje życie, jego szczątki powróciły dopiero po zakończeniu wojny. Ostatecznie spoczął w rodzinnym grobowcu Kasprowiczów na gnieźnieńskim cmentarzu Św. Piotra i Pawła.

Rodzina Kasprowiczów z pewnością należy do jednych z symboli Gniezna. Pamięć o tych wielkich postaciach, zasłużonych dla miasta trwa w nim do dzisiaj i jest regularnie pielęgnowana. Na budynkach mieszczących niegdyś zakłady Fabryki Wódek i Likierów można znaleźć tablice informujące o ich przeszłości, w dawnym Kantorze firmy, przy ul. Chrobrego 3 można zapoznać się pokrótce z jej historią i nawet zobaczyć w oknie figurę Bolesława seniora, który siedząc w fotelu, przygląda się bacznie osobom przechodzącym głównym traktem królewskiego miasta, na którego bruku pozostawił niezatarty ślad. Życie jego i najbliższych jest dowodem, iż praca i poświęcenie dla dobra narodu, ojczyzny i społeczeństwa zawsze ma sens. Warto dbać o to, aby pamięć o dokonaniach tej niezwykłej rodziny była rozpowszechniana w całej Wielkopolsce, a także w innych regionach Polski. Bo bez tych tytanów pracy nasza Ojczyzna mogłaby wyglądać dziś zupełnie inaczej.

Bibliografia:

Album przemysłu i handlu Wielkopolski, Prus i Śląska z.1, Poznań 1906;

Dzieje Gniezna – Pierwszej Stolicy Polski red. J. Dobosz, Gniezno 2016;

– Kamosiński S., Przemiany w strukturze przemysłu wielkopolskiego w latach 1919-1939, Poznań 2008;

– Kasprowicz B., Byłem juniorem, Gdynia 1965;

– Sajewska H., Polski Czerwony Krzyż w dziejach Gniezna 1919-2004, Gniezno 2006;

– Scholtz E., Szczepaniak M., Gnieźnianina żywot codzienny. Od rozbiorów do wybuchu II wojny światowej

 

Autor:

Maciej Elantkowski

Skip to content