Początków polskiego kabaretu literackiego szukać należy w Krakowie, gdzie w 1905 roku został założony „Zielony Balonik”, z którym powszechnie kojarzymy Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Jednak rozkwit tej satyrycznej dziedziny sztuki przypada na czasy dwudziestolecia międzywojennego. Wystarczy rzucić okiem na stolicę, by wspomnieć takie kultowe ugrupowania jak „Picador” czy „Qui Pro Quo”. Ta kabaretowa atmosfera udzieliła się także Poznaniowi. Jeszcze w latach 1928 1930 działał tutaj kabaret „Ździebko” pod przewodnictwem Władysława Roguskiego, Emila Zegadłowicza i Artura Marii Swinarskiego. Rok po zakończeniu działalności „Ździebka”, Ludwik Puget – były członek „Zielonego Balonika” – „usiadł na jajach i wylągł «Różową Kukułkę»”. Jednakże i ona nie miała długiego żywota. Poznańscy satyrycy wciąż jednak nie tracili zapału, a najwięcej miał go Artur Maria Swinarski, który zebrał członków upadłych kabaretów i zainicjował działalność najgłośniejszego kabaretu w międzywojennym Poznaniu – Klubu Szyderców. [fot. 1 + podpis Wnętrze Kawiarni pod Kaktusem zaprojektowane przez Stanisława Kirkina]

Wnętrze Kawiarni pod Kaktusem zaprojektowane przez Stanisława Kirkina

Plac Wolności 14a

Uczty Szyderców” odbywały się niemal regularnie w soboty o godzinie 21 w kawiarni „Pod Kaktusem” przy Placu Wolności 14a. Początkowo organizator przedsięwzięcia zajmował jedną salkę wystawową w podwórzu, później przejął także pomieszczenia od frontu. Najpierw Zygmunt Mąkowski stworzył tam Salon Sztuki Współczesnej, wkrótce jednak za sprawą kaktusowego towarzystwa Swinarskiego wystawy młodych plastyków o awangardowym zacięciu łączyły się z wieczornymi występami kabaretowymi. Tak powstał Instytut Mąkowskiego, Poznań i Kawiarnia Artystyczna Pod Kaktusem. Ostatecznie cały kompleks zmienił nazwę na Instytut Krzewienia Sztuki (złośliwi jednak mawiali o krzywieniu sztuki). Lokal ten stał się prawdziwą wizytówką kabaretu. Na wejściu zawieszona została świetlana wywieszka wraz z kaktusem ustawionym w witrynie okiennej. Wewnątrz uwagę przykuwała śmiała cytrynowożółta i ciepłozielona kolorystyka ścian. Intensywna zieleń chodnika prowadziła gościa od wejścia aż po sam koniec do salonu wystawowego. Ciemnowiśniowe meble doskonale „odbijały się” na tle jasnych ścian. Zewsząd otaczały gości kaktusowe motywy: ciasteczka à la kaktusy, tzw. kaktusiki, ozdobione filiżanki, a także żywe okazy tych roślin. Na końcu sali kawiarnianej znajdował się bufet oświetlany zimnym, niebieskim blaskiem lampy sufitowej. Wszystkie różnorodne lampy w lokalu posiadały metalowe ramiona o różowawej barwie. Dodatkowymi dekoracjami stały się małe formy rzeźbiarskie oraz kwiaty. Artystyczny wyraz kawiarni uzupełniały wspomniane czasowe wystawy grafiki, rysunków i fotografii. Największe wrażenie robiło panneau Henryka Smuczyńskiego przedstawiające stałych bywalców kabaretu, postaci znanych z kulturalnego Poznania. Na dole po lewej stronie wraz z kukułką stoi Puget, a zza jego pleców zagląda Swinarski. Wesoły korowód otwiera sam Mąkowski i Stanisław Kirkin (architekt, projektant kawiarni) niosąc ogromnego kaktusa przy przygrywającym na fortepianie Franciszku Łukasiewiczu. Jarosław Mulczyński pisze, że kawiarnia ta była pierwszym przykładem świadomego dzieła architektury wnętrz na terenie miasta. Pod Kaktusem skupiała się cała poznańska cyganeria. Twórcami kabaretu, obok Swinarskiego, byli: muzyk Łucjan Kamieński i satyryk Jerzy Gerżabek. Równie istotną rolę odegrali: karykaturzysta Smuczyński, jego uczeń Wit Gawęcki, prozaik Stefan Balicki, architekt Kikin i niezastąpiony Mąkowski. Niemniejsze zasługi należą się takim personom jak: Gwidon Miklaszewski, Jan Sztaudynger, Juliusz Znaniecki, Ludwik Puget, Zofia Niwińska, Szymon Pigwa i Tola Korian. Ponadto swoje występy miewali tutaj nie tylko miejscowi ludzie kultury (takiej rangi jak Arkady Fiedler), ale także przyjezdni artyści z innych miast Polski. Wesołe towarzystwo rosło w zawrotnym tempie, w szczytowym momencie do klubu należało ponad pięćset nazwisk!

Kaktusowe towarzystwo na malowidle Henryka Smuczyńskiego

Kłujący symbol

Nie bez kozery tak charakterystyczna roślina stała się symbolem Szyderców, którzy w swoich występach byli równie kłujący co ciernie kaktusa. „Biada temu, kto się dostanie na języki i pióra «Szyderców». Wykpią go, wyśmieją, wyciągną na światło dzienne wszystkie jego grzeszki i śmiesznostki. Lepiej, żeby go ziemia nie nosiła… Przeskrobałeś, no, to zaśpiewajmy o Tobie piosenkę, aż ci w pięty pójdzie…” pisał recenzent „Ilustracji Polskiej”. Przede wszystkim atakowano lokalne osobistości oraz wady i przywary poznaniaków: bierność, brak zainteresowania kulturą i sztuką, dążność do bogacenia się czy wreszcie szowinizm. W mieście nikt jednak nie miał żalu do swoich oprawców: „Tylko jednego nam brak do zupełnego szczęścia: wrogów! Prawie wszyscy nas kochają” – chwalił się Swinarski. Co tydzień na gości czekał nowy program, zwykle o konkretnej tematyce (np. sławny „Bal-banal” urządzony pod hasłem „Niech żyje kicz”), a do przyjścia (tylko za okazaniem zaproszenia) zachęcały niebanalne autoreklamy. Oto jedna z nich: „Czy chce Pan być powieszony w sympatycznym towarzystwie? Jeżeli nie, to niech Pan się powiesi u siebie w domu: jeżeli tak, to niech Pan przyjdzie dziś w sobotę do «Klubu Szyderców» na «Bal Wisielców». Obsługa skora. Bufet we własnym zarządzie: specialite de la maison: «Uczty wisielców» i skromne stypy. – Kto ma słabe nerwy, niech nie przychodzi: kto nie ma zaproszenia, niech się również nie waży przychodzić. Specjalnie zaangażowany woźny wzrostu 2,25 m”.

Zaproszenie na Uczty Szyderców

Prawdziwym szlagierem kabaretu stała się piosenka Gerżabka pt. Ja mam już dość swojej żony!, której słowa powtarzało niemal całe miasto. Oto jej refren:

Ja mam już dość swojej żony,
Jak mam to nazwać, przesyt, spleen…
Ja chodzę smutny i znudzony.
Pij pan przez sześć lat ten sam płyn…
Ja się buntuję, się nie daję,
Mnie już z tego płakać się chce.
Pan myśli, że się przyzwyczaję?
Ja też myślałem, ale nie…
Ona jest taka strasznie gruba,
Ona ma takie nogi dwie,
Ona ma profil Belzebuba,
Tylko, co do ogona, nie.
Ona jest taki tran sercowy
Go się nie lubi, a się je.
Tylko od tranu jest pan zdrowy,
A od niej, to cholera wie…

Rzecz jasna, Szydercy nie mogli odmówić sobie komentowania najciekawszych plotek kulturalnych miasta. I tak Artur Maria Swinarski w satyrycznej kronice roku 1932 w Sierpniu odniósł się do zakulisowych sporów dyrektorów Teatru Polskiego i ich żon – aktorek. Mowa o Teofilu Trzcińskim i Jadwidze Zaklickiej oraz Bolesławie Szczurkiewiczu i Nunie Młodziejewskiej-Szczurkiewiczowej. W Listopadzie natomiast tak wykpił aurę sensacji towarzyszącej ujawnieniu korespondencji Stanisława Wyspiańskiego z poznańskim witrażystą profesorem Karolem Maszkowskim:

Wiadomo, że Wyspiański napisał wiele:
Sędziów – Wyzwolenie – Wesele,
Lecz w Poznaniu nie wiedzieli jednego:
że pisał także listy do Maszkowskiego.
Więc mówi Maszkowski do Trzcińskiego:
Wiesz – ja mam listy od Wyspiańskiego”.
A Trzciński powiedział do wojewody Raczyńskiego:
Maszkowski ma listy od – Niego!”
I zrobiono akademję pod protektoratem Raczyńskiego,
I poproszono Maszkowskiego,
By czytał listy Wyspiańskiego.
I dziś już w Poznaniu każdy wie,
że Wyspiański prócz Bolesława Śmiałego
pisał listy do Maszkowskiego.

Jan Sztaudynger prezentował natomiast swoje poznańskie przysłowia: „Nawet Begale nie jest bez ale”, „Kruk krukowi zegarka nie kupi”, „Mądry Polak po Namyśle”. Dziś jednak trudno je zrozumieć bez wyjaśnień. Begale był to starosta Poznania, Kruk – znany jubiler poznański, a Polak i Namysł to kuratorzy Szkolnego Okręgu Poznańskiego. Prócz tego na scenie można było podziwiać tańce! Hildebrandtówna wykonywała taniec plastyczny, a sam Mąkowski (choć kulejący) z Zulą Majchrzankówną taniec nowoczesny, a także jego parodię. Przemysłowiec Kręglewski zachwycał gwizdem artystycznym, a Iwański śpiewem rozkosznym. Klub Szyderców pod Kaktusem działał do 1935 roku. Przyczyną końca była rzecz banalna, a jakże pragmatyczna i istotna. W związku z niezwykle atrakcyjną lokalizacją kawiarni podbita przez Towarzystwo Akcyjne „Stomil” cena czynszu za lokal przerosła możliwości Szyderców. Drugiego tak głośnego kabaretu literackiego w historii międzywojennej Wielkopolski się nie doczekano.

Almanach Klubu Szyderców wydany z okazji dwudziestego piątego
programu kabaretu (kwiecień 1933 roku).
Okładka autorstwa Jana Jerzego Wronieckiego,
wydawca: Instytut Mąkowskiego (Poznań, Plac Wolności 14a)

Szydercy rozrabiali nie tylko na scenie pod Kaktusem

Wielu Szyderców spod Kaktusa należało do cyganerii artystycznej, co wiązało się z określoną postawą wobec życia. Zasadzała się ona na pogardzie dla konwenansów, norm społecznych i materializmu. Wśród mieszczan „cyganie” wywoływali wiele oburzeń i kontrowersji obyczajowych. Największym wyznawcą takiego stylu życia był nie kto inny jak Artur Maria Swinarski, który debiutował jako poeta w awangardowym czasopiśmie „Zdrój”. Leonard Turkowski – człowiek, który w swoich młodzieńczych latach miał sposobność przyglądać się i uczestniczyć w kabaretowych wieczorach na Placu Wolności – tak wspomina Swinarskiego: „Gdy pragnę przypomnieć sobie w tej chwili coś jakąś charakterystyczną dla niego scenę – zawsze wychodzi mi coś niecenzuralnego, był to bowiem człowiek eksplodujący humorem bardzo obscenicznym, zabawionym kpiną, szyderstwem, złośliwością, ale pieprznym”. Satyryk publikował zazwyczaj w prasie endeckiej, co wiele mówi o jego poglądach politycznych. Pewnego razu jednak, co prawda po sporej dawce alkoholu, włożywszy czerwony krawat, szedł przez Plac Wolności i wykrzykiwał: „Nasram na endecję, idę do komunistów!” Zabawna jest także krążąca w Poznaniu legenda o jednym z tomików wierszy Swinarskiego. Zawierał on dość obsceniczne utwory, toteż zgorszona i oburzona ciotka postanowiła wykupić cały nakład, by nie dopuścić do kompromitacji tak zacnego nazwiska. Choć przyznać trzeba, że już wcześniej Artur Maria doprowadził do kojarzenia jego nazwiska ze „świństwami”. Tadeusz Kraszewski wspomina natomiast o lekceważącym stosunku satyryka do pieniędzy: „[…] bardzo zacięcie wytargowywał wysokie wierszówki za swoje utwory. W pewnym okresie pisał i drukował w «Kurierze» bardzo dużo, ale… nigdy nie miał pieniędzy. Wydawał je szybciej, niż zarabiał. Kpił sobie z wszelkiej oszczędności, wydawał twardo wytargowane pieniądze jak najlekkomyślniej, jakby się po prostu silił na ich najszybsze wydanie – rozrzucał po prostu”. Jakże to typowe zachowanie wśród cyganerii, która największą przyjemność czerpała z wyciągania pieniędzy od tych, którzy je nazbyt cenią i kochają. Konkretnym przykładem tej mało poznańskiej cechy był sposób, w jaki Swinarski roztrwonił dość pokaźny spadek. Wynajął on bowiem kamerdynera i lokaja w jednej osobie, by ubrany w liberię służący zawsze mu towarzyszył i spełniał zachcianki. Innym ekstrawaganckim zachowaniem zadziwił podczas pobytu w Warszawie, gdy w jednym z teatrów grano jego sztukę. Zakupił wtedy wszystkie bilety i sam rozesłał zaproszenia, a gości rozsadził niezgodnie z obowiązującą hierarchią: „Minister dostał miejsce w odległych rzędach, a krytyk ze skromnego pisma, ale dobry znawca teatru – w pierwszym rzędzie, podchorążowie przed generałami, a skromne teatralne rybki przed wielorybami”. Pod koniec lat pięćdziesiątych mieszkał w Warszawie i podobno pracował jako tekściarz dla cyrków, wkrótce jednak wyemigrował do Austrii. Zmarł w 1965 roku w Wiedniu.

Bibliografia i źródła fot.:

I. Kiec, Nowy kwiat na poznańskim bruku, czyli Klub Szyderców Pod Kaktusem, w: Tejże, Czy chce Pan być powieszony w sympatycznym towarzystwie? Czyli poznańskie kabarety artystyczne dwudziestolecia międzywojennego, Poznań 2015.

T. Kraszewski, Poznańskie kabarety literackie, w: 50 lat Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich 1921-1971, pod red. T. Kraszewskiego, Poznań 1971.

T. Kraszewski, Jeszcze o cyganerii słów kilka…, w: Poznańskie wspominki z lat 1918-1939, pod red. T. Kraszewskiego i T. Świtały, Poznań 1973.

J. Mroziński, Dymek z papierosa, Warszawa 1959.

E. Pawlak, Klub Szyderców, w: Tegoż, Życie literackie Poznania w latach 1917-1939, Poznań 1971.

L. Turkowski, Poznańskie kabarety, w: Tegoż, Księga mojego miasta, Poznań 1983.

Autor:

Magdalena Tyl

Skip to content