“Sam się uczyłem na skrzypeczkach, co na odpuście gdzieś kupił ojciec, takie malutkie były, jak to kiedyś. (…) Już jak miałem 7 lat, to musiałem z krówkami paść i trochę sobie przygrywać – tam już się uczyłem. Ja mówię, krowom dobrze grałem, bo nieraz, co koło mnie chodziły, szukały jakichś wrzosików i nie uciekały nigdzie od muzyki.”

Leon Lewandowski ma 96-lat i mieszka w Jagodzińcu pod Kaliszem. Pochodzi z południowo-wschodniej Wielkopolski, regionu obfitującego w archaiczne tradycje muzyczne. Jest wiekowym skrzypkiem, ostatnim w Wielkopolsce pamiętającym jeszcze muzykę z lat 30.

fot. Piotr Baczewski, Leon Lewandowski z uczniami, Tabor Kaliski 2020

Dzieje się. W sierpniu, w Czempiszu pod Brzezinami (ok. 25 km na południowy wschód od Kalisza i ok. 35 km na zachód od Sieradza) po raz drugi odbył się tabor, czyli, powiedzieć można, festiwal muzyki ludowej. Biorący w nim udział spotkali się, aby razem tańczyć, śpiewać i muzykować. O ile w ubiegłym roku kaliski tabor miał wersję stacjonarną, bardziej klasyczną (towarzyszyły mu spotkania, warsztaty i potańcówki), tak obecnego lata, ze względu na pandemię, przybrał nieco inną formę – uczestnicy pojechali w teren, odwiedzać okoliczne wsie i muzykować dla ich mieszkańców. Z przyczepki przypiętej do furkoczącego traktora i z paki wozu strażackiego dobiegały dźwięki skrzypiec, basów oraz bębnów, a za nimi ciągnął się sznur rowerów i samochodów. Uczestnicy odwiedzili nie tylko najważniejszych okolicznych muzykantów, ale i zatańczyli oraz zagrali przy lokalnym sklepie oraz dla zupełnie niespodziewających się tego klientów stacji benzynowej.

Dlaczego kaliski region jest tak ważny, jeśli chodzi o muzykę tradycyjną?

Zaczęło się w latach 50., kiedy etnomuzykolog, Jarosław Lisakowski, odkrył w Kaliskiem nieznane wcześniej, ludowe instrumenty – dłubane basy i bęben sznurowy. Kilkadziesiąt lat później, zachęcony tym odkryciem lutnik, Mateusz Raszewski udał się w tamte rejony w nadziei, że może uda mu się odnaleźć więcej. Okazało się wtedy, że mimo upływu czasu wiele tradycji wciąż się zachowało, a część muzykantów, pamiętających poprzednią epokę, jeszcze żyje.

Najważniejszym z nich okazał się Leon Lewandowski. Niemłody, bo urodzony w roku 1926, ale wciąż sprawny i chętnie sięgający po skrzypce. Jego pamięć muzyczna sięga daleko, ponieważ zaczął muzykować bardzo wcześnie i jako chłopiec podsłuchiwał grę wiekowych skrzypków – pańszczyźnianych chłopów urodzonych jeszcze w połowie XIX wieku. Na swoim instrumencie powtarzał też melodie śpiewane przez jego matkę i babkę. Z tego powodu w jego muzyce dosłuchać się można dawnych manier i skali modalnych, takich, od których dzisiaj dzielą nas niemal dwa stulecia. Kiedy Leon podrósł, zaczął muzykować na weselach. W świecie ciszy, pozbawionym dźwięków współczesności, dla biesiadujących grało się utwory długie – szybkie owijoki, wiązanki dwumiarowych polek czy trójmiarowych oberków.

fot. Mateusz Raszewski, skrzypek Leon Lewandowski 2015

Nie było łatwo wydobyć z pamięci Leona starą muzykę. Na ostatnim wiejskim weselu skrzypek zagrał w 1970 roku, ale jednocześnie, po zakończeniu II wojny światowej zaczął występować też na estradzie, na organizowanych przez domy kultury koncertach. Rządziły się one zupełnie innymi prawami niż odbywane na glinie wiejskie potańcówki – spontaniczne, żywiołowe, towarzyszące weselom lub innymi wydarzeniom z życia wsi. Utwory nie mogły już rozciągać się w czasie, publiczność nie tańczyła, a siedziała, a na koniec pojawiały się oklaski. Sztywna forma występu była od początku do końca określona i nie istniała już taka sama wymiana energii między grającym a odbiorcą. Po latach podobnej gry starodawne sposoby muzykowania zatarły się nieco w głowie skrzypka – ale nie znaczy to, że zostały zapomniane. Wymagało jednak dużo pracy, aby otworzyć w głowie staruszka to, co Mateusz Raszewski nazwał “oknami pamięci”. Leon, odpowiednio sprowokowany poprzez słuchanie fragmentów rodzimych melodii, często tylko jeden raz i w specyficznych okolicznościach był w stanie otworzyć się na swoje wspomnienia i zagrać dawny utwór. Muzykowanie na własnym podwórku nie było jednak tym samym, co robienie tego dla słuchających go ludzi. Prawdziwy żywioł, taki, jaki towarzyszył mu na weselach z czasów młodości, wstąpił w Leona dopiero w 2017 roku na potańcówce zorganizowanej przez współczesnych miłośników kultury tradycyjnej. Utwory, które wykonał okazały się zupełnie wyjątkowe.

Co niesamowite, Leon Lewandowski, mimo iż dzisiaj ma już 94 lata, wciąż pozostaje aktywny. Grał na kaliskim taborze w bieżącym i ubiegłym roku, a w 2018 na największym w Polsce festiwalu muzyki ludowej – Wszystkich Mazurkach Świata w Warszawie. W tym samym roku został też uhonorowany Nagrodą im. Oskara Kolberga. Skrzypek, zanim po niemal 50-letniej przerwie zaczął występować jak dawniej, zdawał się być już pożegnany ze światem doczesnym i czekał tylko na swój czas. Muzyka odmłodziła go i niejako podarowała drugie życie.

fot. Piotr Baczewski, Tabor Kaliski – Wiejskie Kluby Tańca 2019

Oprócz Leona Kaliskie posiada też innych, wiekowych muzykantów. Niedawno, dożywszy stu lat, zmarła Marianna Filipiak, śpiewaczka z przysiółka Wilcze Ługi. W Mroczkach małych mieszka także Józef Tomczyk, samouk, który za młodu sam skonstruował sobie skrzypce z deski oraz drutu. W granych przez niego melodiach wiele jest improwizacji, a inspiracje, jak opowiada, czerpał z podsłuchiwania ptaków oraz chrzęstu piasku pod drabiniastym wozem. Co ciekawe, mimo iż sam skrzypek utożsamia się z Kaliskiem, w jego muzyce, a szczególnie w jej rytmie, odznacza się wiele wpływów sieradzkich.

Region kaliski, jeśli chodzi o muzykę wsi, jest bowiem okolicą dość niecodzienną – leży w strefie przejściowej między Wielkopolską, Kujawami a ziemią łęczycką. Można nazwać go “przeciągiem”, “tunelem” otwartym na muzykę z Polski centralnej, a w tutejszych melodiach znajdziemy podobieństwa do sposobu, w jaki grali Józef Ciastek czy Piotr Gaca, pochodzący z Mazowsza i północnej Małopolski. Niejednorodność kultury regionu widać także, jeśli zwrócimy uwagę na utwory, jakie wykonuje Leon Lewandowski. Są to polki, oberki, owczarki, okrągłe oraz owijoki. Te ostatnie, mimo iż pochodzą z Sieradzkiego, pojawiają się także w okolicach Kalisza, jednak filozofia tańczenia do nich jest już zupełnie inna – wielkopolska. Mimo to w okolicy trudno odnaleźć tak typowe dla Wielkopolski wiwaty. Nie grało się tutaj również na dudach.

fot. Mateusz Raszewski, Stanisław Maślak ze stuletnimi basami, Pieczyska 2015

Mimo iż pod wieloma względami rejon miesza wpływy z różnych okolic, wykształcił on instrumenty, jakie nie pojawiają się w żadnym innym miejscu – basy kaliskie. Dudniąc, wprowadzały one w rytm muzyki, co sprawiało, że pełniły funkcję perkusyjną w czasach, kiedy na wsi nie istniały jeszcze bębny. Basy kaliskie występowały na niewielkim obszarze, jedynie w promieniu 20 km po obu brzegach rzeki Prosny. Posiadają bardzo archaiczne brzmienie i konstrukcję zupełnie odmienną od wielu swoich kuzynów. Przede wszystkim – co z reguły surowo zabronione – elementy basów kaliskich łączono gwoździami. Mówi się, że zwykle z każdym wbitym gwoździem instrument smyczkowy traci coś z finezji swojego brzmienia, jednak nie tym razem. Jest to swoisty paradoks, który sprawia, że melodia dochodząca z lokalnych basów zyskuje specyficzny charakter. Również główka instrumentu jest przekornie toporna, zbyt gruba, by objąć ją dłonią – kolejny element sprzeczny z lutniczymi zasadami. To właśnie jednak decyduje o surowości i niepospolitości tutejszych basów.

Basy kaliskie, fot. autorki

Także sposób ich wykonywania budzi dzisiaj wyobraźnię. Prawdopodobnie, aby określić ich kształt, przy świetle lampy naftowej lub świecy rzucano na ścianę cień skrzypiec, który potem odrysowywano. Korpus, niestandardowy, nieidealny, zależny od tego, jak akurat ułożył się cień, wydłubywano następnie z jednego kawałka miękkiego, łatwego do formowania drewna – topolowego, wierzbowego czy lipowego. Na korpus nakładano, działającą jako membrana, płytę wierzchnią. Na niej montowano trzy lub niekiedy – co w Polsce bardzo rzadkie – dwie struny. W konstrukcji kaliskich basów widać, że tworzono je na bazie doświadczenia przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Wciąż jeszcze stare instrumenty odnaleźć można gdzieś na strychach lub w stodołach.

fot. Mateusz Raszewski, basy kaliskie 2-strunowe pracownia Raszewskich

Basy dzisiaj rekonstruuje się i dzięki temu wieloletnie tradycje nie pójdą w niepamięć. Muzyka, którą wydobył z pamięci Leon również nie zostanie zapomniana, bo nagrano ją i poddawana jest teraz archiwizacji. Został wydany też album – “Leon Lewandowski. Skrzypek znad Prosny”. Mimo wyjątkowości odtwarzanych z niej utworów, słuchania płyty w żaden sposób nie można jednak porównać z kontaktem z żywą muzyką, kiedy brzmi ona wśród tańczących par. Dopiero wtedy pokazuje ona swoje piękno, ulotność i unikalność, kiedy tworzona jest – tak jak kiedyś – w toku emocji przepływających przez muzykantów, śpiewających oraz ich odbiorców – słuchających, a przede wszystkim tańczących. Wiejska potańcówka wskrzesza to, co w muzyce tak ważne, a co w toku historii w wielu przypadkach zostało zatracone. Przypomina o korzeniach i czasach niezakłóconej, nieskrępowanej relacji, w której istniał tylko człowiek i jego muzyka.

Fotografie dzięki uprzejmości Mateusza Raszewskiego i Fundacji Dorzecze Prosny

Źródła

“Opowieść o Leonie Lewandowskim – z Mateuszem Raszewskim rozmawia Andrzej Bieńkowski”

Audycje radiowe

Program Pierwszy Polskiego Radia: “Kiermasz pod kogutkiem: Leon Lewandowski i kaliskie tradycje muzyczne”

Program Drugi Polskiego Radia:

“Źródła: Kaliskie tradycje muzyczne”

“Źródła: Z podróży po Kaliskiem: Marianna Filipiak”

“Źródła: ‘‘Za zasługi dla kultury ludowej’. Odznaczeni w imię Kolberga”

Filmy edukacyjne – Fundacja Dorzecze Prosny

“Kaliskie i ziemie przyległe”

“Jak basy dudnią”

“Basy – warsztat twórczy”

“Taniec – owijak”

“Skrzypce: Józef Tomczyk”

Autor:

Magdalena Nawrocka

Skip to content