Jednym z najważniejszych zdarzeń, które miały wpływ na kształtowanie się zbiorowej świadomości współczesnych kaliszan jest katastrofa sierpnia 1914 roku. „Wenecja północy”, jak zwykło się nazywać to miejsce przed I wojną światową, została praktycznie doszczętnie zniszczona. Pomimo późniejszej odbudowy, a właściwiej jest to określić terminem wskrzeszenia, najstarsza polska miejscowość utraciła swoją dotychczasową rolę, stając się ośrodkiem II ligi miast w kraju. Nikt ani w Kaliszu, ani gdziekolwiek indziej, nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Niemcy dopuścili się aktu barbarzyństwa na taką skalę. Nie jest to niczym dziwnym, gdyż jednoznacznej odpowiedzi  na to pytanie jak na razie brak. W niniejszym tekście jednak, postaram się przedstawić najbardziej prawdopodobne poszlaki oraz stanowiska stron biorących udział w kaliskim dramacie.

Ratusz w Kaliszu

Jest 1 sierpnia 1914 roku. Trwający niecałe 100 lat ład europejski, będący wynikiem klęski Napoleona pod Waterloo, zaczyna się walić. Dochodzi do długo oczekiwanej przez Polaków walki pomiędzy ich ciemiężycielami. O godzinie 3:00 nad ranem z Kalisza wyrusza na wschód pociąg zawierający najważniejszych carskich oficjeli, urzędników i dokumenty państwowe, w tym protokół kasjera Piotra Sokołowa o spaleniu pozostających w kasie miasta papierowych rublach. Parę godzin później autem odjeżdża Gubernator Tryfiliusz Rafalski. Kolejnego dnia wojska rosyjskie podpalają dworzec oraz tabor kolejowy, a także magazyny wojskowe. Zniszczony zostaje również most kolejowy na Prośnie oraz sieć telefoniczna do Łodzi i Warszawy. Następnie wojska te opuszczają Kalisz, za nimi ciągnie rosyjska ludność cywilna. Na parę godzin miasto bursztynu staje się wolne.[1] Kaliszanie szybko organizują się w Komitet Obywatelski, który przejmuje zarząd nad miastem. „Wolność” trwa do godziny 16:00, kiedy to w rejon Rogatki Wrocławskiej przybywa patron konny pod dowództwem porucznika. Życzy on sobie porozmawiać z prezydentem Kalisza Bronisławem Bukowińskim. Prezydent udaje się na miejsce i symbolicznie wręcza klucze do miasta. [2] Tego samego dnia wkraczają wojska niemieckie pod dowództwem majora Hansa Rudolfa Hermana Preuskera. Życie wydaje się toczyć normalnie. Preusker wydaje trójjęzyczną odezwę, w której ustala m.in., że zakazane są wszelkie zgromadzenia oraz zarząd miasta pozostaje w rękach prezydenta i dotychczasowego magistratu[3]. Wojsko patroluje ulice. Spokój nie trwa długo. W nocy 3 sierpnia dochodzi bowiem do strzelaniny, której to okoliczności oraz przebieg są przedstawiane różnie przez poszczególnych uczestników.

W kronikach 155 pułku, który to był sprawcą wydarzeń feralnej nocy, czytamy: Jak tylko w batalionie coś się poruszyło, to ogień rozpętuje się na nowo. Dwóch cywilów, którzy najwidoczniej chcieli szpiegować i uciekali na wezwanie, zostało zastrzelonych, siedmiu mężczyzn, których siódma kompania złapała na ulicy z bronią w ręku, spotkał ten sam los, tak samo pięć innych osób przy przeczesywaniu cmentarzy. O świcie kompanie wdzierały się do domów, z których widziano strzały; mnóstwo cywili noszących broń albo próbujących uciekać zostało zastrzelonych. O 5 rano batalion zajął znów swoje stare pozycje. Przy następnych przeszukaniach domów ponownie rozstrzeliwano ludzi, bo z bronią w ręku stawiali opór. Innych, którzy strzelali do patroli i zostali przyłapani na gorącym uczynku, major Preusker kazał zgromadzić na rynku i rozstrzelać z wyroku sądu doraźnego. O ile dał się stwierdzić, że około 50 osób musiało zapłacić życiem za tę napaść. […] Wśród zabitych i zaaresztowanych podejrzanych znajdowali się Żydzi, Rosjanie i Polacy z wszystkich warstw społecznych. Nie dało się stwierdzić czy do napaści podjudzała jakaś nacja, czy też pospólstwo. Zeznania zakładników byłby różne; niektórzy przypisywali ją funkcjonariuszom policji i zamaskowanym żołnierzom, którzy w tym celu pozostali w mieście, inni – jakiejś polskiej organizacji. W każdym razie z przesłuchań można odnieść wrażenie, że szerokie grono wiedziało o napaści. Gorycz była wielka, nocna walka kosztowała batalion 6 ofiar śmiertelnych. Rannych zostało dwóch oficerów i 22 ludzi, w większości ciężko rannych.[4] Taka wersja wydarzeń wydaje się jednak mocno wątpliwa. Mieć na uwadze należy, np. fakt, iż państwo niemieckie w tamtym okresie słynęło z niezwykłego przywiązania do praworządności, więc trudno uwierzyć, że przeprowadzono by jakiekolwiek postępowanie w „sądzie doraźnym” bez sporządzenia odpowiedniej dokumentacji dotyczącej personaliów osób skazanych. Inna wizja wydarzeń została zaprezentowana przez Mieczysława Woźniaka w cytowanym już powyżej Roczniku Kaliskim, z którego dowiadujemy się, jaka była inna, bardziej prawdopodobna wersja wydarzeń.  Otóż według Woźniaka miało nie dojść do żadnych ataków ze strony ludności cywilnej, a strzelanina była wynikiem pomyłki. Żołnierze niemieccy mieli wziąć

Kalisz po zniszczeniach
Pałac Weissów w Kaliszu

za kozaków rezerwistów, mieszkańców Kalisza, powracających z Łasku, którzy nieświadomi zajęcia miasta wkroczyli do niego. Niemcy uznając rezerwistów za regularną armię, zaczęli do nich strzelać, co doprowadziło do całonocnej strzelaniny. Dodatkowo feralnej nocy do Kalisza miała powrócić również grupa rosyjskich celników, która to nie dała rady ewakuować się z wojskiem rosyjskim. Ci również zostali wzięci za regularną armię, w wyniku czego otwarto do nich ogień. Co ciekawe, możliwe, iż to sami niemieccy żołnierze zaczęli strzelać do siebie. Wskazuje na to fakt, że w trakcie operacji przeprowadzonej na jednym z nich, wydobyto mu z brzucha pocisk karabinowy oddany z broni niemieckiej.[5] Liczba osób zmarłych w wyniku powyższych wydarzeń mogła wynosić nawet do 100 osób. [6]

Wine za zdarzenia nocy z 3 na 4 sierpnia zrzucono jednak na mieszkańców Kalisza. Od samego rana rozpoczęły się represje, rozstrzelania i szykany skierowane w stronę ludności cywilnej. Cały Główny Rynek zasłany był ludźmi leżącymi głową do bruku. Wśród nich znalazł się także prezydent miasta. Wszystkich, którzy unieśli głowy, bito kolbami. Rozstrzelano, np. dwóch mężczyzn, którzy przynieśli krzesło i poduszkę prezydentowi. Na miasto nałożono kontrybucję, zakazano wydawania gazet, ograniczono swobodę poruszania się i zagrożono rozstrzelaniem co dziesiątego mieszkańca w razie powtórzenia się sytuacji. Kasjera miasta, który oświadczył, że Kalisz nie ma z czego zapłacić kontrybucji z powodu spalenia rubli, natychmiast rozstrzelano.

Niezrozumiała sytuacja miała miejsce następnej nocy. Bez żadnej konkretnej przyczyny zarządzono alarm, pojmano zakładników, a następnie zajęto stanowiska na Dobrzecu oraz w rejonie Piwonic, skąd to rozpoczął się ostrzał armatni miasta. Choć trwał do rana, to nie wyrządził dużych szkód, gdyż w ostrzale posługiwano się amunicją szrapnelową.       Pomimo

względnie niskich zniszczeń po tej nocy Kalisz opuściło 10 tys. z 60 tys. mieszkańców. Udali się oni głównie w kierunku Łodzi i Warszawy. Od rana trwały dalsze represje, aresztowania i pojmania zakładników. O godzinie 18:00 rozpoczął się ponowny, krótkotrwały ostrzał. Warto przy okazji wspomnieć o sytuacji z 6 sierpnia, kiedy to w wyniku    błędu      pruscy 

żołnierze skutecznie ostrzelali niemiecki samolot, co doprowadziło do śmierci obserwatora i przymusowego lądowania. Za sytuację starano się oczywiście obwinić Polaków, pojmano kolejnych oskarżonych, których z powodu braku dowodów ostatecznie zwolniono. [7]

Do kolejnego incydentu doszło 7 sierpnia. Według słów majora Reichtera sytuacja miała wyglądać następująco: Nagle o godzinie 2.00 padł strzał, równocześnie w bocznej uliczce koń upadł na chodnik. Najwidoczniej był to znak: ze wszystkich kątów, z dachów, piwnic i okien strzelano do oddziału, mimo że nie dało się zauważyć strzelca. W jednej chwili opróżniono plac, każdy szukał kryjówki. Natychmiast odpowiedziano na ogień i była to straszliwa strzelanina, w którą wmieszała się bateria z góry (chodzi o artylerię polową 56 pułku umieszczoną na „wzgórzu wiatracznym”, obecnie ul. Podmiejską – przyp.), bo ich dowódca nie umiał sobie wyjaśnić tej napaści i chciał odciążyć piechotę. To emocjonująca godzina, podczas której niestety dwóch ludzi z Landwehry zostało zabitych, a wiele rannych. Ta tchórzliwa napaść była dobrze przygotowana. Nie pozostało nic innego, jak opuścić miasto i zająć starą pozycję na wzgórzu z wiatrakami […]. Artyleria otrzymała rozkaz, by w odwecie przez całą noc w odstępach ostrzeliwać Kalisz, wkrótce ratusz płonął. Następnego ranka dziewięciu „wolnych strzelców” zostało rozstrzelonych przy wiatraku z wyroku sądu doraźnego, potem znów ruszono do miasta.[8][9]

Inaczej sytuacja miał wyglądać według wspomnianego już wyżej Mieczysława Woźniaka. Otóż miało nie dojść do żadnego ataku, ani nawet do żadnego wystrzału, upadek zaś konia był spowodowany wplątaniem się w leżące druty telefoniczne, co zostało odebrane przez żołnierzy jako atak na oficera. Spowodowało to masakrę, w której to użyto kartaczownic i karabinów maszynowych do strzelania we wszystkich postronnych. Ponownie skierowano represje w stronę mieszkańców poprzez liczne pojmania i groźby rozstrzelań, a dalej kolejne ostrzeliwanie budynków, tym razem już za pomocą amunicji burzącej. Podpalony został także ratusz. [10]

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść razem z wkroczeniem wojsk saskich, które nastąpiło 7 sierpnia. Te przeszły już do regularnego niszczenia przy użyciu słomy, rabunku, morderstw i gwałtów. Miasto było podpalane przy pomocy następującej metody: do budynku wchodził żołnierz krzyczący „Raus! Raus!”, inni przetrząsali w tym czasie mieszkanie w poszukiwaniu kosztowności,  kolejni zaś podpalali przy pomocy słomy wspomaganej naftą lub słomą. Aż do 25 sierpnia zabudowania było podpalane, a ludność represjonowana co doprowadziło do olbrzymiej fali wychodźtwa z Kalisza. Jak pisała Maria Dąbrowska w Nocach i Dniach:  Jakieś dziecko na stosie betów żydowskich zaczęło konać w drodze. Otoczywszy furmankę, ratowano je, czym kto umiał. O parę kroków dalej młody chłopak upadł na jezdnie i dostał ataku wielkiej choroby. Trzeba go było co duch ściągać z bramy, żeby nie został przejechany lub stratowany. Ci, co nie znaleźli koni, szli piechotą. Ojcowie nieśli dzieci, a pot ściekał im po zabrudzonych twarzach […] mnóstwo ludzi pędziło furmankami, błagając o zabranie. Obraz Kalisza w trakcie jego destrukcji pisarka opisała zaś następująco: Do miasta weszły nowe <<szwadrony>> wojska, które już nie strzelają, tylko palą. Każdy soładat ma w ręku żagiew i słomę albo naczynie z czymś śmierdzącym, z naftą lub słomą. Jedni wpadają do mieszkań i nic tylko krzyczą „raus, raus!”, a te z żagwiami zaraz do sieni i podpalają. Na ulicy koło cmentarza już wszystkie domy stają w ogniu. Jeden Żyd nie dał podpalać, to go zaraz na miejscu sołdat bagnetem przebił. Wojsko przeszło już na tę stronę miasta. Już jest w Rynku. Ratusz się pali. A teraz podpalają domy na Rynku i ku naszemu placowi.

Kalisz Square 1877

Bilans strat był zatrważający. Zniszczeniu uległo 426 budynków mieszkalnych, 9 fabryk, 5 gmachów publicznych. Budynki te nadawały się tylko do rozbiórki. Spustoszeniu uległo praktycznie ¾ miasta. Trudno oszacować straty ludnościowe, lecz w wyniku rozstrzelania życie straciło minimum 200-250 ludzi. Najgorzej jednak wyglądał stan ludności Kalisza, który w 1914 roku zamieszkiwało ok. 60 tys. osób, a po wydarzeniach sierpniowych liczba ta wynosiła tylko 3 tys. [11]

Co więc tak naprawdę było powodem zburzenia naszego miasta? Czy było to niewspółmiernym odwetem za działania ludności cywilnej, czy może wynikiem tuszowania własnej niekompetencji przez wojska niemieckie? Okazuje się, że może istnieć jeszcze inne wytłumaczenie tej sytuacji. Istnieją poszlaki wskazujące na to, iż za wydarzeniami sierpniowymi mogą stać także Rosjanie, którzy, na co znajdujemy dowody, tak naprawdę wcale ostatecznie nie opuścili Kalisza na początku sierpnia.

Ze zeznań B. Szczepankiewicza wiemy, iż w trakcie wydarzeń sierpniowych miał on spotkać w miejście patrol rosyjskich dragonów i rozmawiać z rosyjskim oficerem. [12]  Naocznym świadkiem obecności rosyjskich żołnierzy miał być także Alfons Parczewski, który zeznał przed Komisją Sprawiedliwości w 1919 roku, że widział rosyjskiego żołnierza przed budynkiem Magistratu. Rosjan widziano także pobliskich w Chełmcach. Zauważonym miał być wówczas około 30-osobowy patrol kozacki. Podobny patrol wdarł się także do niedalekiego Pleszewa, gdzie miał zrabować pocztę. Te i wiele innych poszlak wskazuje na to, że Rosjanie nie mieli problemu wdzierać się do miasta. Szeroka była też potencjalna V kolumna, gdyż duża część rosyjskiej ludności cywilnej nie zdążyła uciec. Czy całe zamieszanie wywołali więc Rosjanie? Mieli na pewno w tym interes. Zburzenie Kalisza było caratowi na rękę, gdyż dało mu świetne narzędzie propagandowe. Wydarzenia sierpniowe stanowiły też przyszłą drzazgę w oku władz niemieckich, gdyż zdarzenie to przekreśliło możliwość skierowania sympatii ludności polskiej w stronę państw centralnych, a ta była niezwykle potrzebna w kontekście olbrzymiego zapotrzebowania wojska na nowych rekrutów.

Zburzenie Kalisza – niekompetencja, niewspółmierna kara czy może rosyjski fortel? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Tobie czytelniku

Przypisy

[1] Woźniak, Mieczysław (2014), Tło i przebieg wypadków sierpniowych w Kalisz 1914 roku „Rocznik Kaliski”, tom XL, strona 29-30.
[2] Ibidem
[3] Woźniak, Mieczysław, Kalisz 1914. Pogrom miasta, Kalisz 1995, s. 54-56; A. Dobroński Dyslokacja wojsk rosyjskich w Królestwie Polskim przed I wojną światową, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości” t. XX, 1976, s. 254
[4] R. Bieniecki, B. Celer, Katastrofa kaliska, Materiały źródłowe. Wybór. Kalisz 2014, s.430
[5] Decyzja Polskiej Śledczej Komisji Rządowej z dnia 14.02.1919, zeznania A. Draszera, s. 54
[6] Woźniak, Mieczysław (2014), Tło i przebieg wypadków sierpniowych w Kalisz 1914 roku „Rocznik Kaliski”, tom XL, strona 34.
[7] Ibidem, s. 36
[8] R. Bieniecki, B. Celer, Katastrofa kaliska, Materiały źródłowe. Wybór. Kalisz 2014, s.431-432
[9] Bieniecki, Ryszard (2014), Katastrofa Kalisza 1914 roku jako zagadnienie badawcze, „Rocznik Kaliski”, tom XL, strona 86-87.
[10] Woźniak, Mieczysław (2014), Tło i przebieg wypadków sierpniowych w Kalisz 1914 roku „Rocznik Kaliski”, tom XL, strona 37.
[11] Woźniak, Mieczysław (2014), Tło i przebieg wypadków sierpniowych w Kalisz 1914 roku „Rocznik Kaliski”, tom XL, strona 43-44.
[12] B. Szczepankiewicz, Kalisz wśród bomb, granatów i ognia w dniach sierpniowych 1914 roku, z osobistych wraże, s. 283

Autor:

Kamil Ratajczyk

Polecamy

Skip to content